Sprawę Marszu Niepodległości w Warszawie skomentowała w poniedziałek ustępująca prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. W wywiadzie dla Onet.pl powiedziała, że "bez wahania" rozwiąże marsz, gdy zauważy niepożądanie, łamiące prawo zachowania.
Chcę uprzedzić lojalnie, że jeżeli tylko będzie jakiś element nienawiści (...), jeżeli tylko będzie jakaś race, w takim zakresie jak w zeszłym roku, to bez wahania rozwiążę tę manifestację
- powiedziała Gronkiewicz-Waltz.
Z prośbą o komentarz zwróciliśmy się do Ewy Gawor, dyrektor Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu m.st. Warszawy. Spytaliśmy, co musi się wydarzyć, aby marsz został rozwiązany.
Nie rozwiążemy marszu przez to, że jedna osoba odpali racę lub będzie miała na sobie koszulkę z zakazanym symbolem. W mojej ocenie to nie jest powód do rozwiązania pokojowego zgromadzenia. Musimy myśleć o zasadzie proporcjonalności i brać pod uwagę zachowanie wszystkich uczestników z poszanowaniem dla ich prawa do wolności zgromadzeń
- mówi Ewa Gawor w rozmowie z Gazeta.pl.
Dodaje, że marsz zostanie rozwiązany, jeśli zachowanie uczestników będzie zagrażało zdrowiu i życiu ludzi lub w znacznym stopniu łamało Kodeks karny.
Dyrektorka Biura Bezpieczeństwa tłumaczy, że nie da się wskazać konkretnego zachowania, przez które urzędnicy podejmą decyzję o rozwiązaniu marszu. - Będziemy wszystko kontrolować na bieżąco, analizować i konsultować budzące wątpliwości zachowania z naszymi prawnikami - podkreśla dyrektor Gawor.
Gdy urzędnicy zauważą zachowanie naruszające prawo, zwrócą się do przewodniczącego zgromadzenia, bo to właśnie on jest odpowiedzialny na właściwy przebieg marszu. Jeśli prowadzący nie wyeliminuje tego zachowania i nie zareaguje, urzędnicy podejmą decyzję o rozwiązaniu zgromadzenia.
Nie może być sytuacji, że organizator będzie tłumaczył się, że czegoś nie widział, bo jest za dużo ludzi. Musi zareagować na naszą prośbę
- mówi Gawor.
Na tegorocznym Marszu Niepodległości pojawi się sześciu urzędników z BBiZK, którzy będą monitorowali zachowanie uczestników Marszu Niepodległości. Sytuacja będzie też kontrolowana ze sztabu Biura Bezpieczeństwa - tam oprócz urzędników pojawi się zarówno dyrektor Ewa Gawor, jak i prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz. - Mamy dostęp do monitoringu i na bieżąco będziemy pilnować, czy zgromadzenie przebiega zgodnie z prawem - mówi Gawor.
Dodatkowo urzędnikom będą asystować policjanci, którzy będą rejestrować to, co dzieje się na zgromadzeniu oraz to, co będą robić sami urzędnicy. - Chcemy, aby policjanci odnotowywali np. to, że zwracaliśmy się do przewodniczącego zgromadzenia z prośbą o reakcję. Chcemy, aby było to udokumentowane - dodaje dyrektor.
Dyrektor Ewa Gawor mówi, że decyzję o rozwiązaniu zgromadzenia podejmowała do tej pory bardzo rzadko. W ciągu swojej 23-letniej kariery, zrobiła to tylko trzy razy.
Gdy patrzę na obraz Marszu Niepodległości z zeszłego roku, mam wyrzuty sumienia, że nie podjęliśmy wtedy decyzji o rozwiązaniu zgromadzenia. Wtedy rzeczywiście nie miało ono charakteru pokojowego i dochodziło do łamania prawa
- mówi.
Dodaje, że do takiego wniosku urzędnicy doszli jednak dopiero po fakcie, po analizie materiałów po zakończeniu zgromadzenia.
Chciałabym, żebyśmy w tym roku nie popełnili tego błędu i reagowali szybko i na bieżąco
- kończy Ewa Gawor.