Jerzy Białobok: Dobra marka Polski była warta 2 mln euro. Teraz to wstyd i hańba

Jacek Gądek
- To nie tylko wstyd, ale wstyd i hańba - mówi dla Gazeta.pl Jerzy Białobok, były prezes stadniny koni w Michałowie, o stanie państwowych hodowli koni arabskich w Polsce. Jak dodaje, cieszące się wcześniej światową marką polskie stadniny zaliczają "totalną klapę".

Jacek Gądek: - Przychodzi do pana minister rolnictwa i mówi: panie Jurku, pan pomoże, sypie się hodowla koni arabskich. Tak to wyglądało?

Jerzy Białobok: - Zadzwonił. Stawiłem się na spotkanie. Omówiliśmy mój udział w radzie ds. hodowli koni. Nasza - bo nie jestem jedyny w tej radzie - praca będzie społeczna i nie ma mowy o moim powrocie na stanowisko dyrektora stadniny w Michałowie czy o jakiejś innej funkcji.

Taka rada to jednak nic nowego. Swoją powołał były już minister Krzysztof Jurgiel…

…ale ona składała się z 50 osób - głównie nominatów politycznych i dyletantów. Jurgiel powołał ją zaraz po tym, gdy mnie i innych szefów stadnin wyrzucił z pracy. Chciał odeprzeć zarzuty, że nie dba o hodowle. Ówczesna rada nie zrobiła nic poza wydaniem jednego gniota. Jego rada stworzyła program hodowli koni, który wyśmiano w środowisku hodowców, bo kolejne rozdziały były wyjęte z jakichś starych książek.

Dzisiejsza rada ma liczyć kilka osób, fachowców.

Rada Jurgiela miała sprzątać m.in. po panu, a teraz rada Ardanowskiego, w której pan jest, ma sprzątać po Jurgielu. Co konkretnie ma pan w niej robić?

Póki co w radzie jest sześć osób. Mamy przedstawić pomysły, co zrobić z państwową hodowlą koni. Mają się już nie powtarzać błędy, które popełniano za czasów poprzedniego ministra.

Nie może być tak, że nagle znakomita, ciesząca się światową marką i doskonałymi wynikami finansowymi państwowa hodowla arabów zalicza totalną klapę. Do trzech razy sztuka, a my po trzeciej aukcji [2016-17-18] jesteśmy w gorszym punkcie niż za pierwszym razem. Nic nie naprawiono. Stadnina Janów Podlaski za 2017 r. wykazała stratę 1,5 mln zł. Zyski Michałowa również spadają na łeb na szyję.

Nie może być już więcej tak głupich pomysłów jak przeniesienie czempionatu [Narodowego Pokazu Koni Arabskich Czystej Krwi] do Warszawy.

Wydawać by się mogło: stolica to dobre miejsce na takie wydarzenie.

Tak, ale miejsce było nieprzystosowane do czempionatu. Publiczności było bardzo mało. Decyzje podejmowane przez Jurgiela były po prostu głupie, a po zmianie ministra było już za późno, więc niczego nie zmieniano. Jakimś paradoksem było to, że gospodarzem i dyrektorem całej imprezy był dyrektor stadniny w Michałowie.

Maciej Grzechnik, prezes stadniny w Michałowie, był przy tym bardzo pobudzony i agresywny...

...czyli jak zawsze.

I znów wydawać by się mogło, że towarzystwo powinno być dystyngowane, a tu szef stadniny - wedle relacji dziennikarza - kopie operatora kamery i jest agresywny.

Widzimy teraz, w jakie ręce dostała się hodowla koni. Jeśli teraz pojawia się jakakolwiek szansa, by wskazać nowemu ministrowi lepsze rozwiązania od dotychczasowych, to możemy pomóc. A jeżeli nowa rada nie będzie spełniać naszych oczekiwań, to szybko zrezygnujemy.

Czy jedną z pana pierwszych rad jest: dyrektor stadniny w Michałowie do dymisji?

Nie chcę personalizować, bo nie takie są zadania rady. Dyrektor Michałowa ma szefów w Krajowym Ośrodku Wsparcia Rolnictwa, który powołuje i odwołuje prezesów. Rada ma zakreślić ogólny kierunek, w którym ma iść polska hodowla. Państwowych ośrodków hodowli koni arabskich jest dość sporo, ale kłopot w tym, że one już nie bardzo chcą to robić.

Dlaczego? Skoro to jest - a przynajmniej była - polska duma.

Bo nie jest łatwo znaleźć nabywców na te konie, może poza arabskimi stadninami, gdzie sprzedaje się połowę oferowanych zwierząt za jedną czwartą oczekiwanej ceny. Sam widziałem, że niektóre wystawione na aukcję klacze są bombowe, ale co z tego?

Wcześniejsze aukcje kończyły się milionowymi zyskami. W rekordowym 2015 r. 24 konie sprzedano za ok. 4 mln euro. A w tym już tylko 501 tys. euro. O czym to świadczy?

Kupcy koni stracili zaufanie do Polski. Skoro w roku naszego wyrzucenia [w 2016 r. zwolniono szefów stadnin w Michałowie i Janowie Podlaskim: Jerzego Białoboka i Marka Trelę], najpierw sprzedano konia za 550 tys. euro, a potem na koniec aukcji pod młotek poszedł ten sam koń już za 225 tys. euro, to znaczy, że coś przestało grać.

Kolejna aukcja, w 2017 r., była jeszcze gorsza. A ta tegoroczna odbyła się niemal w podziemiu, odcięta od publiczności.

Szef Michałowa Maciej Grzechnik mówi jednak: - Jestem umiarkowanie zadowolony. To najlepsza aukcja od długiego czasu.

A cóż on ma powiedzieć? Pochwalił swój produkt. Być może jest jedyną zadowoloną osobą.

501 tys. euro to jednak nie są grosze.

Ten wynik jest wręcz przytłaczający i to tym bardziej, że jakość wystawionych klaczy była bardzo wysoka. Za te klacze powinno się osiągnąć - przy umiarkowanej ocenie - od 2,5 do 3 milionów euro. Takie było oczekiwanie, zwłaszcza że zapewniano wszystkich o szerokiej promocji aukcji.

Skoro sprzedano konie za pół miliona euro, a pan je wycenia na minimum 2,5 miliona, to znaczy, że renoma i dobra marka były w tym konkretnym przypadku warte 2 miliony euro?

Oczywiście, że tak. Większość dobrych klientów przestała przyjeżdżać do Polski na aukcje koni arabskich. Poczuli się oszukani i zawiedzeni. Polskie władze chciały udowodnić, że hodowlą koni może się zajmować każdy człowiek z ulicy albo wskazany przez partię rządzącą. Ale przecież amatorzy tego dobrze nie zrobią.

Minister Jan Krzysztof Ardanowski mówi, że "rola państwa musi być przedefiniowana, jako strażnika zasobu genetycznego, żeby nie dopuścić do nadmiernego rozproszenia tego zasobu na świecie". Czyli to nie sprzedaż koni i nie zyski stadnin są ważne, ale ograniczanie sprzedaży. A że akurat sprzedaż podupada, to w zasadzie kryzys można uznać za realizację nowej strategii?

Aż tak dalekich wniosków bym nie wysnuwał.

Hodowla, aby istnieć, musi się utrzymać z dwóch rzeczy: produkcji koni na "remont" własnego stada - najlepsze sztuki zostawia się i odnawia stado (to ok 20-30 proc. zwierząt), a pozostałe wyhodowane sztuki się sprzedaje. Ale żeby hodowlę w ogóle prowadzić, trzeba na to zarobić. Teraz stadniny są spółkami prawa handlowego, więc same musiały się utrzymać, bo jak nie, to grozi im komornik i likwidacja.

Być może teraz uda się wypracować model dopłat do hodowli, aby dokładniej planować działania stadnin, a nie mieć na uwadze tylko końcowy zysk, który pozwala dalej istnieć. To odciążyłoby stadniny. Jeśli się uda, to byłoby dobre i zastopowałoby wyprzedaż koni, które mogłyby służyć w hodowli.

A po drugie: być może minister też już czuł, że aukcja - mimo zapewnień dyrektora - się nie uda i dlatego tak mówił.

Popularne jest powiedzenie, że oto aukcja Pride of Poland, a więc duma Polski, zmieniła się we "wstyd dla Polski". Przesada?

To nie tylko wstyd, ale wstyd i hańba.

A może pan po prostu chciałby wrócić do Michałowa?

Nie zamierzam.

Dlaczego?

Odbudowa Michałowa to od 3 do 5 lat pracy - chodzi o skompletowanie załogi, którą tworzono przez 40 lat, o odbudowę stada, o zadbanie o budynki… A ja mam już swoje lata. Mogę doradzić ministrowi, ale nie znowu kierować stadniną. Jeśli rada będzie fasadą, to z niej odejdę.

Chcę doradzać ministrowi, bo jestem to winien ludziom, którzy ratowali konie arabskie po II wojnie światowej - jestem to winien swojemu poprzednikowi, Ignacemu Jaworowskiemu. Wiele osób poświęciło całe życie, by ocalić hodowle arabów po II wojnie światowej. Dziś też nie można pozwolić na totalne zrujnowanie stadnin.

W Janowie Podlaskim padły dwa kolejne konie. Minister rolnictwa broni prezesa stadniny