Prof. Antoni Dudek: Nie zgadzam się z taką tezą. Oczywiście była brudna i brutalna, ale jeśli mówimy, że najbardziej, to tylko w historii kampanii samorządowych. Dobrze pamiętam kampanie prezydenckie i parlamentarne z ostatnich już blisko 30 lat i obecnej kampanii pod względem ostrości nieco do nich brakuje. Na całe szczęście obyło się bez tego, czego bardzo się obawiałem, czyli fizycznych starć sympatyków poszczególnych kandydatów i partii. Mam nadzieję, że nie będziemy oglądać takich obrazków również pomiędzy pierwszą a drugą turą.
Bynajmniej. Zresztą ciągle obawiam się takiego scenariusza, jeśli będą problemy z szybkim i sprawnym przeliczeniem głosów i podaniem wyników. Jeśli powtórzyłaby się sytuacja z 2014 roku, to będziemy mieć zamieszki w wielu miejscach kraju. Obie strony są niezwykle zdeterminowane i rozemocjonowane. Sytuacji nie poprawia fakt, że najbrutalniejszej części kampanii spodziewam się przed drugą turą głosowania. Pierwsza tura była tylko wstępem.
Po stronie PiS-u może być chęć osłabienia przed drugą turą kandydatów związanych z Koalicją Obywatelską. Chociażby w Krakowie spodziewam się zdecydowanie ostrzejszych ataków pani Wassermann na prezydenta Majchrowskiego właśnie po pierwszej turze. W tej batalii najcięższe działa jeszcze nie zostały przez PiS wytoczone i niewykluczone, że sztab zostawił je na decydującą rozgrywkę przed drugą turą.
To zależy od konkretnego wyborcy - jednych ta brutalność odrzuca, a innych dodatkowo nakręca. Przypominam sobie sytuację posłanki Sawickiej z 2007 roku i to, jak PiS próbowało zrobić z jej zachowań korupcyjnych maczugę wyborczą. Efekt był taki, że Sawicka zwołała pamiętną konferencję prasową, na której płakała i błagała, żeby PiS jej nie niszczyło. Ostatecznie "granie" tematem Sawickiej obróciło się przeciwko PiS-owi. Bo takie jest właśnie podstawowe ryzyko używania radykalnych argumentów i zbyt śmiałych posunięć - nigdy nie wiadomo, jaki będzie ich efekt końcowy i czy nie obróci się przeciwko autorowi.
Wydaje mi się, że tym razem raczej zaszkodził PiS-owi. Na Nowogrodzkiej najwyraźniej zapomnieli, że nie jesteśmy już w 2015 roku, kiedy setki tysięcy ludzi szturmowały granice Unii Europejskiej, a wielu ludzi w Europie naprawdę się tego bało. Czasy się zmieniły, sytuacja zdecydowanie uspokoiła, a w Polsce coraz więcej ludzi zaczyna rozumieć, że mamy bardzo poważny kryzys demograficzny i bez przybyszów z zagranicy na dłuższą metę sobie nie poradzimy. Trzeba ich jednak ściągać w sposób przemyślany, a nie chaotyczny, jak to ma niestety obecnie miejsce.
To był strzał w kolano przewodniczącego Platformy, zwłaszcza że ze swoich słów ani się nie wycofał, ani nie przeprosił. Odczłowieczanie przeciwnika politycznego fatalnie się kojarzy i PiS natychmiast to wykorzystało. Dodatkowo, słowa te padły raptem kilka dni przed rocznicą zabójstwa Marka Rosiaka. Schetyna nie mógł sprawić PiS-owi lepszego prezentu.
Przed laty Jan Rokita powiedział, że w wyborach samorządowych najważniejsza jest prezydentura stolicy, bo kto wygrał w Warszawie, ten wygrywa w całej Polsce. Oceniając faktograficznie, nie jest to prawda, ale od strony psychologicznej Rokita na pewno miał sporo racji. To tyle, jeśli chodzi o stolicę. Co do brutalności tej kampanii, na pewno miał na nią wpływ fakt, że to pierwsze wybory od trzech lat rządów PiS, które znacząco pogłębiły polaryzację. Konflikt między PO i PiS-em osiągnął niespotykane wcześniej rozmiary. W efekcie dla wielu Polaków wybory zmieniły się w plebiscyt "za" i "przeciwko" rządom "dobrej zmiany". Ale na poziom złych emocji w tej kampanii wpływ miała nie tylko Warszawa. Wszyscy śledziliśmy przecież, co działo się w Łodzi i to, jak PiS straszyło odwołaniem Hanny Zdanowskiej w przypadku wyborczej wygranej.
