W PiS wojna domowa o zwierzęta. Minister "może spaść z wysokiego konia"

Jacek Gądek
PiS nie spuści psów z łańcucha, ale wydłuży uwięź. Nie wprowadzi zakazu hodowli zwierząt na futra, ale przymierza się do przeniesienia niemieckich standardów, co pozbawi fermy zysków. Ubój rytualny pozostanie bez zmian - ustaliła Gazeta.pl. Obóz władzy chce w ten sposób kusić elektorat lewicowy, ale nie zrazić wsi i lobby rolniczego.

Mówi osoba z PiS zorientowana w wewnątrzpartyjnych negocjacjach: - Zapadła decyzja, aby już w tej kadencji przegłosować ustawę o ochronie zwierząt, ale wciąż wykuwana jest autopoprawka.

Radykalny projekt łagodnieje przed wyborami

Pierwotny projekt ustawy był bardzo radykalny. Zakazywał hodowli zwierząt na futra. Zabraniał trzymania psów na uwięzi. Bardzo mocno ograniczał dopuszczalność rytualnego uboju zwierząt. To wywołało sprzeciw branży futerkowej, która zawiązała sojusz z o. Tadeuszem Rydzykiem. W strachu przed utratą głosów na wsi PiS zrezygnowało z uchwalenia ustawy w takim kształcie.

Wnioskodawca radykalnego projektu ustawy o ochronie zwierząt, czyli Krzysztof Czabański, ma teraz przygotować autopoprawkę tak, aby okrojoną ustawę można było przyjąć po wyborach samorządowych, a przed parlamentarnymi. Czy tak się stanie? Tego w PiS nikt na 100 proc. nie jest w stanie powiedzieć, bo obecnie ścierają się w partii głosy miłośników zwierząt z lobby branży rolniczej.

Prezes Jarosław Kaczyński, choć prywatnie jest zwolennikiem radykalnego projektu, to kalkuluje ostateczne decyzje.

Zwolennicy forsowania ustawy, nawet w złagodzonej formie, przekonują, że dzięki temu PiS może przyciągnąć… elektorat lewicowy. - Akurat wyborcy SLD mogą w części przepłynąć do nas. Lewicowi wyborcy oczekują większej ochrony zwierząt, więc możemy zdobyć dodatkowe punkty procentowe - przekonuje jeden z polityków PiS. Jest pewny: - Mamy tu dużo głosów do zyskania.

Intencja jest taka: na ostatniej prostej przed wyborami samorządowymi ma być o tej ustawie cicho. Po tych wyborach PiS chce przepchnąć mała ociosaną ustawę, która przyciągnie głosy miłośników zwierząt, ale nie zrazi lobby rolniczego. Z kolei po wyborach do Sejmu (jesień 2019 r.) wróci temat pozbycia się ferm futrzarskich.

Psy pozostaną na łańcuchach

Jednym z punktów spornych ustawy jest też trzymanie psów na uwięzi. Obecnie łańcuch musi mieć minimum trzy metry. W pierwotnym projekcie zmian znalazł się nakaz wydłużenia łańcuchów do pięciu metrów i odroczony (do 2020 r.) nakaz zastąpienia ich kojcami. Teraz - jak słyszymy od rozmówców z Nowogrodzkiej - nikt się nie przywiązuje do kasowania łańcuchów. Górę bierze pomysł, by poprzestać na wydłużeniu uwięzi.

- Już lepiej, jak pies jest na długiej uwięzi, niż siedzi zamknięty w małym pudle - mówi osoba z PiS. Z kolei - to kolejny argument - gdyby kojec miał być duży, to koszty będą boleć wiejski elektorat, a tego partia rządząca nie chce.

- Skoro już nie będzie zapisu o zakazie trzymania psów na uwięzi, to będzie obowiązek wydłużenia łańcucha. Na 100 procent - słyszymy.

Sprytny sposób na pozbycie się ferm

Największe emocje w PiS wzbudza jednak wspomniany zakaz hodowli zwierząt futerkowych.

- Jestem za tym, by ten przemysł został w Polsce zlikwidowany - zapowiadał wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. To przejaw zaostrzającego się w PiS konfliktu o tę ustawę. Terlecki nie powiedział jednak, jaki jest pomysł na osiągnięcie tego celu.

Aby uniknąć zarzutów o kasowanie branży futerkowej, przetłumaczono na język polski niemieckie i szwajcarskie przepisy o hodowli zwierząt na futra. To one - niemal wprost - mogą zostać przeniesione na polski grunt. To teraz najbardziej prawdopodobny scenariusz, ale rozpisany dopiero na kolejną kadencję. Przed wyborami parlamentarnymi nie ma mowy o przeforsowaniu tak radykalnego projektu.

