Antyszczepionkowcy w Sejmie w środę będą mieli swój dzień. "Ten projekt zagraża tysiącom osób"

W środę w Sejmie ma się odbyć pierwsze pierwsze czytanie projektu ustawy, która zakładałaby, że szczepienia w Polsce nie są obowiązkowe, jeżeli nie ma wybuchu epidemii lub zagrożenia epidemicznego.

Projekt ruchu antyszczepionkowego trafił do Sejmu w lipcu ze 120 tys. podpisami. Ze statystyk Państwowego Zakładu Higieny, który monitoruje liczbę odmów obowiązkowych szczepień wynika, że 2010 roku 3437 osób odmówiło zaszczepienia swoich dzieci, a w 2017 było ich już 30 989. Teraz Sejm ma się zająć obywatelskim projektem ustawy, która znosi ten obowiązek. Autorzy projektu wskazują m.in. że w krajach europejskich gdzie nie trzeba obowiązkowo dzieci szczepić nie ma epidemii chorób zakaźnych.   
"Liczne informacje w uzasadnieniu projektu są w najlepszym wypadku "półprawdziwe", a w najgorszym po prostu niezgodne z rzeczywistością" - ocenia Bohdan Widła, twórca profilu Ceiling Sejm, na którym opisuje zmiany w polskim prawie. 

Za zgodą autora publikujemy jego tekst.

"Już w środę pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. Projekt jest firmowany przez Justynę Sochę, a jego istotą jest zlikwidowanie szczepień obowiązkowych poza przypadkami epidemii albo zagrożenia epidemicznego. Dodatkowo wprowadza się bardzo rozbudowane obowiązki informacyjne w odniesieniu do osób, które chciałyby skorzystać z już dobrowolnych szczepień. Zostawiam na marginesie zmiany dotyczące procedury rejestracji tzw. niepożądanych odczynów poszczepiennych, bo sami projektodawcy dają do zrozumienia, że nie to w ustawie jest najważniejsze. Z tym jednym ich twierdzeniem można się zgodzić.

"Istota" projektu została już skrytykowana przez Naczelną Radę Lekarską, Naczelną Izbę Pielęgniarek i Położnych oraz eksperta Biura Analiz Sejmowych. Ja od siebie dodam tylko jedno. O stosunku twórców ustawy do szczepionek najlepiej świadczy to, że nie rekompensują zniesienia obowiązku szczepień żadnymi działaniami, które mogłyby zahamować spadek wyszczepialności. To nie jest dyskusja o tym, czy lepiej szczepić obowiązkowo, czy szczepić dobrowolnie, ale edukować i zachęcać. To jest dyskusja o ustawie, która likwiduje obowiązek, nie dając niczego w zamian. Twórcy ustawy w zasadzie dają do zrozumienia: wszystko nam jedno, czy ludzie się szczepią.

Obojętność dotyczy też faktów

Wiele twierdzeń zawartych w uzasadnieniu to albo półprawdy, albo informacje zmanipulowane (bo wyjęte z kontekstu), albo okrutne (i łatwe do sprawdzenia) nieprawdy. Przejdźmy do przykładów.

W krajach zachodniej Europy, w których zniesiono obowiązek szczepień, nie występują epidemie chorób zakaźnych

W najlepszym razie półprawda. Najgorsza sytuacja w UE, jeśli chodzi o najpopularniejsze choroby zakaźne (różyczka, odra), występuje w Rumunii. To nie Europa Zachodnia, ale obowiązkowych szczepień nie ma. Ale jeśli spojrzymy na kraje "ścisłego" Zachodu, to nie są daleko w tyle. W Wielkiej Brytanii liczb zachorowań na odrę wzrosła w 2018 kilkukrotnie. Być może dla twórców ustawy to po prostu nie epidemie, ale "tylko" ogniska epidemiczne, a takie są niewarte wzmianki. W takim wypadku pozostaje pogratulować "rzetelności" i dobrego samopoczucia. I przypomnieć, że od 2016 tylko na odrę zmarło w UE kilkadziesiąt osób, a 87 proc. osób chorujących to osoby nieszczepione.

W krajach, w których wyszczepialnosć dzieci jest bardzo niska np. na Ukrainie nie zanotowano epidemii chorób zakaźnych.

Może to znowu "tylko" ognisko, więc nie ma się czym przejmować? Ale tylko od stycznia do maja 2018 roku Ukraina zanotowała ponad 12 000 zachorowań, z czego 9 158 osób wymagało hospitalizacji, a 9 zmarło. Ukraina rozpaczliwie próbuje nadrobić radykalny spadek wyszczepialności w latach 2008-2016. Ciekawe dlaczego, skoro według twórców ustawy szczepionki nie są takie istotne.

Masowe migracje do Europy niezaszczepionej ludności z Afryki, bliskiego wschodu i innych krajów Azji sprzed kilku lat nie skutkowały epidemiami chorób zakaźnych.

I co z tego wynika? Że migranci to osoby nieszczepione albo w większości nieszczepione? Chyba jednak nie jest to takie proste. Wyszczepialność wśród migrantów różni się, zależnie od choroby, wieku i kraju pochodzenia. Przykładowo: w 2014 r. bywała taka, jak w krajach europejskich, np. wśród osób pochodzących z Erytrei. Wśród osób z Syrii czy Iraku było gorzej. Jak jednak wskazuje WHO: osoby dorosłe przybywające do Europy najprawdopodobniej będą zaszczepione na poziomie zbliżonym do osób mieszkających w Europie, bo dawniej w ich krajach opieka zdrowotna funkcjonowała normalnie. Gorzej z dziećmi, którym zaszczepienie uniemożliwiła to wojna. Czy nikt się tym nie martwi? Wręcz przeciwnie, jest to uznawane za potencjalne zagrożenie dla osób niezaszczepionych, więc dąży się do uzupełnienia wyszczepialności.