Rafał Trzaskowski, Patryk Jaki Gazeta.pl
Zobaczymy. Jeśli PiS faktycznie usunie Zdanowską ze stanowiska po tym, jak wygrała w pierwszej turze, będziemy mieć konflikt na znacznie większą niż dotąd skalę. Będziemy mieli bowiem konkretnego polityka, który właśnie uzyskał silny demokratyczny mandat z błogosławieństwem przewodniczącego PKW. A teraz władza centralna spróbuje go zastąpić swoim nominatem, ignorując wolę wyborców, którzy wszak wiedzieli o sprawie sądowego wyroku. Ludzie w Łodzi i nie tylko tam odczytają to jako próbę nadużycia władzy. Jeśli z kolei rząd PiS-u cofnie się w tej sprawie, to zostanie z problemem własnej wiarygodności, bo zaangażowało się w tę sprawę za późno i zbyt mocno.
Tak, próbowali łagodzić sytuację i swój język w tej sprawie, ale to nie będzie łatwe. Weszli w ten temat zbyt mocno, ze zbyt dużymi groźbami. Teraz wycofanie się z niego zostanie odebrane przez ich twardy elektorat jak porażka. Myślę, że PiS nie odpuści tej sprawy do końca i najpewniej skieruje sprawę Zdanowskiej do sądu. Pozostaje pytanie, czy do czasu wydania wyroku pozwoli jej zachować urząd, czy zechce ustanowić komisarza.
Nie wykluczyłabym tego scenariusza, bo inaczej ktoś ich zapyta: co się stało, że już nie chcecie egzekwować ustawy o pracownikach samorządowych? Boicie się?
Te wybory samorządowe na pewno są szalenie ważne z tego powodu, że to pierwsze głosowanie, odkąd w kraju rządzi PiS, które wyraźnie podważa fundamenty demokracji liberalnej. Nigdy wcześniej wybory samorządowe nie były w aż takim stopniu plebiscytem "za" i "przeciw" rządowi. Nie zgodzę się jednak, że to najważniejsze wybory w historii III RP ani nawet najważniejsze wybory samorządowe po 1989 roku. Najważniejsze wybory samorządowe mieliśmy w 1990 roku, bo to wtedy ustanowiony został w Polsce samorząd. Obecne wybory są w tym zestawieniu na drugim miejscu, chociaż wszyscy, którzy uważają, że demokracja w Polsce wisi na cienkim włosku i zaraz się urwie, na pewno się ze mną nie zgodzą.
Wyniki wyborów samorządowych. Sondaż exit poll dla TVN Gazeta.pl
Otrzymamy, po trzech latach przerwy, pierwszą konkretną, a nie tylko sondażową informację o rozkładzie nastrojów społecznych. Wynik tych wyborów nie zdeterminuje oczywiście rezultatów kolejnych głosowań, ale z pewnością wpłynie bardzo znacząco na partyjne centrale. Bardzo ważny jest też wynik PSL. Ludowcy to ostatnia siła polityczna na wsi i w małych miasteczkach, która opiera się "dobrej zmianie". Uzyskany przez PSL w sejmikach dwucyfrowy wynik oznacza, że PiS nie zdominuje tzw. Polski B. Zarazem jednak taki wynik ludowców zrodzi także ważne pytanie w kontekście wyborów parlamentarnych: Czy PSL wystawi w nich samodzielne listy, czy też, co przy słabszym wyniku wydawało się oczywiste, przystąpi jednak do Koalicji Obywatelskiej. Podobnie, choć na nieco mniejszą skalę, problem ten dotyczy SLD. W każdym razie, jeśli dotychczasowe notowania sondażowe głównych formacji nie ulegną po wyborach samorządowych istotnej zmianie, to przy zachowaniu obecnej ordynacji opartej na systemie d’Hondta, tylko całkowicie zjednoczona opozycja lewicowo-ludowo-liberalna zdoła pokonać PiS.