Czerpiąc wzorzec z Zachodu PiS w sprytny sposób będzie mogło argumentować, że wprowadza najlepsze standardy, a nie likwiduje branżę. Zwierzęta futerkowe - w Polsce głównie to norki - są hodowane w klatkach, wystarczy więc nakazać, by norki (w naturze to zwierzęta wodne) miały dostęp do wody i zyskały nieco większe klatki. Wtedy fermy te przestaną być opłacalne. - Wcale nie musi być formalnego zakazu, by pozbywać się ferm - podkreśla nasza rozmówczyni, bliska władzom PiS.

Wedle naszych informacji potentaci z branży już sondowali możliwość przeniesienia ferm na Ukrainę, by tam uciec przez wzrostem kosztów albo zakazem hodowli w Polsce.

Wyścigi z ministrem

Co ciekawe, minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski stara się ubiec prozwierzęce lobby w PiS i sam szykuje zaostrzenie norm. Minister publicznie przekonuje, że będą one bardzo restrykcyjne. - Na następnym posiedzeniu zgłoszę radykalne zaostrzenie warunków utrzymywania zwierząt - mówił minister w Radiu Zet. I dodał: - Wszystkie grupy zwierząt, które na świecie człowiek hoduje, ma prawo dalej hodować i dalej je wykorzystywać, ale w stosunku do wszystkich zwierząt trzeba stosować empatię (...). Zwierzęta futerkowe to naturalny dział polskiego rolnictwa. Warunki utrzymania muszą być jak najlepsze, oddające ich potrzeby.

Wśród PiS-owskich miłośników zwierzą nikt w to jednak nie wierzy.

- To pewnie będzie tylko zawracanie głowy i działania pozorne, bo minister broni interesów hodowców - słyszymy od jego oponenta w partii. - Ardanowski może spaść z wysokiego konia, gdy zobaczy nowe zapisy dotyczące ferm. W Niemczech i Szwajcarii skończyło się zwijaniem ferm - mówi nam osoba sprzyjająca lobby prozwierzęcemu. Minister szykuje się na starcie, bo publicznie już podkreśla, że nawet Jarosławowi Kaczyńskiemu tu nie ulegnie.

Ubój rytualny bez zmian

Ubój rytualny, który dziś jest pokaźną gałęzią przemysłu mięsnego, pozostanie bez zmian. Takie - jak zapewniają nasi rozmówcy z Nowogrodzkiej - rozwiązanie w zasadzie zostało zaakceptowane nawet przez najzagorzalszych zwolenników ochrony zwierząt w PiS.

- Ograniczenie uboju rytualnego już nie wróci. Żadnej nowej próby jego ograniczenia nie będzie - mówi osoba znająca kulisy negocjacji.

Kalkulacja prezesa

W całym tym sporze o zwierzęta największym zwolennikiem zaostrzenia przepisów jest sam prezes PiS. Ale jest on tu także hamulcowym. Przy Nowogrodzkiej kalkulują, co się bardziej opłaca. Walutą są głosy w wyborach najpierw samorządowych, ale przede wszystkim parlamentarnych.

Zwolennik zaostrzenia ochrony zwierząt: - Lobby futerkowe dużo krzyczy, a daje mało głosów.

Za branżą futrzarską stoi jednak o. Tadeusz Rydzyk. - Nie będziemy się nim zbyt mocno przejmować - zaznacza nasz rozmówca z Nowogrodzkiej. A to dlatego, że redemptorysta ma bardzo pragmatyczne podejście do PiS i chce wyszarpać miejsca dla swoich ludzi w kolejnych wyborach, więc za norki i lisy umierać nie będzie - tak przynajmniej sądzą PiS-owscy obrońcy zwierząt futerkowych.

O liczeniu głosów wprost mówi już Ardanowski. - Jeżeliby taką chłodną kalkulację polityczną przeprowadzić, to rolników, którzy hodują zwierzęta futerkowe, jest może kilkanaście tysięcy, więc to nie jest jakiś wielki elektorat - to jego słowa z Radia Zet.

Zwolennik zaostrzenia ochrony zwierząt: - Na radykalne ruchy czas będzie, ale po wyborach do Sejmu.

Polskie rolnictwo nie daje sobie rady bez imigrantów. Piechociński: Gigantyczne problemy

Więcej o: