Lech Wałęsa i Jarosław Kaczyński spotkali się w sądzie, przed procesem z powództwa prezesa PiS. Sprawa dotyczy słów byłego prezydenta o katastrofie smoleńskiej. Wałęsa we wpisach na Facebooku stwierdzał m.in, że Kaczyński (...) wydał polecenie, nakazał lądowanie, czym doprowadził do katastrofy lotniczej w dniu 10 kwietnia 2010 r.".
- Wszystko co powiedziałem, podtrzymuję. Natomiast trzeba rozumieć, że to było w dyskusji politycznej, mam prawo mieć takie zdanie, które głosiłem, głoszę i będę głosił. Amen - powiedział Wałęsa dziennikarzom i zebranym zwolennikom. Po czym ruszył na poszukiwanie przeciwników. - Gdzie są przeciwnicy? Jeden? Dawajcie go - mówił. Tą jedną osobą był czekający na wejście na salę Jarosław Kaczyński.
- O kurczę! - rzucił zaskoczony Wałęsa i od razu przeszedł do ataku. - Po co ja pana ministrem robiłem? - pytał. Kaczyński odpowiadał: A po co ja pana prezydentem? Na słowa Kaczyńskiego zareagował ktoś ze zwolenników Wałęsy okrzykiem: "naród, nie ty".
Dziennikarze zauważyli, że panowie od dawna nie mieli okazji się spotkać.
- Nie ukrywam, że nie jest to dla mnie okazja miła, ale wszystko jedno - odpowiedział Jarosław Kaczyński.
- A dla mnie bardzo miła, bo jest mój wielki błąd i pomyłka - odpowiedział Wałęsa.
- I mój wielki błąd i pomyłka. I wstyd. Ale nie będziemy o tym rozmawiać. W ogóle lepiej, żebyśmy nie rozmawiali - ripostował prezes PiS.
- Nie pan mnie wybierał, tylko ja pana wybrałem. To jest moja pomyłka. Po co ja pana brałem? - pytał Wałęsa.
- Dobrze, nie będziemy na ten temat rozmawiać, bo to nie ma sensu - zakończył Kaczyński.
Prezydent pytany przez dziennikarzy, czy zdarzało mu się dobrze dogadywać z Kaczyńskim, odparł, że bracia "to byli świetni ludzie", ale tylko "dopóki wykonywali polecenia" Wałęsy. Następnie "zaczęli się usamodzielniać i popełniali błędy". - Nie mam zamiaru rozmawiać na tym poziomie, bo to jest inna kultura - mówił z kolei Kaczyński.
Wałęsa poinformował, że jest zwolennikiem pojednania, "ale trzeba się przyznać do spraw, do przestępstw, które się popełniło wcześniej".
Jeden ze zwolenników prezydenta zauważył, że "z konstytucji się pan Jarek śmieje" [Wałęsa miał pod marynarką koszulkę z napisem "Konstytucja" - red.]. - Panem Jarkiem to ja byłem 40 lat temu - odpowiedział Kaczyński. Pytany, czy ma mówić "panie prezesie", odpowiedział, że "najlepiej, żeby w ogóle nie mówić".
- Ja sobie będę mówił, jestem w wolnym kraju - powiedział mężczyzna.
- W każdym razie nie do mnie - odparł Kaczyński.
- A dlaczego nie? - zaczepiał dalej widz.
- Bo ja sobie tego nie życzę - poinformował prezes PiS.
Wówczas Kaczyński zwrócił się do stojących przed nim policjantów. - Dzieją się rzeczy, które nie powinny się dziać przed salą sądową. Dlaczego państwo nie interweniują? - pytał.
Na rozpoczęciu posiedzenia sąd zaproponował ugodę, po czym ogłosił przerwę i dał czas stronom na naradzenie się w tej sprawie. Do ugody jednak nie doszło i rozpoczął się proces.
Jarosław Kaczyński odnosząc się do propozycji sądu powiedział, że aby doszło do ugody, Lech Wałęsa musiałby wycofać stwierdzenie o tym, że prezes PiS zlecił swojemu bratu lądowanie w Smoleńsku. Jeśli to nie nastąpi, to lider Prawa i Sprawiedliwości będzie się domagał, by to - jak powiedział - "radykalne kłamstwo" - zostało potępione, a były prezydent przeprosił.
Lech Wałęsa mówił, że jego wypowiedzi miały charakter polityczny, więc "nie ma się do czego przyznawać". Dodał, że podtrzymuje tamte słowa i może nawet "dołożyć, w zależności od potrzeb". Były prezydent mówił, że jest gotów do pojednania, ale trzeba się przyznać do kłamstwa. Lech Wałęsa dodał, że już wcześniej udowodnił sądownie kłamstwo Jarosławowi Kaczyńskiemu.
W serii wpisów na Facebooku w 2016 roku Lech Wałęsa napisał między innymi, że to Jarosław Kaczyński nakazał lądowanie samolotu lecącego z polską delegacją do Smoleńska. Prezes PiS domaga się też przeprosin za słowa Lecha Wałęsy o tym, że "nie jest zdrowy, zrównoważony psychicznie". Oprócz przeprosin Jarosław Kaczyński chce, by Lech Wałęsa wpłacił 30 tysięcy złotych na cele społeczne.