Zgodnie z przedwyborczymi sondażami i już częściowymi danymi z komisji wyborczych, kandydat na prezydenta Olsztyna Czesław Jerzy Małkowski, przejdzie do II tury wyborów samorządowych. Co więcej, były prezydent Olsztyna, oskarżony i skazany za gwałt na urzędniczce z ratusza, ma szansę na wygraną. Jego główny konkurent, obecny prezydent Piotr Grzymowicz, ma przewagę kilkuset głosów. Na podstawie danych zebranych z 70 komisji wyborczych w Olsztynie wynika, że Grzymowicz zebrał blisko 15000 głosów, a Małkowski ponad 14400.
Czesław Małkowski startuje z własnego komitetu wyborczego. To doświadczony polityk samorządowy, który był prezydentem Olsztyna przez blisko dwie kadencje, od 2001 do 2008 roku. Po wybuchu seksafery z jego udziałem, mieszkańcy w referendum zdecydowali o jego odwołaniu.
Po odwołaniu Małkowskiego ruszyło śledztwo. Zgodnie z ustaleniami prokuratury, w czasie trwania prezydentury Czesław Małkowski miał molestować kilka urzędniczek, a jedną z nich, kobietę w ciąży, zgwałcić. Jego proces trwa od 2011 roku. W 2015 roku sąd w Ostródzie skazał nieprawomocnie Małkowskiego na 5 lat więzienia i zakazał przez 6 lat sprawowania kierowniczych stanowisk w jednostkach samorządu terytorialnego. Zdaniem sądu, Małkowski miał dopuścić się gwałtu, wykorzystując stanowisko i relację podwładna - przełożony.
Po apelacji sprawa wróciła do sądu w Olsztynie. Wyrok spodziewany jest po zakończeniu wyborów.
Warto przypomnieć, że Małkowski mimo toczącego się śledztwa, dwukrotnie kandydował na prezydenta Olsztyna, ale za każdym razem przegrywał w II turze z obecnym prezydentem Piotrem Grzymowiczem (zdobył jednak mandat radnego).
O tym jak będzie tym razem, przekonamy się 4 listopada.
W sprawie pojawiał się jeszcze jeden, dość niespodziewany wątek. W jednej z komisji wyborczych w Olsztynie zaginęło 399 kart do głosowania. To ostemplowane, czyste karty do głosowania na prezydenta Olsztyna. Nie wiadomo jeszcze, co dokładnie stało się z kartami i czy zostały skradzione.
O konsekwencjach sytuacji decydowało będzie to, czy zostały użyte do głosowania. Jeżeli zostały one wykorzystane, stawia to pod znakiem zapytania 400 głosów oddanych na kandydatów. Jeśli ktoś zdecyduje się oprotestować wyniki głosowania, sprawą będzie musiał zająć się sąd.