Kampania wyborcza przed wyborami samorządowymi 2018 jest już na finiszu. Odliczamy godziny do głosowania, które odbędzie się już 21 października. Z tej okazji rano od poniedziałku do piątku na Gazeta.pl - w cyklu "Puls kampanii" - publikujemy krótką rozmowę nawiązującą do aktualnych wydarzeń politycznych, związanych z trwającą kampanią wyborczą.
Jacek Gądek: Czytam o panu, że jest pan "cudownym dzieckiem PiS". Prawda to?
Lucjusz Nadbereżny: Absolutnie nie. Jestem zwykłym chłopakiem, który pracuje w samorządzie.
I musi mówić skromnie, bo pycha w kampanii może mu odebrać głosy.
Luckiem byłem, Luckiem jestem i Luckiem pozostanę. Pierwszą kampanię, którą w życiu prowadziłem była na przewodniczącego szkoły. W liceum. Wówczas Telekomunikacja Polska chwaliła się hasłem "Ludzka rzecz, pogadać". A ja miałem: "Lucka rzecz, pogadać". I tak pozostało.
W kolejnych kampaniach wyborczych jest pan jednym z mówców obok Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego, a także Andrzeja Dudy. Po co?
Moje występy na konwencjach wyborczych są sygnałem, że PiS stawia na młodych ludzi i także z mniejszych miast. Sam działam w polityce od 2006 r., a występowałem na konwencjach już w 2011 r.
4 lata temu wygrał pan niespodziewanie, już w I turze, prezydenturę Stalowej Woli. To stąd to określenie, że jest pan "cudownym dzieckiem PiS". Teraz też skończy się na jednej turze.
Bo jest tylko dwóch kandydatów. Obaj się cieszymy [kontrkandydatem jest Andrzej Szymonik - red.].
Co panu ostatnio przywiózł minister sportu Witold Bańka?
Dwa miliony na kolejny program sportowy. W całej tej kadencji udało mi się pozyskać 24 mln zł, dzięki temu mamy m.in. wodny plac zabaw i park linowy.
Grube miliony płyną do Stalowej Woli dlatego, że pan i minister jesteście z tej samej bajki?
W konkursach startują samorządy z różnych regionów Polski i otrzymują je nie tylko te, które są personalnie związane z Prawem i Sprawiedliwością. Ale nie ukrywam, że skuteczność pozyskiwania środków centralnych polega na tym, aby wpisać się w strategię rządową i realizować priorytety, które stawia rząd w konkretnych konkursach. Sam utożsamiam się ze strategią rządu, więc łatwiej jest nam napisać dobry wniosek.
Wielu samorządowców podkreśla swoją niezależność polityczną i partyjną, jednoznacznie atakując rząd - to nie pomaga.
Pan przywołuje merytoryczne strony takich wniosków o rządowe pieniądze, tymczasem premier i prezes PiS mówią, że trudno będzie współpracować z samorządowcami, którzy "warczą" na rząd. A jeśli samorząd będzie pisał świetne wnioski i jednocześnie "warczał", to wnioski trafią do kosza?
Te słowa nie dotyczyły wniosków, ale braku chęci wykorzystania szans, które stoją przed samorządowcami, zwłaszcza średnich i małych miast. Przez lata rządów PO-PSL obowiązywał model polaryzacyjno-dyfuzyjny. 16 miast wojewódzkich otrzymywało wsparcie, bo niektóre konkursy ograniczano tylko do tych miast.
Były minister skarbu Włodzimierz Karpiński na taśmach streścił ten model do słów "ch… tam z tą Polską wschodnią". W pana ocenie to było "ch… tam" ze Stalowa Wolą?
Już nawet nie chodzi o knajackie rozmowy w restauracjach, ale o programy, w których takie miasto jak moje nie mogło brać udziału.
Panu szyld PiS pomaga?
Sprawy komunalne, budowa chodników czy dróg nie posiadają szyldu partyjnego. Jestem członkiem PiS od 2006 r. Elementarna uczciwość wymaga, aby startować pod szyldem, który się reprezentuje. Wiele jest przykładów, gdzie politycy związani z PO, PSL czy SLD na czas wyborów samorządowych stają się "niezależni". A ja startuje z komitetu PiS i jestem z tego dumny.
Muszę też przyznać, że dla samorządu ważne są decyzje o charakterze politycznym. To na przykład rozszerzenie specjalnej strefy ekonomicznej w Stalowej Woli o 140 ha, budowa drogi szybkiego ruchu, budowa obwodnicy i Podkarpackiego Centrum Piłki Nożnej. Są projekty, które wpisują się w strategię rządu, i dzięki dobrej współpracy z ministrami są realizowane.
Mówi pan o ukrywaniu szyldów, a coś podobnego zrobił w Warszawie Patryk Jaki, który teraz formalnie stał się bezpartyjny.
Absolutnie nie krytykuję tu Patryka. Jestem pod wrażeniem jego pracowitości.
Ale Patryk Jaki zrezygnował z członkostwa w partii (Solidarnej Polsce), a pan legitymacji nie oddał. Obraliście dwie różne drogi.
Patryk jednak startuje jako kandydat komitetu wyborczego Prawa i Sprawiedliwości - tak jak i ja.
Dlaczego w Stalowej Woli, 65-tysięcznym mieście, ma pan tylko jednego rywala? Wszyscy się boją, czy opozycja jest tak słaba?
Gdzie tam Lucka się bać! Mój konkurent zgromadził za sobą środowisko PO, Nowoczesnej, PSL, SLD, KOD i ruchów miejskich.
"Lucek kontra reszta świata"?
Coś w tym jest. Politolodzy będą mieli co badać po wyborach.