Bartłomieja M. lepiej w PiS-ie teraz nie znać. "Młody człowiek się rozwijał, a potem się pogubił"

Jacek Gądek
Wokół Bartłomieja M. atmosfera zgęstniała w maju minionego roku. Wtedy to tygodnik "Sieci" na podstawie materiałów CBA opisał, że znajduje się on w tle wyprowadzania pieniędzy z MON. To był sygnał, że od teraz lepiej trzymać się z daleka od "Barta".

Jeden z posłów PiS mówi: - My już nie odpowiadamy za niego, choć pewnie błoto odpryśnie i na nas też teraz spadnie.

Doceniony i sczyszczony

Bartłomiej M. Zausznik ministra, nadspodziewanie dobry rzecznik MON, niedoszły pełnomocnik zarządu gigantycznej grupy zbrojeniowej (PGZ S.A.), enfant terrible PiS-u, wieczny student, "złoty chłopiec" i giermek Antoniego Macierewicza. Określenia padające w mediach pod jego adresem można mnożyć. A dla plotkarskich mediów jest wręcz celebrytą. Rozpoznawalnością i niesławą może konkurować z prof. Krystyną Pawłowicz.

Doceniony przez Macierewicza przed 20-tką, a przed 30-tką "sczyszczony" przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Teraz zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne razem ze współpracownikami - w tym i byłym posłem PiS Michałem Antonim K. Śledztwo dotyczy niegospodarności i powoływania się na wpływy oraz fałszowania dokumentów przy okazji zawierania umów przez spółkę PGZ.

Jeśli M. został zatrzymany, to znaczy, że prokuratura ma na niego mocne materiały. A po drugie: od czasu publikacji "Sieci" minął prawie rok, więc śledczy mieli sporo czasu, aby podejrzenia przekuć na twarde dowody, więc sprawa dojrzała. Taką opinię słyszymy w otoczeniu rządu. - Nikt nie pozwoliłby sobie na wpadkę w sprawie, która dotyczy własnego obozu i ma skutki polityczne - mówi nasz rozmówca.

"Całkowite zaskoczenie"

Mówi kolejny polityk PiS: - Całkowite zaskoczenie. W życiu bym nie podejrzewał ani jednego [Bartłomieja M.], ani drugiego [Mariusza Antoniego K.], bo ich przecież znam.

O ile szeregowi członkowie PiS mogą być zaskoczeni, to sam prezes Kaczyński mógł - i wiele na to wskazuje - wiedzieć, że prokuratura szykuje realizację, czyli zatrzymania Bartłomieja M. i kilku innych osób. Nie po to PiS tak nowelizowało na początku swojej kadencji ustawę o prokuraturze, żeby można było przekazać w zasadzie dowolnej osobie informacje ze śledztw "jeżeli informacje takie mogą być istotne dla bezpieczeństwa państwa i jego prawidłowego funkcjonowania". Sam prezes w sobotę - dwa dni przed zatrzymaniem Bartłomieja M. - podkreślał, że "element kontroli" jest ważny, "często decydujący". Po weekendzie, z samego rana, CBA zatrzymało m.in. byłych polityków PiS (w sumie sześć osób).

W PiS chcą zapomnieć o M.

W PiS mało kto teraz zna M. - Bartek odszedł z MON-u, a potem został wyrzucony z partii, ale nie było wtedy mowy o jakichś przestępstwach - dziwi się nasz rozmówca z partii rządzącej.

Gwoli ścisłości, PiS w kwietniu 2017 r. (gdy gruchnęła wiadomość, że M. ma być pełnomocnikiem zarządu PGZ i zarabiać - jak podawały media - nawet 50 tys. zł miesięcznie, czemu M. zaprzeczał) prezes PiS zawiesił go w prawach członka partii. A sięgając do komunikatu PiS z 13 kwietnia 2017 r. czytamy, że to "w wyniku swojego zachowania Pan Bartłomiej M. złożył rezygnację z członkostwa w PiS", a "rezygnacja została przyjęta". Czyli: formalnie M. sam zrezygnował z legitymacji PiS, a nie został wyrzucony. Dziś narracja "sami go wyrzuciliśmy" jest poręczna.

Partyjna komisja uznała, że giermek Macierewicza "nie ma kwalifikacji do pełnienia funkcji w sferze administracji publicznej, spółkach Skarbu Państwa i innych sferach życia publicznego". Mistrz nie porzucił jednak swojego ucznia. Po odejściu z MON M. dalej kontaktował się z Macierewiczem.

"Kaczyński wielokrotnie mówił..."

Nasz rozmówca z PiS pamięta publikację w tygodniku "Sieci" i deklaruje wielką wiarę w sprawność prokuratury i CBA, więc - dodaje - w fuszerkę śledczych jeszcze trudniej mu uwierzyć. - Wszyscy wiedzą, że Jarosław Kaczyński wielokrotnie mówił, by nikt nie myślał o jakiejkolwiek pobłażliwości służb, bo one mają przede wszystkim pilnować naszych ludzi - mówi poseł PiS.

To śmiała teza, bo CBA nie wykazało się gorliwością ws. Marka Chrzanowskiego, który z Singapuru dotarł do swojego biura szybciej niż agenci CBA, choć mieli do pokonania kilka ulic w Warszawie. A ponadto przez ponad trzy lata rządów PiS CBA nie wytropiło żadnej wielkiej afery z udziałem polityków - ani obecnej władzy, a nie poprzednich.

Przyznawanie się do znajomości z M. to teraz strzał w stopę. - Od momentu, gdy odszedł z MON, nie miałem już z nim żadnego kontaktu - zapewnia nas polityk PiS. Antoni Macierewicz póki co nie zabrał głosu ws. zatrzymania swojego wieloletniego współpracownika. Telefonu od nas nie odbierał.

Z PiS płynie przekaz, że zatrzymanie M. to dowód na to, iż nie ma świętych krów. Prawości jego protektora - Macierewicza - nikt nie kwestionuje. - Antoni Macierewicz jest uczciwy, a pan M. jest osobą bardzo inteligentną i sprawną. Nie dziwię się więc, że minister wspierał się sprawnym młodym człowiekiem. Osobiście z przyjemnością przyglądałem się, jak ten młody człowiek się rozwija, ale potem się pogubił - mówi nam polityk PiS znający się z Macierewiczem i jego uczniem.

"Sieci" zapowiedziały zatrzymanie

Zatrzymanie jednego z najbardziej zaufanych ludzi Macierewicza pokazuje, ile znaczy jego protektor. A skoro znaczy niewiele, to nie warto być wobec niego lojalnym - staje się wolnym elektronem, choć pozostaje członkiem, a nawet wiceprezesem partii.

Od czasu (kwiecień 2018) publikacji "raportu technicznego" Podkomisji Smoleńskiej Macierewicz przygasł. Jest oczywiście obecny w mediach takich jak "Gazeta Polska", TV Republika, czasami też - ale rzadko - w mediach publicznych. To środowisko wyprawiło mu wielkie urodziny - bo i okrągłe, 70. - na których dalszą karierę wieszczył mu sam Jarosław Kaczyński.

Faktem jednak jest, że publiczną działalność ograniczył, a jego podkomisja przycichła. - Macierewicz już się nie wychyla. Z biegiem czasu stracił i tak już przetrzebionych sojuszników. Autorzy "Sieci", choć tygodnik ten pozytywnie pisywał o Macierewiczu, zaczęli go krytykować za kompromitującą się Podkomisję Smoleńską. I to ten tytuł, opisując przed niespełna rokiem ustalenia CBA ws. Bartłomieja M., pokazał, że nie jest on nietykalny. Od publikacji w mediach do zatrzymania M. minęło dziewięć miesięcy. - Sprawa dojrzała - słyszymy w kręgu rządu.

Zobacz wideo
Więcej o: