Mówi Michał Kubiak, złoty medalista mistrzostw świata w siatkówce: - Jestem przekonany, że skoro obiecano nam nagrody za sukces osiągnięty w mistrzostwach świata, to prędzej czy później rząd dotrzyma danego nam słowa. Wedle mojej wiedzy kłopot jest w tym, jak formalnie te nagrody rozliczyć. Na razie wszystko jest w lesie, a osoby odpowiedzialne za rozwiązanie problemu trochę się ociągają. Nie sądzę jednak, aby ktokolwiek chciał złamać obietnice, które zostały publicznie złożone. Ktoś musi nad tym zapanować i znaleźć wyjście. Na obiecane nagrody warto poczekać, więc cierpliwie czekamy. Mieliśmy jednak nadzieję, że będzie się to działo nieco szybciej. Czekam spokojnie na rozwój wydarzeń. Myślę, że w niedalekiej przyszłości dowiemy się o pozytywnym finale - mówi kapitan reprezentacji.
Gdyby minister sportu podniósł limity określone w rozporządzeniu z myślą o "złotych" siatkarzach, to w innych - mniej prestiżowych dyscyplinach - koszty nagród lawinowo by wzrosły. A to w kolejnych latach mogłoby kosztować miliony złotych - tak wstrzemięźliwość ministra tłumaczą nasi rozmówcy ze świata sportu.
- Być może w ostatnich dniach przed wyborami przekazano te 15 mln zł bez dokładnego sprawdzenia, jak będzie można je potem wydać - mówi osoba zorientowana w tej historii. Teraz to dla ministerstwa paląca sprawa.
2 mln zł po raz pierwszy
30 września polscy siatkarze obronili tytuł mistrzów świata. Po wspaniałym meczu zwyciężyli 3:0 z Brazylią w finale turnieju rozgrywanego we Włoszech i Bułgarii. Gigantyczny sukces. Tuż po przyjeździe do Polski przyjął ich w kancelarii premiera szef rządu Mateusz Morawiecki. Premier pogratulował siatkarzom zwycięstwa, które jego zdaniem jest "przepięknym prezentem na 100-lecie odzyskania niepodległości".
Wedle naszych informacji szef rządu obiecał wówczas 2 mln zł na nagrody dla reprezentantów i sztabu trenerskiego. Na głowę przypadłoby wówczas średnio prawie 100 tys. zł, choć wysokość nagród najpewniej byłaby zróżnicowana w zależności od tego, czy ktoś występował w roli zawodnika czy był sztabowcem.
Na Gazeta.pl opisaliśmy wówczas, że choć po triumfie reprezentacji władze państwa ogrzewają się w cieple mistrzów, to państwowy gigant PKN Orlen kilka miesięcy wcześniej zerwał umowę na sponsorowanie polskich reprezentacji siatkarskich - wedle naszych informacji opiewającej na ok. 15 mln zł rocznie.
Ofensywa październikowa
Październik to była ostatnia prosta kampanii wyborczej przed wyborami samorządowymi. Na trzy dni przed wyborami - 18 października - premier zarządził, że przekaże dodatkowe 15 mln zł na wsparcie polskiej siatkówki. Na konferencji w kancelarii premiera szef KPRM Michał Dworczyk oraz minister sportu Witold Bańka, przy asyście wiceprezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej do spraw międzynarodowych Ryszarda Czarneckiego (europosła PiS), przekazali na ręce polskich siatkarzy symboliczny czek opiewający na 15 mln zł dla PZPS-u. Z dopiskiem, że to od premiera Mateusza Morawieckiego.
De facto pieniądze trafiły do Ministerstwa Sportu i Turystyki, które ma z nich finansować konkretne działania i zakupy PZPS-u. Przy okazji przekazania czeku miała też paść nieoficjalna deklaracja, że nie dwoma, ale być może nawet pięcioma milionami złotych rząd chce docenić zwycięskich siatkarzy.
Jest 15 mln zł, ale ministerstwo nie może dać wysokich nagród
Jak dotąd nic z wysokich nagród od rządu dla siatkarzy nie wyszło. I to mimo, że 15 mln zł, z których mają pochodzić nagrody, trafiły do ministerstwa sportu. - Jest klincz. Witold Bańka nie może złamać prawa, które przecież sam ustanowił. W obecnej sytuacji nie może wypłacić nagród wyższych niż wynosi limit - mówi nam osoba ze styku sportu i polityki.
Aktualnie wysokość nagród dla sportowców ogranicza rozporządzenie z dnia 14 listopada 2017 r. ws. wyróżnień i nagród pieniężnych za wybitne osiągnięcia sportowe. Witold Bańka zarządził, że w sportach objętych programem igrzysk olimpijskich (czyli także w siatkówce) może być przyznana nagroda w nie wyższej niż określona wysokość. Za zajęcie w mistrzostwach świata 1. miejsca: do 12-krotności kwoty bazowej (2,3 tys. zł), czyli w sumie do 27,6 tys. zł na głowę każdego z mistrzów świata. A dla osób ze sztabu trenerskiego połowę tego.
Obiecane przez szefa rządu nagrody miały być znacznie wyższe i przekroczyłyby narzucony przez ministra limit. Ministerstwo zatem nie może wypłacić wyższych nagród, jeśli Witold Bańka nie zmieni własnego rozporządzenia sprzed roku.
- Ministerstwo znalazło się w potrzasku. Po nowelizacji rozporządzenia wzrosłyby też nagrody za mistrzostwo świata w innych dyscyplinach. Minister może się tego obawiać - ocenia motywy resortu osoba zorientowana w sprawie.
Morawiecki w kłopotliwej sytuacji
Wedle naszych informacji kancelaria premiera ponagliła już ministerstwo sportu, by zajęło się nagrodami na siatkarzy i wyjaśniło, dlaczego sprawa nagród utknęła. Wcześniej upomniał się o to w kancelarii premiera PZPS.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Witold Bańka i Mateusz Morawiecki nie mają najlepszych kontaktów. Bańka został ściągnięty do rządu jeszcze przez premier Beatę Szydło, więc szef rządu nie płakałby po jego dymisji.
W kłopotliwej sytuacji znalazł się zwłaszcza Morawiecki. - W dobrej wierze zdecydował o przekazaniu tak dużej kwoty na siatkówkę i nagrody dla siatkarzy, a teraz mamy niefajną sytuację, zwłaszcza wobec samych mistrzów świata - słyszymy od osoby zbliżonej do sprawy.
Dwa dni temu do Ministerstwa Sportu i Turystyki wysłaliśmy pytania o wypłatę nagród dla polskich mistrzów świata. Odpowiedzi jeszcze nie otrzymaliśmy.