Gdańsk i Kraków jednak nie dla PiS-u. Kacper Płażyński i Małgorzata Wassermann w drugiej turze wyborów prezydentów miast wyraźnie przegrali odpowiednio z Pawłem Adamowiczem i Jackiem Majchrowskim. Jeśli potwierdzą się wyniki badania exit poll, kandydaci Zjednoczonej Prawicy uzyskali 35,3 proc. (Gdańsk) i 35,4 proc. (Kraków), a więc niewiele ponad jedną trzecią głosów.
Skala porażki Zjednoczonej Prawicy w tych dwóch miastach uzupełnia wyborczy krajobraz sprzed dwóch tygodni, kiedy to kandydaci Nowogrodzkiej ponieśli sromotną klęskę w Warszawie, Łodzi, Poznaniu i Wrocławiu. Wniosek: po trzech latach rządów obóz "dobrej zmiany" nie ma wstępu do polskich metropolii.
Wyniki drugiej tury wyborów samorządowych dają także do myślenia prezesowi Kaczyńskiemu. Dla PiS-u najważniejszym celem tych wyborów były sejmiki wojewódzkie – ostatecznie formacja zdobyła samodzielną większość w sześciu regionach – dlatego w kampanii partia największy ciężar położyła na wieś i małe miejscowości.
Co z metropoliami? Wielkomiejskich wyborców miał politycznie "zaczarować" premier Mateusz Morawiecki. To on został twarzą kampanii samorządowej PiS-u i przez tygodnie objeżdżał kolejne województwa. Młody, wykształcony, z imponującym CV – wydawał się idealną propozycją dla centrowego elektoratu, dominującego w metropoliach.
Dodatkowo prezes PiS-u w dużych miastach pozwolił sobie na pewien polityczny eksperyment – skoro szanse na wygraną były niewielkie, zdecydował się wystawić tam młodych i często niedoświadczonych, ale dobrze rokujących polityków. I tak Kaczyński postawił m.in. na: Patryka Jakiego (Warszawa), Małgorzatę Wassermann (Kraków), Waldemara Budę (Łódź), Kacpra Płażyńskiego (Gdańsk), Sylwestra Tułajewa (Lublin), Jacka Żalka (Białystok), Marcina Horałę (Gdynia), Zbigniewa Rasielewskiego (Toruń) i Sebastiana Pieńkowskiego (Gorzów Wielkopolski).
Ewentualna porażka nie pociągała za sobą poważnych konsekwencji, a zwycięstwo można byłoby przedstawiać w kategoriach olbrzymiego sukcesu. Polityczna świeżość kandydatów miała również ułatwić pokazanie innego oblicza partii – nowoczesnego, merytorycznego i umiarkowanego. To zwiększałoby szanse PiS-u na powalczenie o wielkomiejskich wyborców nie tylko z myślą o wyborach samorządach, ale także przyszłorocznych elekcjach: europejskiej i parlamentarnej. Przy okazji, Nowogrodzka przeprowadziła przegląd kadr i zobaczyła, kogo (z myślą o kolejnych wyborach w 2019 roku) ma do dyspozycji w drugim i trzecim szeregu.
Jakie wnioski płyną dla PiS-u z porażek w metropoliach? Pierwszy dotyczy frekwencji wyborczej, a więc mobilizacji elektoratu opozycyjnego. Ta mobilizacja była olbrzymia – frekwencja w skali kraju osiągnęła rekordowe dla wyborów samorządowych 54,96 proc., a w metropoliach oscylowała wokół 60 proc. (w Warszawie dobiła do niemal 67 proc.). PiS musi więc nie tylko dbać o stałą mobilizację własnego elektoratu, ale też znaleźć sposób na poszerzenie swojej bazy wyborczej. Bez tego ciężko będzie o powtórkę sukcesu z 2015 roku.
Wniosek drugi jest taki, że wybory samorządowe były żółtą kartką dla obozu władzy. Co prawda na razie głównie w metropoliach, ale fakt jest faktem. Trzy lata temu Zjednoczona Prawica w dużych miastach potrafiła zwyciężyć – pisaliśmy o tym niedawno na łamach Gazeta.pl – teraz ta sztuka się nie udała. Jak na dłoni widać zatem, że program "dobrej zmiany" w swoim dotychczasowym kształcie wielkomiejskim wyborcom nie odpowiada. Rodzi się zatem pytanie: zmienić obrany wcześniej kurs i spróbować zawalczyć o tę grupę czy ów kurs jeszcze zaostrzyć i liczyć na wielką mobilizację swojego elektoratu, która (być może) wystarczy do kolejnych wyborczych zwycięstw.
Trzeci wniosek dotyczy personaliów. Wybory samorządowe przyniosły zarówno bardzo poważne rozczarowania (klęska Jakiego w Warszawie), jak i pozytywne zaskoczenia (wejście do drugiej tury Płażyńskiego w Gdańsku kosztem faworyzowanego Jarosława Wałęsy). Prezes Kaczyński musi teraz uspokoić nastroje i nie dopuścić do tego, żeby personalne animozje i chęć wzajemnych rozliczeń wprowadziły chaos w szeregi Zjednoczonej Prawicy. Przypadek wiceministra Jakiego z ostatnich dni pokazał, że takie zagrożenie jest jak najbardziej realne.