Zje pan "Budynia" (to przezwisko prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza - red.) w II turze?
Kacper Płażyński: - Chcę wygrać wybory. I sprawić, by "budyń" kojarzył się gdańszczanom wyłącznie z czymś smacznym.
Jednak sondaż Ibris dla "Rzeczpospolitej" i Radia Zet daje Adamowiczowi w II turze 56,7 proc. głosów, a panu 40 proc. Zawód?
Nie. Przed I turą prawie wszystkie sondaże nie dawały mi szansy na dogrywkę. I wskazywały na zwycięstwo Jarosława Wałęsy. Jak się skończyło, wszyscy wiemy. Wierzę, że i tym razem będzie niespodzianka.
Co pan zrobi, aby przeciągnąć na swoją stronę wyborców Jarosława Wałęsy?
Nie "zrobi", tylko "robi". Codziennie jestem od rana do nocy na ulicach, różnych spotkaniach i w mediach społecznościowych. Po I turze rozmawiałem już z wieloma wyborcami pana Wałęsy. Różnie te rozmowy wyglądały, raz lepiej, raz gorzej - ale na pewno nie jest tak, jak sobie wyobrażają eksperci od przepływów elektoratów i innych tego typu rzeczy.
Ludzie to nie maszynki do głosowania. Nie można im w piątek mówić, że Adamowicz nie nadaje się do rządzenia, ma problem z uczciwością, jest już zmęczony i zużyty, a w poniedziałek wzywać do masowego poparcia najwspanialszego z prezydentów. To kompletnie niewiarygodne, ludzie wyczuwają fałsz. A wracając do pytania: rozmawiamy z wszystkimi gdańszczanami, wszystkim prezentujemy nasz program. Liczymy na każdy głos i z każdym głosem będziemy liczyli się po zwycięstwie.
Co musi się zdarzyć w II turze, aby pan powiedział, że jest usatysfakcjonowany wynikiem?
Chcę wygrać wybory. Jeśli tak się stanie, będę bardzo usatysfakcjonowany.
Był pan trochę zawiedziony wynikiem I tury, skoro sondaż exit poll dawał panu sporo więcej niż w wyborach?
Po doświadczeniach tej kampanii naprawdę nie zawracam sobie głowy sondażami, nawet tymi teoretycznie najdokładniejszymi. Wynik I tury jest bardzo dobry, to ponad 62,5 tysięcy głosów. Atmosfera wokół naszej kampanii jest coraz lepsza, poparcie dla mnie płynie z wielu stron, także tych nie do końca spodziewanych. Myślę, że w II turze poprawimy się znacznie.
W kampanii 2015 r. politycy PiS mówili wprost, że żona Andrzeja Dudy, Agata Duda, zapewnia mu kilka punktów procentowych w wyborach. Ile panu zapewnia pana żona, Natalia?
Nie sądzę, aby pan prezydent mówił kiedykolwiek o swojej małżonce w kontekście punktów procentowych w wyborach. Ja też nie zamierzam tego robić.
Czy myśli pan dzisiaj o karierze ogólnopolskiej (w Sejmie) albo starcie do Parlamentu Europejskiego?
Myślę o II turze wyborów na urząd prezydenta Gdańska.
Co pan będzie chciał zrobić w Gdańsku jako radny?
Poważnie traktuję swoją kampanię, dlatego planuję pierwsze posunięcia w roli prezydenta Gdańska. I dziękuję gdańszczanom, dzięki którym w wyborach do rady dostałem o cztery tysiące głosów więcej niż Paweł Adamowicz. A startowaliśmy w tym samym okręgu.
Paweł Adamowicz mówi przed II turą, że "to jest wybór między Polską samorządną a Polską kierowaną przez prezesa Kaczyńskiego". Pan jest człowiekiem Jarosława Kaczyńskiego?
Paweł Adamowicz nie rozumie, o co chodzi w tych wyborach. A chodzi o lepszą komunikację miejską, nowe żłobki dla naszych maluchów i normalne traktowanie wszystkich mieszkańców miasta przez lokalną władzę. Nie zaś o jego lęki i urojone zagrożenia.