Przystąpienie naszego kraju do UE i zniesienie granic wewnętrznych pozwalające na swobodne poruszania się po krajach wspólnoty, w tym po krajach w których nie ma przymusu szczepień, nie spowodowało wzrostu epidemii chorób zakaźnych.

Znowu: ignorowanie ognisk i zbywanie ich twierdzeniem, że to nie epidemie, to kpina z osób narażonych na zachorowanie. O ile z ogniskami spowodowanymi podróżą w Polsce nie jest źle, o tyle pamiętajmy, że nadal jest tu obowiązek szczepień, a z Polski raczej się emigruje do krajów UE, niż na odwrót. Za to już w Wielkiej Brytanii nie mają złudzeń: ogniska odry mają związek z przemieszczaniem się ludności z krajów o niskiej wyszczepialności.

Raport z badania w ramach Action plan in Science in Society in Epidemics and Total pandemics powołanego przez Komisję Europejską pt. "Obowiązkowe szczepienia a pokrycie szczepieniami w Europie" nie potwierdza związku pomiędzy obowiązkowością szczepienia a wyszczepialnością wśród dzieci w państwach UE/EOG (...). Za kluczowe przyczyny spadku zachorowań, umieralności lub częstości występowania powikłań chorób zakaźnych uznaje się poprawę warunków życia ludzi poprzez utworzenie sieci wodociągowych i kanalizacyjnych, poprawę stanu higieny czy też likwidację niedożywienia.

Raport istnieje, ale został wybiórczo zacytowany. Faktycznie uznano tam, że nie ma istotnej korelacji między obowiązkowymi szczepieniami a wyszczepialnością. Ale w uzasadnieniu już nie wspomniano o zastrzeżeniu, że badano tylko jeden czynnik (jest/nie ma obowiązku), a są inne aspekty: obawy rodziców czy niewydolność systemu opieki zdrowotnej. Czyli te aspekty, które projektowana ustawa przemilcza. Co więcej, na pewno nie ma w raporcie mowy o tym, co przytoczyłem dalej. I nic dziwnego, bo to bzdury. Za to pierwsze zdanie raportu brzmi: "Wysokie poziomy wyszczepialności w dzieciństwie to istotne wskaźniki dla zdrowia publicznego". Takie te szczepionki nieważne...tyle, że nie.

Dokładnie odwrotnie, niż twierdzą twórcy

Twórcy ustawy twierdzą, że Europejski Trybunał Praw Człowieka "kilkakrotnie wypowiadał się w kwestii zgodności obowiązku poddawania się szczepieniom ochronnym z art. 8 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności". Zatem sprawdźmy te wyroki.

1. Wyrok z 5 lipca 1999 r. w sprawie 31534/96, Matter p-ko Słowacji

Według uzasadnienia: Przymusowe badania w szpitalu stanowią ingerencję w prawo do prywatności z art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Według wyroku: Nie stwierdzono naruszenia art. 8 konwencji. A sprawa dotyczyła nie szczepienia, tylko badania w szpitalu psychiatrycznym.

2. Postanowienie z 9 lipca 2002 r. w sprawie 42197/98, Salvetti p-ko Włochom

Według uzasadnienia: Obowiązkowe szczepienia oznaczają ingerencję w prawo do poszanowania życia prywatnego z art. 8 EKPC.
Według postanowienia: Skarga uznana za niedopuszczalną. Skarżący nie opierał się na art. 8, tylko na art. 2, 5 i 17.

3. Wyrok z 15 marca 2012 r. w sprawie 24429/03, Solomachin p-ko Ukrainie

Według uzasadnienia: Obowiązkowe szczepienia oznaczają ingerencję w prawo do poszanowania życia prywatnego z art. 8 EKPC.
Według wyroku: Nie stwierdzono naruszenia art. 8 konwencji. Trybunał pisze w uzasadnieniu: "ingerencja w nietykalność osobistą wnioskodawcy może być uznana za dozwoloną z przyczyn związanych z ochroną zdrowia publicznego i koniecznością powstrzymywania rozprzestrzeniania się w regionie chorób zakaźnych".

Każde - dosłownie każde - powołane przez twórców ustawy orzeczenie okazuje się głosić coś dokładnie przeciwnego, niż oni twierdzą. Bo owszem, Trybunał wskazuje, że obowiązkowe szczepienie jest ingerencją w prywatność, a prywatność jest chroniona w art. 8 EKPC. Ale od razu mówi: to była ingerencja zgodna z prawem, w celu ochrony zdrowia i nie doszło do naruszenia praw człowieka. Powoływanie się na te wyroki to albo wyraz braku umiejętności czytania ze zrozumieniem, albo manipulacja. Nie znam wyroku ETPCz, który uznawałby przymusowe szczepienia za złamanie praw człowieka. Gdyby taki był, pewnie zacytowano by go w uzasadnieniu, zamiast odwracać kota ogonem.

I jeszcze jeden drobiazg na koniec. Pełnomocniczka komitetu inicjatywy ustawodawczej stanowczo sprzeciwia się nazywaniu jej projektu (i jej organizacji) określeniem "antyszczepionkowe", wysyła do mediów żądania sprostowania i przeprosin. Chcąc zadośćuczynić jej prośbie, odstąpię od używania tego zwrotu i podsumuję inaczej.

Projekt, o którym tu mowa, jest niebezpiecznym narzędziem ruchu proepidemicznego, zagrażającym tysiącom osób."

Więcej o: