Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak w "Faktach po faktach" przyznał, że w Polsce dużym problemem jest mowa nienawiści i ma nadzieję, że podjęte zostaną odpowiednie kroki, by z nią walczyć. Jak? Choćby przez usuwanie nienawistnych komentarzy na portalach internetowych. Podkreślił jednak, że mimo tragicznych wydarzeń w Gdańsku, nie wierzy w pomoc państwowych organów.
Paweł Jaśkowiak był jednym z 11 polityków, którzy dostali od Młodzieży Wszechpolskiej "polityczne akty zgonu". Przyznaje, że zgłosił to do prokuratury, jednak wątpi w skuteczność tego kroku, bo to nie pierwsza tego typu sytuacja. W przeszłości podobne zgłoszenia nic nie dawały.
Polityk zwrócił uwagę na to, że jeszcze nim doszło do morderstwa Pawła Adamowicza alarmował takie pogróżki, które on i jego zastępcy dostawali. Obawia się, że w tym wypadku śledztwo znowu zostanie umorzone. Stwierdził:
My wcześniej składaliśmy różnego rodzaju doniesienia, gdy grożono mnie i moim zastępcom. Utraciliśmy wiarę w działanie organów państwa.
W przypadku mojego zastępcy prokurator uzasadnił umorzenie tym, że osoby grożącej nie stać na wynajęcie zabójców z Ukrainy. To ośmieszanie organów państwa.
Prezydent Poznania dodał, że mimo niedawnych wydarzeń, nie czuje, że może liczyć na pomoc rządu w sytuacjach niebezpiecznych:
Jednocześnie wielokrotne odmowy podejmowania jakichkolwiek czynności doprowadziły do tego, że straciłem wiarę w to, że te organy państwa będą mnie chronić.
Z Pawłem [Adamowiczem – przyp. red.] rozmawialiśmy na ten temat i byliśmy zbulwersowani tym, że te organy zamiast chronić obywatela, to go nękają, nawet wtedy, gdy jest samorządowcem.
Prezydent Jaśkowiak przytoczył także swoją rozmowę z rzecznikiem praw obywatelskich Adamem Bodnarem w kolejce do Bazyliki Mariackiej. Zapytany o to, jak się czuł, kiedy dowiedział się o zamachu, przyznał, że razem z prezydentem Adamowiczem wcześniej rozmawiali i spodziewali się kłopotów, np. aresztowań.
Obydwaj przekazali swoim urzędnikom dyspozycje, co powinni powiedzieć, gdy służby państwowe wejdą do ratusza z telewizją publiczną i pokazowo zatrzymają prezydenta miasta. Tej rozmowie przysłuchiwała się burmistrz norweskiej miejscowości Bergen.
Prezydent Jaśkowiak podkreśla, że dopiero kiedy zobaczył przerażenie na twarzy burmistrz Bergen, zrozumiał "gdzie my jesteśmy jako kraj". Nikogo już nie dziwi bowiem, że dwóch prezydentów dużych miast spodziewa się aresztowania przez organy państwowe w asyście telewizji. Po wyrazie twarzy Norwega, prezydent Jaśkowiak zorientował się, że w Polsce dochodzi do rzeczy przerażających.
Jednocześnie zapewnia, że nie schowa się za ochroniarzami:
Nie skorzystam z ochrony, bo moja praca wymaga bezpośredniego kontaktu z mieszkańcami, jeździć tramwajem, rowerem, rozmawiać z ludźmi. Ja nie mogę, tak jak poseł Kaczyński, chować się za ochroniarzami w jakiejś limuzynie.
Nie wyklucza jednak, że może będzie musiał dokonać pewnej korekty swoich zachowań w przestrzeni publicznej, albowiem zdaje sobie sprawę, że jego wizerunek promowany przez lokalny oddział TVP jest bardzo niekorzystny, a mogą znaleźć się naśladowcy zamachowca z Gdańska.