Nie "młody Lepper", tylko nowy problem PiS-u. Czy Michał Kołodziejczak stanie na czele polskiej wsi?

Nazywają go "młodym Lepperem" albo "Lepperem 2.0". Kiedy to słyszy, tylko się uśmiecha. I buduje swoją organizację, której nie chce nazywać partią. Michała Kołodziejczaka w polityce możemy jednak zobaczyć szybciej, niż nam się zdaje. Wiele zależy od tego, jak zakończy się trwające starcie rolników z rządem.
Zobacz wideo

Nie przypomina stereotypowego rolnika. Młody, niewysoki, drobnej budowy. Do tego wygadany, dobrze ubrany, nowoczesny. Gdy siedzimy w kawiarni w budynku Agory na Czerskiej, co chwilę sprawdza smartfona i kolejne wyskakujące powiadomienia z mediów społecznościowych. Nie peszą go również media – kamery, mikrofony, dyktafony. Idzie się przyzwyczaić, w końcu od przeszło pół roku jest stałym bywalcem największych polskich redakcji, a z dziennikarzami styka się na każdym kroku.

To właśnie media okrzyknęły go „młodym Lepperem”, „nowym Lepperem” czy „Lepperem 2.0”. Łatka szybko się przyjęła. Wiadomo, porównanie do ekscentrycznego i budzącego wielkie emocje lidera Samoobrony robi swoje – sprzedaje tekst, wywiad, nagranie. Tym bardziej, że nazwisko Kołodziejczak wciąż niewiele osób kojarzy.

– Co pan myśli, gdy słyszy te wszystkie porównania do Andrzeja Leppera? – pytam założyciela i szefa AGROUnii.
– Uśmiecham się – odpowiada spokojnie, a na poparcie tych słów na jego twarzy faktycznie rysuje się pogodny uśmiech.
– Ale życzliwie czy ironicznie?
– Życzliwie, jak najbardziej – znów się uśmiecha. – Andrzej Lepper rolnikom kojarzy się bardzo dobrze. Był to jeden z niewielu ludzi, którzy potrafili zjednoczyć środowisko rolnicze.
– Był też skuteczny.
– Na pewno w jakiś sposób tak.

Wojna partyzancka

Ostatnio o Kołodziejczaku ponownie zrobiło się głośno, gdy zaczął krytykować obecne władze za niedostateczną ochronę polskiego rolnictwa i polskiej żywności. Wśród postulatów, które zgłaszał pod adresem rządzących było m.in. znakowanie żywności w Polsce flagą bądź innym znakiem graficznym wskazującym na kraj pochodzenia i kraj produkcji, odwołanie Głównego Lekarza Weterynarii Pawła Niemczuka oraz ograniczenie napływu towarów zza granicy. Kiedy rozmowy AGROUnii z ministerstwem rolnictwa spełzły na niczym, Kołodziejczak zapowiedział na 6 lutego protest rolników w stolicy – „mocne oblężenie Warszawy”.

– Należy spodziewać się wojny partyzanckiej – przyznał w rozmowie z „Super Expressem”. Szybko dodał jednak, że nie ma powodów do strachu. – Nikomu nie chcemy zrobić krzywdy. Walczymy o byt rolników – zapewniał. Na łamach tabloidu wyjaśniał też, co należy przez to rozumieć:

Liczę się z tym, że nie każdemu to pasuje. Rozumiem to, ale nasze gospodarstwa upadają. Nie możemy dopuścić do tego, aby spuścizna naszych rodzin poszła wniwecz. Wyjście na ulicę jest gestem rozpaczy. Liczę, że ktoś się wreszcie otrząśnie i zmieni na lepsze

– PiS złożyło wsi i rolnikom ogrom obietnic w kampanii parlamentarnej w 2015 roku. Nie dotrzymało miażdżącej większości z nich – mówi nam prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. – Zamiast tego, sprawami polskiej wsi zajmują się karierowicze i dyletanci. Rządzący nie mają pomysłu na wieś i zajęcie się jej sprawami, a sytuacja staje się krytyczna. Ostatnie tygodnie dobitnie to potwierdzają – wylicza.

Podczas stołecznego protestu rolnicy w liczbie kilkuset osób przeszli spod Pałacu Kultury i Nauki ulicami Marszałkowską i Królewską pod Pałac Prezydencki. Nieśli ze sobą trumnę, która ma symbolizować tragiczny stan polskiego rolnictwa. Ale to nie pierwszy raz, kiedy Kołodziejczak ruszył na barykady.

DARIUSZ BOROWICZ

W połowie grudnia rolnicy z AGROUnii pod wodzą 30-latka z Błaszek zablokowali autostradę A2 na odcinku Łódź – Warszawa. Domagali się od rządu m.in. odszkodowań za świnie wybite w ramach walki z wirusem ASF. Ostatecznie protest rozwiązano po kilku godzinach. Wcześniej do zgromadzonych przyjechał minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, któremu Kołodziejczak i jego ludzie przekazali listę swoich postulatów.

Nawet medialna kariera Kołodziejczaka też zaczęła się od protestu. Był maj 2018 roku, a Unia Warzywno-Ziemniaczana – poprzedniczka AGROUnii – ściągnęła pod Sieradz aż 200 ciągników. Rolnicy rozłożyli na ziemi dużą flagę Unii Europejskiej, a następnie przysypali ją kapustą. Na miejscu oprócz rolników byli też poseł i prezes Ruchu Narodowego Robert Winnicki czy znany nacjonalista Piotr Rybak. Akcję chwalił także były ksiądz Jacek Międlar, jedna z popularniejszych postaci w środowisku polskich narodowców. To właśnie pod Sieradzem narodziły się porównania Kołodziejczaka do Leppera.

Klin wbity w „dobrą zmianę”

O ile wcześniej władze patrzyły na Kołodziejczaka trochę z przymrużeniem oka, o tyle protest w Warszawie zmienił w tej kwestii wszystko. Politycy „dobrej zmiany” zdali sobie sprawę, że pod ich nosem rośnie siła, która zostawiona sama sobie w dłuższej perspektywie może zagrozić hegemonii Prawa i Sprawiedliwości na polskiej prowincji.

Nie mam szczególnych złudzeń, że protest rolników w Warszawie to realizacja projektu politycznego, który ma stworzyć organizację mocniejszą niż wszystkie partie polityczne w Polsce. Liderzy tego nie ukrywają

– ocenił na konferencji prasowej we Wrocławiu minister Ardanowski. – A władze – nie tylko taka szara myszka jak ja minister – ale również premier, prezydent mają słuchać i wykonywać polecenia tej organizacji – dodał.

Kołodziejczak odrzuca zarzuty o to, że przygotowuje się do wejścia w wielką politykę jak niegdyś Andrzej Lepper. – Chcąc czy nie chcąc, jesteśmy mieszani do polityki od samego początku naszej akcji – mówi w rozmowie z Gazeta.pl. – Głównym celem nigdy nie był strajk czy manifestacja. Głównym celem jest zbudowanie mocnej, silnej organizacji – zapewnia.

Zobacz wideo

Jest też drugi cel – strategiczny. Po fiasku rozmów z ministrem Ardanowskim Kołodziejczak i jego AGROUnia jako nowego partnera do dyskusji wybrali sobie prezydenta Andrzeja Dudę. Zostało to odebrane jednoznacznie jako próba wbicia klina pomiędzy rząd a Pałac Prezydenckim. Pytam o to Kołodziejczaka. – Niektórzy tak mówią – wymownie się uśmiecha. Dopytywany, dodaje: – My robimy wszystko, żeby osiągnąć cel.

Mówi Dorota Niedziela, posłanka Platformy Obywatelskiej i wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi:

Jest autentyczny w tym, co robi. Co więcej, potrafi dotrzeć do rolników ze swoimi racjami i pomysłami, wytłumaczyć im wiele rzeczy, przedstawić plan działania. To nie jest łatwe, bo oni rzadko kogo chcą słuchać. Chociaż dla mnie ma zbyt wiele postulatów narodowych i antyunijnych

O postawieniu przez AGROUnię na prezydenta Dudę rozmawiamy też z prezesem Kosiniakiem-Kamyszem. Szef ludowców zdaje się doceniać ten ruch. Jak twierdzi, głowa państwa dostała na wsi bardzo dużo głosów, więc musi czuć się zobowiązana do interwencji lub przynajmniej podjęcia tematu. Tym bardziej, że przez niemal cztery lata swojej kadencji – jak przekonuje szef ludowców – prezydent nie zrobił dla rolników w zasadzie nic. – Oczywiście, jeśli nie liczyć obecności na dożynkach prezydenckich w Spale – ironizuje prezes PSL.

Dodaje jednak, że głowa państwa „ma obowiązek działać w imieniu polskiej wsi”. – Inna rzecz, czy jest do tego przygotowany, czy ma wystarczająco kompleksowy ogląd sytuacji. Wreszcie, czy w swoim obozie politycznym ma na tyle dużą siłę przebicia, żeby cokolwiek w tej sprawie ugrać. Zobaczymy, kto znaczy więcej w Zjednoczonej Prawicy: prezydent Duda czy minister Ardanowski – mówi nam Kosiniak-Kamysz.

W Pałacu Prezydenckim nie zamierzają rolników lekceważyć. Przynajmniej taka deklaracja padła z ust ministra Pawła Muchy na antenie Radia ZET. – W Kancelarii Prezydenta są osoby świetnie zorientowane, jeśli chodzi o sprawy polskiego rolnictwa – zapewnił. I dodał: – Zobaczymy, jakiego rodzaju postulaty się pojawią, które są przedmiotem wystąpienia rolników. Wokół tych postulatów będzie toczyć się dyskusja.

Wykiwani rolnicy

Sytuacja rolników jest dzisiaj nie do pozazdroszczenia. Rząd nie potrafił uporać się z wirusem ASF, a ostatnio doszły problemy ze skażoną polską wołowiną. Do tego należy dodać bolączki dobrze znane przynajmniej od kilku lat – niewypłacone protokoły za zniszczenia (dziki, gradobicia, susze, deszcz nawalny) czy problemy ze skupem produktów rolnych. Czy wobec tego jest dziś miejsce dla „nowego Leppera” i ruchu na miarę Samoobrony?

Prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego: – Dzisiaj nie ma warunków stworzenie i wypromowanie w Polsce nowej Samoobrony. Pamiętajmy, że ta partia bazowała na traumie posttransformacyjnej ludności wiejskiej. Chłopi mieli wówczas wspólnotę doświadczeń, wspólny cel, problem był strukturalny, bo sytuacja wsi niemal na każdej płaszczyźnie była fatalna. Dzisiaj problemy wsi są punktowe, przez co nie ma wspólnoty, a dominuje partykularyzm – każdy chce załatwić to, co go boli, a nie zmieniać cały system.

ARKADIUSZ STANKIEWICZ

Zdaniem naszego rozmówcy, polityczne okoliczności na polskiej prowincji mogą zmienić się tylko wtedy, gdy zostaną spełnione dwa warunki. Pierwszy to destabilizacja polityczna i gospodarcza kraju. Drugi – poważne kłopoty zarówno ze sprzedażą produktów rolnych w kraju, jak również z ich eksportem zagranicę. Bez tego szanse na ponowne narodziny masowego ruchu protestu na wsi są minimalne.

Dlatego prof. Chwedoruk scenariusz pt. „Lepper 2.0”, w którym miejsce byłego wicepremiera zająłby Kołodziejczak, a miejsce Samoobrony jego AGROUnia uważa za nierealny. – Pamiętajmy, że Lepper był znacznie bardziej popularny i rozpoznawalny niż sama Samoobrona – podkreśla.

Przede wszystkim jednak przez ostatnie dwie dekady całkowicie zmieniła się polska wieś, w znaczniej mierze przez wejście do Unii i otwarcie zagranicznych rynków na polską żywność. Doszło też do zmiany demograficznej i strukturalnej – wieś stale się wyludnia, wieś się modernizuje, przez co dystans pomiędzy nią a miastem zmniejsza się, coraz mniej osób zajmuje się rolnictwem, konkurencja do głosów elektoratu wiejskiego też jest bez porównania większa niż w latach 90.

– wylicza.

Podobnego zdania jest Dorota Niedziela (PO), która zastrzega, żeby nie sugerować się medialnymi porównaniami Kołodziejczaka do Leppera. – Kołodziejczak to Kołodziejczak. Przypięto mu od razu taką łatkę, bo mamy tendencję do upraszczania rzeczywistości. Mamy inne czasy, rolnicy mają inne problemy, a on jest innym człowiekiem od Leppera – mówi w rozmowie z Gazeta.pl.

Nie chce jednak przesądzać, że Kołodziejczaka w wielkiej polityce nie zobaczymy. – Na pewno ma potencjał, co pokazał mobilizując tak dużą grupę ludzi, a interesy chłopskie od czasów Leppera nie miały w Sejmie swojego wyrazistego przedstawiciela – ocenia. Ale zaznacza, że jeśli wcześniej uda mu się osiągnąć założone cele w innych sposób, może dać sobie spokój z polityką.

Prezes Kosiniak-Kamysz docenia Kołodziejczaka i to, co robi on dla polskiej wsi. Zwłaszcza wobec tego, że wiele organizacji rolniczych i rolniczych związków zawodowych jest uzależnionych od resortu rolnictwa – jego decyzji i pieniędzy. Zamiast walczyć o sprawy polskiej wsi, przytakują więc rządowi i nie chcą się narażać. W zamian mają zapewnioną spokojną egzystencję i brak problemów. Szef ludowców deklaruje chęć rozmowy, współpracy, a nawet przedstawienia postulatów AGROUnii na forum Sejmu.

Michał Kołodziejczak - protest rolników pod hasłem Oblężenie Warszawy Michał Kołodziejczak - protest rolników pod hasłem Oblężenie Warszawy  DAWID ZUCHOWICZ

Potencjalna współpraca organizacji Kołodziejczaka z PSL to najgorsza możliwa wiadomość dla PiS-u, które od początku kadencji stara się politycznie zmonopolizować polską prowincję. Nie udało się to podczas niedawnych wyborów samorządowych, a wspomniany sojusz mógłby ten plan jeszcze mocniej odsunąć w czasie, jeśli nie całkowicie przekreślić.

Dla Kołodziejczaka to sprawa ambicjonalna. W końcu był radnym gminy Błaszki z ramienia PiS-u, a w samej partii spędził ponad rok. Kiedy się uniezależnił i zaczął organizować spotkania w sprawie trudnej sytuacji rolników i polskiej wsi, został wyrzucony z partii. Przez telefon, w środku nocy.

Pytam go o obiegową opinię, wedle której rolnicy stoją murem za PiS-em, a PiS murem za polską wsią. – Zwłaszcza druga część tego zdania jest bardzo odważna – nie ukrywa ironii. – Niewątpliwie rolnicy darzyli PiS bardzo dużym zaufaniem. Dzisiaj widać, że PiS w pewien sposób obawia się tego, co się dzieje. Rolnicy od trzech lat rządów PiS-u czują się wykiwani, bo nasza sytuacja jest trudna – dodaje.

Na koniec enigmatycznie dodaje: – Mało czasu zostało, żeby PiS mogło odbudować swoją pozycję na wsi.

Zobacz wideo