Wybory w Krakowie. To Gibała pokona Majchrowskiego i Wassermann? "Może dojść do sensacji"

Jacek Gądek
- Gonię Małgorzatę Wassermann, do której brakuje mi 10 punktów procentowych. To jest różnica do odrobienia - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Łukasz Gibała, kandydat na prezydenta Krakowa, lider komitetu "Kraków dla Mieszkańców".

Jacek Gądek: Jest pan czarnym koniem wyborów w Krakowie?

Łukasz Gibała: Wiele osób tak mówi. Faktycznie może w Krakowie dojść do sensacji, bo ludzie są już zmęczeni Jackiem Majchrowskim, a Małgorzata Wassermann ma ogromny elektorat negatywny.

Z sondaży wynika, że ma pan pewne trzecie miejsce z wynikiem - 15, 17, 18 proc. Trzecie.

To wciąż za mało. Liczę, że uda mi się przekroczyć pułap 25 proc. i sądzę, że tyle powinno wystarczyć, aby dostać się do II tury.

W sondażach Wassermann w I turze niemal równa się z Majchrowskim, a pan mówi, że miałaby otrzymać tak niskie poparcie?

Według sondaży mają powyżej 30 proc., ale zakładam, że będą tracić, a właśnie teraz osiągnęli swoje maksymalne pułapy. Widać, że Wassermann nie zna się na problemach Krakowa, więc z czasem będzie jej ubywać głosów. A Jacek Majchrowski jest tak zużytym politykiem, że też będzie tracił.

Pan zlecił sporo sondaży?

Dwa. Pierwszy przed decyzją o starcie i drugi już w kampanii.

Wnioski?

Gonię Wassermann, do której brakuje mi 10 punktów procentowych. To jest różnica do odrobienia.

Spekulacje, kogo pan poprze w II turze, cały czas trwają. Kogo więc?

Liczę, że znajdę się w II turze, ale jeśli - odpukać - nie dostałbym się do niej, to wykluczam poparcie dla którejkolwiek z tych dwóch kandydatur. Majchrowski jest złym prezydentem, jest prezydentem deweloperów, a nie mieszkańców. A wygrana Wassermann oznacza z kolei rządy Jarosława Kaczyńskiego w Krakowie. To mi nie odpowiada.

Ale przecież nie należy do PiS-u.

Formalnie nie należy, ale wystarczy zobaczyć, jak zachowuje się w Sejmie. Jest całkowicie podległa prezesowi i nie ma swojego zdania. A poza tym za nią do magistratu wszedłby cały tabun partyjnych działaczy, którzy otrzymaliby posady nie z uwagi na kompetencje, ale legitymację partyjną.

A kto jest dla pana większym złem?

Nie chcę wybierać w takich kategoriach. Jeśli nie znajdę się w II turze, to oddam głos nieważny.

To jest decyzja ostateczna, czy może się zmienić?

Ostateczna.

Co pan uzna za swój sukces?

Plan minimum to stworzenie klubu w radzie miasta. Uważam, że to bardzo realne. W każdym z okręgów chcielibyśmy mieć swojego przedstawiciela, więc klub liczyłby siedem osób. A plan maksimum to oczywiście wygrana w wyborach prezydenckich.

Po co pan jednocześnie startuje na radnego i prezydenta?

Początkowo byłem bardzo sceptyczny, by startować na obie te funkcje, skoro nie można ich łączyć. Ale wielu mieszkańców apelowało do mnie, żebym startował do rady miasta - to taki plan B na wypadek, gdyby nie udało się zostać prezydentem.

Zasiadając w radzie miasta, będę w stanie zrealizować choć część mojego programu. O tym, żeby startować, zdecydowałem dosłownie cztery dni temu. Najpierw opublikowałem post na Facebooku z pytaniem, co sądzą o tym mieszkańcy. Ponad 90 proc. z nich opowiedziało się za - to był ostateczny impuls.

Skoro nie udaje się panu odbić miasta od razu, to chce pan to zrobić małymi krokami?

Tak. Najpierw wprowadzić klub do rady miasta, a w kolejnej kadencji doprowadzić do pełnego zwycięstwa. Cały czas jednak liczę, że uda się plan A.

Co zmieni się w Krakowie, jeśli pan wygra?

Mam trzy główne postulaty. Po pierwsze: więcej zieleni - chcę przeznaczyć pół miliarda złotych przez pięć lat na wykup terenów zielonych i tworzenie parków. Po drugie: zablokuję chaotyczną zabudowę Krakowa - teraz powstają betonowe getta: bez zieleni, szkół, przedszkoli, miejsc parkingowych. I po trzecie: darmowa komunikacja publiczna dla tych, którzy płacą podatki w Krakowie.

Jakim cudem Majchrowski ciągle wygrywa wybory, skoro sam jest zmęczony swoją obecnością w magistracie?

Moim zdaniem to kwestia elektoratu interesu. Media pisały, że współpracownicy mocno go naciskali, żeby znów startował. Chodzi o ludzi, którzy czerpią korzyści materialne z tego, że jest włodarzem miasta. Ludzie, których pozatrudniał, ale też ci, którzy dostają od niego kontrakty, pozwolenia na budowy. Po doliczeniu ich rodzin i znajomych to jest ponad 20 proc. poparcia. A do tego dochodzą kolejne punkty procentowe, bo część wyborców głosuje na Majchrowskiego ze strachu przed PiS-em. W sumie to daje 30-40 proc. A w II turze zawsze do tej pory dostawał ponad 50 proc., bo nigdy nie zmierzył się w niej z kandydatem niezależnym.

Pana nie korci, by wracać do polityki krajowej?

Nie. Skupiam się na Krakowie i na walce o moje miasto.

Tydzień na Gazeta.pl. Tych materiałów nie możesz przegapić! SPRAWDŹ

Więcej o: