Syn ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego pracuje w Banku Światowym - podały portale tvn24.pl i wyborcza.pl. Według informacji dziennikarzy posadę w centrali międzynarodowej instytucji ma od lata tego roku. Jest tam "doradcą wicedyrektora wykonawczego", a także zasiada w jednej z komisji.
Tuż po tym, jak informacja przedostała się do mediów, komentowano ją w programach publicystycznych. Poseł PiS Jan Mosiński zbagatelizował sprawę:
To zapewne tak istotne, jak to, gdzie moje dzieci pracują. Gdzieś dzieci pracować muszą. Moje pracują w firmach, gdzie zarabiają grosze
- Gdzieś pracują. Jeżeli znajdują pracę, to pracują. Ja do tego nie przywiązuje większej wagi - mówił dalej Mosiński w Polsat News i dodał, że jeśli "ten młody człowiek spełniał wymogi, to nie ma co szukać sensacji",
Poseł PO Jarosław Urbaniak w tym samym programie kpił, że "w przypadku tego 29-latka wszystkie uczelnie ekonomiczne płaczą, że straciły tak wybitnego człowieka. - Syn Kamińskiego (...) nie poszedł na najniższe stanowisko, żeby robić karierę i samu pracować na to, żeby być kimś w tej firmie. Był rekomendowany przez NBP i wskoczył na górną półkę pracowników Banku Światowego - komentował.
Również rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska nie widzi nic złego w zatrudnieniu 29-letniego Kacpra Kamińskiego na tak prestiżowym stanowisku. - Dzieci polityków są młodymi, wykształconymi, znającymi języki ludźmi, którzy decydują o wyborze własnej drogi życiowej. Nie można dzieci polityków wywieźć na bezludną wyspę tylko dlatego, że polityk dotyka różnych obszarów - mówiła Kopcińska w Radio Plus.