Nie Jaki i nie Trzaskowski. Debata o warszawskim sporcie ma zaskakującego zwycięzcę

Dziewięć (z czternastu) osób i dwie godziny dyskusji. Kandydaci na prezydenta Warszawy wreszcie zasiedli do wspólnej debaty. Na razie tylko (i aż) o sporcie, ale i z niej płynie kilka ważnych wniosków. Z kolei największy wygrany tej dyskusji może wszystkich mocno zaskoczyć.

Legia wygrywa mecz

Za kulisami organizowanej przez Legię Warszawa i serwis 300polityka.pl debaty nikt nie miał wątpliwości – to właśnie „Wojskowi” są największym wygranym dyskusji kandydatów na prezydenta stolicy. Dlaczego? Z trzech powodów.

Po pierwsze, Legia pokazała się jako – pozwolimy sobie tutaj przywołać credo FC Barcelona – coś więcej niż klub. Jako prężna instytucja społeczna, integralna część społecznego krajobrazu, podmiot, który ma posłuch u najważniejszych polityków w państwie. Wizerunkowa korzyść jest tutaj nie do przecenienia.

Po drugie, proponując i organizując debatę Legia zdołała narzucić narrację i ustawić całe spotkanie w dogodny dla siebie sposób. W skrócie można opisać to tak, że władze miasta powinny bardziej wspierać – organizacyjnie, prawnie i przede wszystkim finansowo – warszawskie kluby sportowe, a zwłaszcza ten spośród nich, który jest najmocniejszą marką. W tym kontekście w trakcie debaty wymieniono przynajmniej kilka z poważnych bolączek Legii – podatek od nieruchomości, czynsz za wynajem stadionu czy konieczność budowy na własny koszt młodzieżowej akademii piłkarskiej pod Grodziskiem Mazowieckim. Dwaj czołowi kandydaci do fotelu prezydenta stolicy wyczuli klimat, w którym zorganizowano debatę i wyszli naprzeciw oczekiwaniom Legii oraz jej kibiców. Rafał Trzaskowski obiecał zmiany prawne, które zmniejszyłyby obciążenia finansowe klubu z Łazienkowskiej, a Patryk Jaki stwierdził wprost: „Legia otrzyma środki i pomoc, na jakie już dawno zasługuje. Koniec z dyskryminacją Legii!”.

Po trzecie, ogólne wrażenie obserwatorów i komentatorów debaty – zarówno tych na miejscu, jak i tych, którzy śledzili ją w telewizji i internecie – było takie, że kandydaci w wielu (większości?) przypadkach mówili obok tematu i opowiadali o swoich poglądach lub programach, zamiast mówić o sporcie (którego przecież dotyczyła debata). Dlatego żaden z nich nie zyskał na tej dyskusji więcej od innych, a na pierwszy plan zdołały wybić się kwestie związane z Legią.

 

Co z tym sportem?

Śledząc debatę łatwo dało się zauważyć, że nie bez powodu większość kandydatów w trakcie kampanii i w swoich programach o sporcie wspominała niewiele bądź wcale. Dotychczas ten temat w zauważalny sposób poruszali jedynie Patryk Jaki, Rafał Trzaskowski i Justyna Glusman. Tej ostatniej na debacie jednak nie było. Natomiast oprócz kandydatów Zjednoczonej Prawicy i Koalicji Obywatelskiej konkretnymi propozycjami przy Łazienkowskiej wykazał się Andrzej Rozenek. Kandydat SLD obiecał m.in. dwukrotne zwiększenie miejskich wydatków na sport (z 235 do 470 mln zł rocznie), darmowe zajęcia sportowe dla warszawskich dzieci i młodzieży czy stworzenie warszawskiej ligi e-sportu.

Jaki do Trzaskowskiego, Trzaskowski do Jakiego

Przez blisko dwie godziny trwania debaty dobitnie przekonaliśmy się też o tym, jak silna jest polaryzacja na warszawskiej scenie politycznej. Wybory na prezydenta stolicy to de facto plebiscyt za lub przeciw Platformą i PiS-em. Zarówno Rafał Trzaskowski, jak również Patryk Jaki doskonale o tym wiedzą. Dlatego przez dwie godziny, przy okazji każdego pytania, wymieniali się uszczypliwościami i wzajemnymi zarzutami, czyniąc z nich główne punkty swoich mini-wystąpień i dyskutując w zasadzie jedynie między sobą. W ich ślady poszło też kilkoro innych kandydatów, więc obserwowaliśmy nie tylko retoryczne zapasy Trzaskowskiego z Jakim, ale także Andrzeja Rozenka z Markiem Jakubiakiem czy Jacka Wojciechowicza z Krystyną Krzekotowską.

Rafał Trzaskowski, kandydat na prezydenta Warszawy

Pięć minut Krzekotowskiej

Wspomniana powyżej Krystyna Krzekotowska – doktor nauk prawnych, nauczycielka akademicka i kandydatka Światowego Kongresu Polaków na prezydenta stolicy – z pewnością jest objawieniem odbywającej się przy Łazienkowskiej debaty. W rozmowach na offie obserwatorzy i sztabowcy zgodnie twierdzili, że „ukradła show” podczas miejscami nudnawej dyskusji. Nie zrobiła tego bynajmniej swoją rozległą wiedzą o sporcie, a raczej barwnymi wypowiedziami („No, kochani, musi trochę zaiskrzyć, bo zrobiło się nudno, prawda?!”, „Kochajmy przedsiębiorców, bo oni muszą zarobić, żeby się z biednymi podzielić”) czy jeszcze barwniejszymi propozycjami (finansowanie stołecznego sportu m.in. poprzez „godne odszkodowania dla warszawiaków za zniszczenia wojenne, za krzywdy wojenne od Republiki Federalnej Niemiec. Nie bójmy się tego tematu!”). W ten oto sposób jedna z najbardziej anonimowych postaci prezydenckiego wyścigu w Warszawie po środowej debacie na Legii będzie zapewne najczęściej wyszukiwaną w internecie uczestniczką tej dyskusji.

Od radnego do zastępcy ministra. Kariera Patryka Jakiego

Więcej o: