Prokuratorzy badają wrak w Smoleńsku, a Macierewicz bije w nich u o. Rydzyka

Jacek Gądek
Polscy prokuratorzy pojechali do Smoleńska, by razem z Rosjanami obejrzeć wrak Tu-154M. Podkomisja Smoleńska Antoniego Macierewicza żadnego zaproszenia od Prokuratury Krajowej nie dostała. Szef podkomisji uznał to za niezręczność, ale w istocie to zręczne spychanie go na margines.

Wizyta nie ma wielkiego znaczenia dowodowego. Zespół Śledczy Nr 1 w Prokuraturze Krajowej, który prowadzi śledztwo smoleńskie, już dawno wnioskował do Rosjan o to, aby prokuratorzy mogli obejrzeć wrak. Strona rosyjska ignorowała wniosek o pomoc prawną - aż do teraz. Polscy śledczy i technicy kryminalistyczni mają obejrzeć elementy konstrukcyjne samolotu. W Smoleńsku będą do 7 września.

Po co ten wyjazd? W śledztwie smoleńskim brakuje trzech podstawowych rzeczy, które bardzo uwiarygodnią dotychczasowe ustalenia prokuratury. A jak do tej pory nic - wedle śledczych - nie wskazuje, aby 10 kwietnia doszło do zamachu. Nie przeszkadza to jednak Macierewiczowi twierdzić, że już udowodnił wybuchy.

Brakujące klocki

Pierwszym jest umiędzynarodowienie śledztwa - to dokonuje się, bo PK finalizuje powołanie zespołu biegłych (głównie z USA) zawodowo zajmujących się badaniem katastrof lotniczych.

Drugi element: wyniki masy badań nad próbkami wraku i ciał ofiar, które PK wysłała do zagranicznych ośrodków kryminalistycznych i czeka na ich wyniki. Badania wykonują: Laboratorium Badań Materiałów Wybuchowych dla Celów Sądowych Ministerstwa Obrony Narodowej Wielkiej Brytanii, włoskie Laboratorium Kryminalistycznego Korpusu Karabinierów oraz Instytutu Nauk Sądowych Irlandii Północnej.

Wedle naszych informacji, zagraniczne ośrodki badawcze zwróciły się do polskiej prokuratury o uzupełnienie materiału dowodowego - próbek bądź np. zdjęć - wraku. Ponadto z pierwszej kompleksowej opinii biegłych (stworzonej pod wodzą płk. Antoniego Milkiewicza i dostarczonej śledczym w 2015 r.) wynikły nowe pytania.

I trzeci brakujący element: ponowne zbadanie wraku przez polską prokuraturę już pod rządami PiS - to ma się dziać w ciągu kilku najbliższych dni. Za rządów PO śledczy byli w Smoleńsku i oglądali wrak, ale po zmianie władzy - nie.

Aspekt polityczny: wyborcy PiS nie wiedzą co sądzić o Smoleńsku

Pierwszy i drugi klocek utrącają argument, że prokuratorzy dysponują jedynie "spadkiem" po śledczych z czasów rządów PO-PSL.

Trzeci utrąca zarzut, że dzisiejszy zespół śledczych nie miał dostępu do wraku tupolewa. Wyjazd można oczywiście tłumaczyć jedynie tym, że sztuka nakazuje prokuratorom przyjrzenie się wrakowi i wysłanie zachodnim instytutom materiałów z oględzin, których sobie życzą.

Ale nie sposób uciec od politycznego aspektu. I tu sondaż sprzed roku (dla "Rzeczpospolitej"): aż 53 proc. wyborców PiS trudno powiedzieć, co się stało w Smoleńsku. Zatem: w interesie obozu rządzącego, któremu podlega prokuratura, jest utrącić wszystkie argumenty, które mogą podważać ustalenia prokuratury. Wyjazd śledczych na oględziny wraku sprawia, że argument "nawet nie badali wraku" upada. A jest on ważny w wewnętrznym sporze władzy: między prokuraturą Zbigniewa Ziobry a podkomisją Macierewicza.

Najważniejsza opinia w śledztwie smoleńskim

Wyniki obecnych oględzin będą także jednym z materiałów, na podstawie których międzynarodowy zespół biegłych wyda - w zamiarze PK - ostateczną już opinię co do przyczyn katastrofy z 10 kwietnia. Co prawda, z dotychczasowych opinii nie wynikało, że katastrofę wywołały wybuchy czy też wprost zamach, ale opinia polskich biegłych to za mało - śledczy uznają ją po prostu za niewiarygodną. Na "międzynarodową" opinię przyjdzie czekać rok albo i dwa - gotowa będzie więc, ale dopiero w kolejnej kadencji.

A to właśnie śledztwo prokuratury ma dziś znaczenie dla Nowogrodzkiej oraz -personalnie - dla Jarosława Kaczyńskiego. Dochodzenie podkomisji Macierewicza - już nie.

Już niemal roku temu Gazeta.pl pisała, że prezes PiS nie wierzy w wybuchowe teorie Macierewicza. Teraz - choć publicznie nikt tego nie powie - prezes wolałby, aby odkleić Macierewicza od Smoleńska. Były szef MON nie pozwolił "umrzeć" sprawie w czasach rządów PO - taką zasługę oddają mu politycy PiS. Ale już - taka opinia dominuje w partii - jako minister obrony i szef Podkomisji nie podołał zadaniu, a wręcz ośmieszył wyjaśnianie katastrofy.

Kolejne spięcie Macierewicza z prokuraturą

Teraz Prokuratura Krajowa nie dopraszała przedstawiciela Podkomisji Smoleńskiej do uczestniczenia w oględzinach wraku.

Umowa polsko-rosyjska o pomocy prawnej zakłada współpracę organów wymiaru sprawiedliwości, a Podkomisja Smoleńska nie jest takim organem. A ponadto obecność Macierewicza albo jego zastępcy - Kazimierza Nowaczyka - przy wraku, to dla śledczych wyłącznie ryzyko. Mogliby potem przecież ogłaszać, że w Smoleńsku byli i dowody na wybuchy widzieli.

Członkowie podkomisji uczestniczyli już zresztą w ekshumacjach i sekcjach zwłok ciał ofiar katastrofy. Co mogli w nie wnieść? Właściwie nic. A zresztą patomorfolog podkomisji, ppłk Szczepan Cierniak, zrezygnował z zasiadania w niej tuż przed ogłoszeniem przez Macierewicza kategorycznego wniosku - a nie tezy - że Tu-154M eksplodował w powietrzu. Pod wybuchami się nie podpisał.

Macierewicz na antenie TV Trwam już bije w prokuraturę

Antoni Macierewicz już się obruszył w TV Trwam, że prokuratura zignorowała jego Podkomisję - zarzuca jej brak współpracy z podkomisją, a wręcz łamanie prawa i poddawanie się rosyjskiej grze.

Zarzut Macierewicza o braku współpracy prokuratury z nim jest o tyle kuriozalny, że Podkomisja ignoruje prokuraturę, o czym pisaliśmy.

Śledczy już są w Rosji, a Macierewicz w telewizji o. Tadeusza Rydzyka podkreśla, że konieczne jest zrekonstruowanie wraku ze szczątków - jeśli nie w Polsce, to na terytorium Rosji. To oczywiście jest poza zasięgiem polskiej prokuratury, bo Rosjanie mówią "niet".

Macierewicz odgraża się za to, że jego podkomisja już wkrótce przedstawi rekonstrukcję wraku na podstawie góry zdjęć. Prócz tego szykuje symulacje z użyciem cyfrowego modelu Tu-154M.

Różnica jest jednak taka: podkomisja Macierewicza klei modele z papieru, wykonuje symulacje na komputerach, rekonstruuje wrak na podstawie zdjęć. A prokuratorzy z technikami kryminalistyki jadą na własne oczy oglądać wrak, którego żaden ekspert Macierewicza na żywo nie widział.

Wyjazd prokuratorów do Smoleńska zbiega się też z publikacją "Gazety Polskiej" (dla której Macierewicz pozostaje guru), która ma ujawnić "szokujące szczegóły". Mają one wskazywać, że Rosjanie tuż po katastrofie smoleńskiej podmienili czarne skrzynki.

Im bardziej więc prokuratorzy popychają śledztwo do przodu, tym mocniej bliskie Macierewiczowi media i on sam starają się podkopać wiarygodność dowodów i biegłych. Zderzenie dwóch narracji jest nieuniknione. Nastąpi ono, gdy prokuratura zakończy śledztwo, a Macierewicz wyda (co wcale nie jest pewne) ostateczny raport.

Antoni Macierewicz zaprezentował długo oczekiwany raport o katastrofie smoleńskiej

Więcej o: