Georgette Mosbacher udzieliła wywiadu dla „Rzeczpospolitej” i „Do Rzeczy”. Ambasador USA w Polsce w obu rozmowach podkreśliła istotę wolności słowa. W rozmowie z dziennikiem Mosbacher powiedziała, że nie widzi w Polsce zagrożenia w tym temacie. Dodała jednak, że musi dbać o interesy firm z USA. - Macie wolną prasę. Ale moim zadaniem jest zagwarantowanie, że amerykańskie firmy mają równe warunki gry, są traktowane uczciwie - powiedziała. Ambasador USA podkreśliła, że „szanuje polskich partnerów” i dodała, że Donald Trump wysłał ją z misją m.in. dbania o amerykańskie firmy, które „zainwestowały tu 43 mld dolarów”.
Georgette Mosbacher odniosła się także do mocno krytykowanego listu do Mateusza Morawieckiego. Ambasadorka nie chciała komentować treści korespondencji, odniosła się jednak do krytyki, która na nią spadła. - Niektóre z tych komentarzy naprawdę bolały - powiedziała. Dodała jednak, że wierzy w mandat, który dał jej Donald Trump.
W Waszyngtonie mamy stare powiedzenie: „Jeżeli chcesz mieć przyjaciela, kup sobie psa". Mój pies jest tu ze mną, uwielbiam go. Nie jestem naiwna. Przyglądam się polityce dość długo, by wiedzieć, co się dzieje, gdy wejdziesz na czyjeś terytorium
- powiedziała Mosbacher.
Ambasador USA skomentowała też brak wiz dla Polaków. Powiedziała to, co Polacy słyszą od dawna: że obie strony „muszą zmierzyć się z odsetkiem decyzji odmownych”. - Chcemy uświadomić opinii publicznej, że ten odsetek musi spaść do 3 procent - podkreśliła.
W „Do Rzeczy” Georgette Mosbacher była bardziej szczera. Komentując list powiedziała wprost, że „nie ma wytłumaczenia” dla literówek, które pojawiły się m.in. w nazwisku Mateusza Morawieckiego. - Pisownia jest chaotyczna, jestem tym zażenowana. Nie da się tego bronić - powiedziała. Ambasador USA dodała, że wolność słowa polega na tym, że tak jak minister Joachim Brudziński ma prawo krytykować TVN, tak ona ma prawo krytykować jego. - Ja też mogę wyrazić swoje zdanie - powiedziała i dodała, że zachowałaby się tak samo „wobec innych wydawców, gdyby ich prawa zostały zagrożone”.
Z kolei na pytanie, czego nauczyła się w ostatnim czasie, Georgette Mosbacher opowiedziała, że m.in. tego, by „nie czytać Twittera” i „nie sprawdzać komentarzy”.
- Nauczyłam się też przekonania, że nie abdykuję z wypełniania moich obowiązków, nawet jeśli narażą mnie one na wygłaszanie opinii, których inni nie chcieliby usłyszeć - podsumowała.