W "Faktach po Faktach" w TVN24 o Marszu Niepodległości rozmawiali Tadeusz Cymański z klubu PiS oraz Dariusz Rosati, europoseł Platformy Obywatelskiej.
Cymański pochwalił się na antenie, że nie szedł w pochodzie VIP-ów, a przemieszczał się po marszu. - Ja lubię być w drugiej klasie, w drugiej klasie najwięcej życia i prawdy jest, bo szpica, VIP-y... nie żebym się od nich odcinał. Mam prawo jako poseł być w innych miejscach - opisywał poseł.
W związku z tym prowadząca Diana Rudnik zapytała, czy słyszał o takich incydentach, jak palenie flagi UE. Poseł PiS szybko odpowiedział:
Nie, nie. Akurat nie. Myślę, że były ekscesy, bo jeden z dziennikarzy mi o tym mówił.
Dalej parlamentarzysta wskazał, że przy tak wielkich zgromadzeniach (w Marszu Niepodległości wzięło udział do 250 tys. osób), nie sposób zapanować nad wszystkimi uczestnikami i "zawsze znajdą się ludzie, którzy zachowują się w sposób nieodpowiedzialny".
Wtedy do dyskusji włączył się Rosati, który przyznał:
Ja też obserwowałem ten marsz, te incydenty nie były dominujące, ale miały miejsce. Nie chodzi o to, jak pan powiedział, że to było mało w proporcji. Ja chciałbym usłyszeć jasne i stanowcze odcięcie się od tego typu manifestacji (...). Trzeba powiedzieć po prostu, że się z tym nie zgadzamy. Tego typu przypadków nie powinno być.
Na to Cymański szybko odparł, że takie przypadki to "nawet nie był margines". Po czym dodał:
Wiem, bo dokładnie, precyzyjnie, się przyglądałem. Skala jest ważna, w każdej imprezie masowej, przecież tam jest alkohol, przychodzą najarani młodzi ludzie, to, przepraszam, no nie da się (tego opanować - red.)