Wedle ustaleń dziennikarza "Gazety Wyborczej", Marek Falenta miał zaoferować nagrania polityków PO-PSL ówczesnemu skarbnikowi PiS Stanisławowi Kostrzewskiemu pod koniec 2013 roku. Polityk miał wziąć namiary i przekazać je kierownictwu partii, gdzie miała zapaść decyzja o sprawdzeniu Marka Falenty.
Zadanie to, wedle informatora "GW", przypadło w udziale Ernestowi Bejdzie, obecnemu szefowi CBA, który w 2014 roku był prawnikiem związanej z PiS spółki Srebrna. Weryfikacja miała wykazać, że Falenta od lat miał współpracować z ABW, a później z CBA.
Następnie - podaje "GW" - zdecydowano, że pierwsze nagrania zostaną opublikowane na łamach tygodnika "Wprost", który nie był kojarzony z obozem prawicy, co mogłoby zaszkodzić sprawie. Kolejne nagrania ukazały się na łamach "Do Rzeczy".
"Zaplanowany scenariusz został zrealizowany (...) Wygranie wyborów przez PiS było najważniejszym celem dysponentów nagrań. To się udało" - czytamy w tekście Wojciecha Czuchnowskiego.
Na aferze stracili nie tylko politycy PO, ale też sam Marek Falenta, który w grudniu 2016 roku został skazany przez Sąd Okręgowy w Warszawie na 2,5 roku więzienia oraz grzywnę. "Dziś walczy o odroczenie kary, licząc na rozpatrzenie kasacji przez Sąd Najwyższy" - czytamy.
Ernest Bejda i Mariusz Kamiński zdecydowanie zaprzeczyli informacjom "Gazety Wyborczej", zaś Marek Falenta nie chciał komentować sprawy.
Informatorzy "Gazety Wyborczej" "byli wtedy w centrum wydarzeń'" - czytamy w artykule.
Afera podsłuchowa wybuchła w czerwcu 2014 roku po publikacji tygodnika "Wprost". Opierała się na wykonanych przez kelnerów restauracji Amber Room i Sowa & Przyjaciele nagrań rozmów polityków, biznesmenów i urzędników. Łącznie nagrano ponad sto osób podczas 66 nielegalnie nagrywanych spotkań.
Wśród nich byli ówcześni szefowie MSZ Radosław Sikorski, MSW Bartłomiej Sienkiewicz, resortu infrastruktury Elżbieta Bieńkowska, a także szef CBA Paweł Wojtunik czy prezes NBP Marek Belka.
Oprócz Marka Falenty, skazany został także jego szwagier, Krzysztof Rybak, oraz kelner Konrad Lassota. Obaj otrzymali karę po 10 miesięcy w zawieszeniu oraz grzywny. Drugi kelner, Łukasz N., musiał z kolei zapłacić 50 tys. zł świadczenia pieniężnego. Ponadto, Lassota i N. musieli zwrócić pieniądze, które zarobili na nagrywaniu, odpowiednio 27,5 tys. zł oraz 92,5 tys. zł.