- Mam żal, ale wiem, że zachowanie tego człowieka, który siedział w więzieniu i był indoktrynowany rządową telewizją, że ten hejt i ta nienawiść, spowodowały, że on był owocem tej nienawiści - mówiła w TVN24 żona (sama woli nie używać słowa "wdowa") zamordowanego prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. Zapewniła też, że nie czuje nienawiści do zabójcy ani do jego rodziny.
Stwierdziła, że media publiczne należy nazywać "reżimowymi" bo "wiadomo, kto nimi rządzi i kto z tylnego fotela wszystko nakręca". - Reżimowa telewizja biegała za Pawłem, wykrzykując, wchodziła do biura mojej mamy. Myśmy po prostu się bali - opisywała Adamowicz.
Przytoczyła też sytuację z pogrzebu męża. - W Bazylice Mariackiej przed urną Pawła długo stało starsze małżeństwo. Spytani, czy nie chcą usiąść, ze łzami w oczach odpowiedzieli: "Nie, my tu jeszcze będziemy stać. My przyszliśmy przeprosić pana prezydenta, bo my wierzyliśmy w to, co podaje telewizja. Wierzyliśmy i nie wiedzieliśmy, jak jest naprawdę, jakim on był człowiekiem. Jest nam teraz niezmiernie wstyd i prosimy o wybaczenie" - opowiedziała Magdalena Adamowicz.
W rozmowie z dziennikarzem TVN24 Adamowicz mówiła też o tym, jak wyglądało życie jej rodziny przed śmiercią męża. - Paweł mówił nam, jak się zachowywać, jeżeli o 6 rano zacznie ktoś pukać do drzwi. Mi zdarzało się, że jak usłyszałam rano podjeżdżający samochód pod okno, to wyskakiwałam do okna i patrzyłam, czy przypadkiem nie wysiada większa grupa mężczyzn, którzy zaraz wtargną, rzucą Pawła na podłogę przy dzieciach, zaczną przeszukiwać nasz dom. Nie chciałam, żeby one były świadkami czegoś takiego. Myśmy się bardzo bali, byli zastraszani. Paweł był silny, ale baliśmy się o dzieci, o rodzinę - podkreślała kobieta.
Magdalena Adamowicz udzieliła również wywiadu portalowi Onet.pl. Mówiła m.in. o "politycznych aktach zgonu", które politykom, w tym Pawłowi Adamowiczowi, wystawiła Młodzież Wszechpolska i tym, że mąż był oburzony umorzeniem tej sprawy. Żona zmarłego uważa, że "to było ewidentnie ręczne sterowanie prokuraturą", a decyzja o umorzeniu "dodała narodowcom wiarę w siebie" i dała do zrozumienia, że "mogą iść dalej i robić więcej". - Bagatelizowanie takich wydarzeń przez prokuraturę wywołało dalszą agresję i falę nienawiści. A to przyczyniło się do zabójstwa mojego męża - dodała.
Kobieta jest gotowa na pozew od stacji i oskarża TVP o przyczynienie się do śmierci Adamowicza. - To jest odpowiedzialność TVP. Ja tak uważam. Mowa nienawiści, sposób pokazywania wpłynął na to, że zabójca wybrał Pawła na ofiarę. Mojego męża zabiły słowa - powiedziała. Uważa też, że nie powinno się nazywać twórców negatywnych materiałów TVP "dziennikarzami", ponieważ "ci ludzie nie zasługują na takie określenie".
Adamowicz opowiedziała też o tym, że przed wyborami małżeństwo zdecydowało się wysłać starszą córkę za granicę. - Baliśmy się, że w trakcie kampanii mogą wpaść do mieszkania z bronią, skuć go i aresztować. Czasem rano nasłuchiwałam, czy przyszli, gdy pojawiały się dziwne odgłosy. Mojej mamie i kilku innym ludziom z nami związanymi prokuratura postawiła zarzuty - wszystko po to, żeby zastraszyć mnie i Pawła - wyjaśniła.