Dr Sergiusz Trzeciak, ekspert ds. marketingu politycznego i komunikacji strategicznej: - Największym atutem Roberta Biedronia jest umiejętność nawiązywania relacji i wzbudzanie ciepłych uczuć. Empatia, uśmiech i otwartość - to go wyróżnia na tle innych polityków. Patrząc na niego ludzie widzą, że jest inny niż cała reszta. W tym jest oczywiście dużo PR-u. Biedroń dobrze wie, że wyborcy oczekują, by był sympatyczny i taki jest, wykorzystując do tego swoją naturalną otwartość, by budować pozycję polityczną.
W szponach seniorek
Jak to wygląda w praktyce? Gdy Robert Biedroń był jeszcze prezydentem Słupska, odwiedziłem go w ratuszu. Ostrzegał, że zaraz do gabinetu wpadnie wycieczka seniorów i zacznie się szaleństwo. Znowu.
Faktycznie. Do gabinetu prezydenta Słupska wchodzi zaproszona grupa ok. 25 seniorów z uniwersytetu trzeciego wieku. Takie wycieczki odbywały się często. Przeważają kobiety. Każda seniorka i każdy senior chce mieć zdjęcie z Robertem Biedroniem. Kłębią się wokół niego i wyrywają sobie go z rąk, licząc na small talk. Czająca się za plecami energiczna babcia pociąga go za marynarkę, by mieć tę fotografię. Prezydent opowiada im krótko o kolejnych zabytkowych meblach, którymi urządzono gabinet. Pokazuje zdjęcie swoje i Krzysztofa Śmiszka, od kilkunastu lat swojego partnera. Pokazuje barek za drzwiami, gdzie poprzedni prezydent miał trzymać alkohole, i szafę z telewizorem, na którym miał oglądać frywolne filmy. Sypie żartami. Studenci wybuchają śmiechem. Dla nich jest jak idealny zięć, opakowany już w doskonały garnitur. Wciąż chłopięcy, choć już przyprószony siwizną.
Na koniec wszyscy pozując do "zdjęcia rodzinnego". Kilku seniorów w pierwszym szeregu chce przyklęknąć. - Nie jestem Jarosławem. Naprawdę nie musicie klęczeć - śmieje się Biedroń. Goście wniebowzięci. Wszyscy roześmiani i zachwyceni, bo choć weszli do gabinetu prezydenta, to byli przede wszystkim gośćmi Roberta.
Czy ktokolwiek widział podobną scenę z udziałem Grzegorza Schetyny, Katarzyny Lubnauer albo Włodzimierza Czarzastego czy też Adriana Zandberga? Najprędzej można sobie ją wyobrazić z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem.
Trzeciak: - Fenomen Biedronia polega na tym, że odstaje od standardowego polityka, poważnego, butnego i agresywnego.
Będąc w Słupsku rozmawiałem z ludźmi na ulicach. Często głosowali na PiS w wyborach ogólnopolskich i na Biedronia w wyborach samorządowych. Jest - nazwijmy to umownie - w Polsce B głód polityków, którzy będą przyjaźni i realnie zajmą się sprawami najbliższymi człowieka. Biedroń się w ten model chciał wpasować.
Koniec sanatorium w Słupsku
Do tej pory Robert Biedroń był politykiem znanym, ale nieznaczącym. Odpalając autorski projekt nowej formacji politycznej - o nazwie Wiosna - testuje, na ile jego popularność przełoży się na poparcie. Słupsk był poligonem, ale prostym - miasto jest tradycyjnie lewicowe (poprzednik Biedronia należał do PZPR i SLD) i wygłodniałe kogoś nowego po 12 latach gnijącej władzy. Cztery lata w Słupsku to dla Biedronia jak sanatorium, w porównaniu do tego, co go czeka teraz.
Trzeciak: - Do tej pory pokazał jedną twarz. Prawdziwym testem dla niego będzie jednak to, jak będzie wstanie sobie radzić z krytyką i agresją przeciwników. Teraz nastąpi faza bardzo silnej krytyki pod jego adresem i to wcale nie ze strony PiS-u, ale głównie Platformy Obywatelskiej, dla której jest zagrożeniem. Bo nawet 5-8 proc. które jest w stanie zdobyć Biedroń, to dotkliwy cios dla PO.
Będzie też celem dla części mediów i dziennikarzy, którzy szansę na pokonanie PiS-u widzą tylko w maszynerii PO, a nie w pięknoduchu. Sam Biedroń ma swoje pretensje zwłaszcza do "Polityki" i "Newsweeka".
Przestaje nudzić
Biedroń prezentuje się jako ktoś nowy. Jego atutem była i jest charyzma. Deficytem był program, bo ciągłe powtarzanie, że chce się innej polityki może zanudzić nawet najbardziej sfrustrowanych wojną polsko-polską.
W czasie konwencji Biedroń urządził festiwal obietnic - od emerytury obywatelskiej w wysokości 1,6 tys. zł, przez skokowy wzrost pensji minimalnej, po zamkniecie wszystkich kopalń i renegocjację konkordatu (Przeczytaj więcej o programie Biedronia: Konwencja "Nowy rozdział". Robert Biedroń ogłosił nazwę i program swojej partii). Zarzucanie mu teraz, że nie ma programu, to pudło. Inną rzeczą jest to, że nie wisi nad nim ryzyko wcielania go w życie czy znalezienia finansowania, więc może obiecać wszystko wszystkim. I to robi. Zarysował jednak w końcu swoją wizję i wygenerował duże zainteresowanie, co było celem.
Słabe punkty
Jest za to łatwym celem - już nie ze względu na brak programu, ale swój polityczny życiorys. Atakuje cały establishment, a przecież działał w SdRP, SLD i Ruchu Palikota. Kandydował na posła z list Sojuszu w 2005 r., a w 2011 też chciał, bo obiecano mu "biorące" miejsce. Potem chciano go jednak upchnąć na dalszym, gdzie był skazany na porażkę. Powiedział do SLD "dość", bo - jak sam stwierdził - "został oszukany".
- Zaproponowano [SLD] mi start z pierwszego lub drugiego miejsca gwarantującego mandat. To była oferta SLD, z którą sami się do mnie zgłosili - mówił. Gdy ogłosił, że z SLD nie idzie, to po chwili zadzwonił do niego Janusz Palikot z własną ofertą startu. Biedroń postawił na dobrego konia i mandat poselski zdobył. SLD wykazało się ślepotą na jego polityczne talenty.
I tu kolejny słaby punkt Biedronia. Ogłasza, że jest w stanie skończyć z wojną polsko-polską, do Sejmu dostał się z pomocą Palikota, który tę wojnę podsycał z wielką gorliwością.
Trzeciak: - Będzie się musiał obronić przed zarzutem, że sam jest częścią establishmentu, który teraz atakuje. Przecież działał w SLD i Ruchu Palikota. Nie był wtedy postacią pierwszoplanową, ale w polityce jest od lat. Będzie się musiał z tego tłumaczyć.