Biedroń jako pierwszy pokazał "nowe 500 plus". Teraz to PiS, PO i reszta są pod ścianą

Nie wiadomo, czy Robert Biedroń osiągnie ze swoją nową partią polityczny sukces. Wiadomo za to na pewno, że do debaty publicznej wrzucił kilka tematów, które już wywołały ożywioną dyskusję. Teraz to jego konkurenci muszą wymyślić, jak się do nich ustosunkować.
Zobacz wideo

– Nasza wspólnota nie wyklucza, obejmuje wszystkich – mówił podczas konwencji założycielskiej partii Wiosna jej prezes Robert Biedroń. – Bo nikogo nie zostawiamy z tyłu – podkreślał.

Były prezydent Słupska nie był gołosłowny. Kilku tysiącom sympatyków i licznie przybyłym na Torwar dziennikarzom przedstawił szereg niezwykle odważnych propozycji prosocjalnych i/lub poprawiających jakość życia obywateli. Czyli tego, czym wygrywa się wybory parlamentarne.

Biedroń co prawda nie pokazał szczegółowego i przekonującego planu finansowania tychże obietnic, ale nie to jest tutaj najważniejsze (chociaż liderzy Wiosny będą musieli to jak najszybciej naprawić, jeśli nie chcą, żeby przylgnęła do nich łatka populistów). Przecież w 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość również nie mówiło, jak sfinansuje program „Rodzina 500 plus” - ogólnikowych zapowiedzi zysków z uszczelnienia luki VAT-owskiej za takie wyjaśnienie uznać nie sposób.

Kluczowe od strony strategii wyborczej i marketingu politycznego jest to, że Biedroń jako pierwszy wymyślił i przedstawił Polakom "nowe 500 plus". To koncepcja, która pojawiła się mniej więcej na półmetku obecnej kadencji Sejmu. Zakłada, że do wygrania wyborów parlamentarnych konieczny będzie efektowny sztandarowy projekt, porównywalny do świadczenia zaproponowanego przez PiS w 2015 roku.

Biedroń na Torwarze takich propozycji przedstawił aż pięć, skutecznie przerzucając w ten sposób presję na politycznych rywali. Teraz to oni muszą ustosunkować się do tych postulatów i znaleźć na nie odpowiedź (przelicytować?). Sytuacją najbardziej zaniepokojone jest PiS, ponieważ to właśnie partia Jarosława Kaczyńskiego odgrywała dotychczas rolę trybuna ludu, który szczególną opieką otacza najsłabszych i wykluczonych.

Nie dziwią więc ataki sympatyków i polityków PiS-u na Biedronia i jego konwencję – gremialne wezwania do ujawnienia źródeł finansowania partii, zarzuty o populizm i brak odpowiedzialności. PiS doskonale wie, że nawet nie mówiąc wiele o finansowaniu, a jedynie rzucając chwytliwą obietnicę można zbić olbrzymi polityczny kapitał. A przy odrobinie szczęścia nawet wygrać wybory, zdobywając samodzielną większość w Sejmie.

Robert Biedroń, lider partii WiosnaRobert Biedroń, lider partii Wiosna Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Poniżej opisujemy pięć propozycji Biedronia, które mają potencjał, żeby stać się „nowym 500 plus”.

Emerytura obywatelska

– Wprowadzimy nieopodatkowaną emeryturę minimalną na poziomie 1600 zł dla każdego. Tak, aby seniorzy mogli cieszyć się życiem, a nie bać się jutra – zapowiedział na Torwarze prezes Wiosny. Ma to być ucieczka do przodu przez stale spadającymi kwotami emerytur i stale rosnącą liczbą świadczeniobiorców. Jak tłumaczył w zeszłym tygodniu na antenie TOK FM Dariusz Standerski, dyrektor programowy Wiosny, emerytura obywatelska miałaby dwie części składowe. Pierwsza to 1600 zł z budżetu państwa dla każdego emeryta. Drugą stanowią środki, które każdy obywatel odłożył w planach emerytalnych (ich liczba byłaby większa niż obecnie). Składka emerytalna również byłaby dwuczęściowa.

Gwarantowana minimalna emerytura to pomysł, który w ostatnich latach zyskał sporą popularność. Większość państw wysoko rozwiniętych mierzy się z tym samym wyzwaniem – starzejącym się społeczeństwem i, co za tym idzie, widmem krachu systemu emerytalnego. Już dzisiaj emerytura obywatelska obowiązuje w Australii, Nowej Zelandii i Kanadzie, a dyskusje na jej temat toczą się m.in. w Niemczech, Wielkiej Brytanii i krajach skandynawskich.

Emerytura obywatelska to też jednak sporo pytań, na które Biedroń i jego ludzie na razie nie udzielili odpowiedzi. Pierwsze z brzegu: czy nieopodatkowane byłoby świadczenie jedynie do wysokości 1600 zł, czy cała emerytura, jaką otrzymywałby senior. Drugie: jakim zmianom uległaby składka emerytalna wobec sum, które Polacy odprowadzają dzisiaj. Trzecie: czy, w jakiej formie i w jakiej wysokości składki emerytalne odprowadzaliby pracownicy zatrudnieni na tzw. śmieciówki. Pytań jest sporo. Co do odpowiedzi, na razie wiemy, ile takie rozwiązanie kosztowałoby budżet państwa. Dyrektor Standerski mówił w TOK FM o kwocie rzędu 7,64 mld zł rocznie.

Lekarz dla każdego

– Wprowadzimy 30-dniowy limit oczekiwania na lekarza specjalistę. Po tym czasie każdy będzie mógł wybrać miejsce leczenia w sektorze prywatnym, za które zapłaci NFZ – zadeklarował 42-letni polityk. Znając (fatalną) kondycję polskiej służby zdrowia nie dziwi, że ten postulat wywołał chyba najgorętsze dyskusje ze wszystkich opisywanych w niniejszym artykule.

Paradoksalnie, na lidera Wiosny spadła spora fala krytyki za to, że zamiast naprawić publiczną służbę zdrowia, chce ją zastąpić prywatnymi przychodniami i lekarzami. Słuchający wystąpienia byłego prezydenta Słupska zwracali również uwagę, że to rozwiązanie nie do końca odpowiada na bolączki polskiego systemu ochrony zdrowia. Jego piętą achillesową nie jest bowiem wyłącznie długi czas oczekiwania do lekarza-specjalisty, ale także braki kadrowe w polskich szpitalach i przychodniach oraz horrendalnie długi czas pracy (zwłaszcza młodych) lekarzy. Propozycja Biedronia byłaby więc bardziej leczeniem objawów, a nie przyczyn. Wyborcy obawiają się też, że wyprowadzenie opieki zdrowotnej do prywatnych podmiotów odbiłoby się znacząco na kosztach tejże opieki, aczkolwiek w programie Wiosny czytamy, że wizyty w prywatnych przychodniach odbywałyby się „zgodnie z ogólnopolskim cennikiem” (szczegółów tego rozwiązania nie podano).

Jak dużym obciążeniem dla państwowych finansów byłaby ta propozycja? Tego na razie również nie wiadomo. Politycy Wiosny wiedzą natomiast, skąd wzięliby na nią pieniądze. Niezbędne środki zapewniłoby podniesienie nakładów na służbę zdrowia do 7,2 proc. PKB w ciągu pięciu lat.

Płaca minimalna już nie taka minimalna

– Ponad 1,5 mln Polek i Polaków nadal otrzymuje zaledwie minimalne wynagrodzenie, a zbyt często nawet mniej. Dlatego wprowadzimy zasadę, że płaca minimalna wynosić będzie 60 proc. średniej krajowej – tymi słowami Biedroń przedstawił kolejną propozycję, skierowaną do najmniej zarabiających. W programie Wiosny, który był rozdawany na Torwarze, można wyczytać, że w 2020 roku minimalne wynagrodzenie wyniosłoby 2,7 tys. zł brutto. W 2022 roku – 3 tys. zł; a dwa lata później już 3,5 tys. zł. Tutaj nie wiadomo na razie, ile takie rozwiązanie miałoby kosztować skarb państwa.

Robert Biedroń na konwencji swojej partii.Robert Biedroń na konwencji swojej partii. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Koniec z węglem

– Deklaruję, że do 2035 roku zamkniemy wszystkie kopanie węgla i będziemy mieli najczystsze powietrze w tej części Europy. Stworzymy także sektor odnawialnych źródeł energii, a w nim 200 tys. miejsc pracy dla górników oraz pracowników elektrowni – obiecał Polakom były prezydent Słupska. Akurat tutaj zaskoczenia nie było, bo o tym pomyśle Biedroń mówił już w grudniu ubiegłego roku.

Co prawda ani Biedroń, ani jego ludzie nie zdradzili, ile wedle ich wyliczeń kosztowałby proces całkowitego odejścia do węgla kamiennego, ale już w grudniu usłyszeliśmy, że „każdego roku 10 mld zł jest przeznaczane na wsparcie dla wydobycia i dotowania węgla w naszym kraju”. Zdaniem Biedronia zaoszczędzone w ten sposób środki „moglibyśmy przekazywać sukcesywnie każdego roku na wspieranie odnawialnych źródeł energii”. Prezes Wiosny zapewniał wówczas też, że żaden górnik nie zostanie przez państwo pozostawiony samemu sobie, po likwidacji kopalń każdy otrzyma pomoc w przekwalifikowaniu się i zmianie branży.

Sieć dla (całej) Polski

– Uzupełnieniem tego skoku cywilizacyjnego będzie powszechny, darmowy internet w całej Polsce. Między innymi w ten sposób wyrównywać będziemy szanse, żeby już żaden polityk nie dzielił naszego kraju na Polskę A i B – przekonywał swoich sympatyków Biedroń.

Technicznie rozwiązanie zaproponowane przez prezesa Wiosny wydaje się możliwe i osiągalne. Pytanie dotyczy raczej tego, czy właścicielem infrastruktury internetowej byłoby państwo, czy podmioty prywatne. Jeśli państwo, rodzą się oczywiste obawy o wolność i niezależność sieci; jeśli firmy telekomunikacyjne – na jakich zasadach i po jakich cenach świadczyłyby na rzecz państwa taką usługę. Wreszcie najważniejsze – czy i ew. jakie koszty ponieśliby z tego tytułu podatnicy.

Zobacz wideo
Więcej o: