Wydawało się, że Biedroń i Koalicja Obywatelska są na najlepszej drodze do zawarcia na wybory samorządowe sojuszu przeciwko PiS-owi. Plan był prosty: on otrzymuje poparcie na prezydenta Słupska; w zamian popiera Koalicję Obywatelską w wyborach do sejmików. Jednak na ostatniej prostej cały projekt legł w gruzach. Obie strony o fiasko rozmów obwiniają siebie nawzajem. – Bardzo niedobrze się stało, że się nie dogadaliśmy – przyznaje w rozmowie z Gazeta.pl poseł Platformy z tego regionu.
Po nieudanych negocjacjach ruszyła lawina. PO wystawiła przeciwko urzędującemu prezydentowi Słupska kontrkandydatkę – miejską radną Beatę Chrzanowską – co w naturalny sposób zaogniło sytuację.
Platforma poświęca panią Chrzanowską, bo poseł Konwiński boi się ponownego startu przeciwko Biedroniowi. Dochodzi do kuriozalnej sytuacji, w której partia zmusza swoją radną do startu w wyborach
– mówi nam jeden z radnych KWW Roberta Biedronia.
Biedroń nie pozostawał Platformie dłużny i krytykował ją, kiedy nadarzyła się ku temu okazja. Na przykład przy okazji zmian w ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego albo wówczas, gdy partia Grzegorza Schetyny zbojkotowała organizowane przez Kancelarię Sejmu obchody 550-lecia polskiego parlamentaryzmu. Przy okazji potrafił docenić działania PiS-u w zakresie polityki socjalnej, co szybko poskutkowało tym, że część polityków i sympatyków PO zaczęła „zapisywać” go do partii rządzącej i nazywać pożytecznym idiotą PiS-u. - To nie było ani potrzebne, ani słuszne. Może i krytykuje Platformę, ale nie posądzam go o sympatyzowanie z PiS-em – uważa poseł Grzegorz Furgo (PO).
Fiasko słupskich negocjacji i wzajemne złośliwości w mediach tradycyjnych i społecznościowych to tylko jedna strona medalu. Przyczyn napięć na linii Platforma – Biedroń jest znacznie więcej. W największym skrócie można sprowadzić je do dwóch słów: polityka ogólnopolska. W oczach części mediów i publicystów prezydent Słupska od dawna jest przedstawiany jako ostatnia nadzieja opozycji, mityczny rycerz na białym koniu, który może uratować polską politykę z uścisku PO-PiS-u. Dla Platformy to cierń w oku.
Senator PO: – Biedroń jest mocno napompowany przez ogólnopolskie media, które z jakichś powodów bardzo go lubią. To one usilnie promują go od kilku lat. A gdyby przyjrzeć się wszystkim pomysłom i propozycjom, które prezydent Biedroń w tych mediach wygłasza, zostałoby naprawdę bardzo niewiele.
Do tej pory Biedroń był zagrożeniem dla Platformy tylko w kontekście wyborów prezydenckich w 2020 roku. Jednak od kilku miesięcy znacznie częściej mówi się o jego autorskim projekcie politycznym, dla którego miałby porzucić prezydenturę Słupska. Początkowo spekulowano, że połączy siły z Ryszardem Petru i Barbarą Nowacką, tworząc nową partię o charakterze liberalno-lewicowym. Dzisiaj od osób z jego otoczenia znacznie częściej można usłyszeć, że stworzy własną formację i stanie na jej czele.
Robert Biedroń Agencja Wyborcza.pl
Mówi polityk Platformy: – Biedroń jest dla nas problemem, bo ma potencjał wyborczy, który jest w Platformie odczuwalny. Pytanie, czy ma też potencjał organizacyjny, żeby realnie coś zrobić. Jak znam lokalnych miłośników Biedronia, to szykuje się kolejny projekt na rozwalenie opozycji i 10, max. 12 proc. w wyborach.
Wreszcie trzecia kwestia, czyli ewentualny skręt PO w lewo przed wyborami samorządowymi. O takim scenariuszu pisała niedawno „Gazeta Wyborcza”. Kierownictwo partii miało zlecić wśród jej wyborców badania fokusowe. Ich efekt był jasny – elektorat oczekuje bardziej lewicowego oblicza Platformy. Tyle że na lewicy lada chwila pojawi się nowy projekt polityczny prezydenta Słupska.
Jeśli Biedroń zdecyduje się w końcu stworzyć własny projekt, to będzie rywalizować z Platformą o wyborców. Siłą rzeczy spór przerodzi się w ostrą walkę
– słyszymy od polityka największej partii opozycyjnej. – Tyle że Biedroń będzie miał silniejszą pozycję w tej walce, bo Platformą ludzie są zmęczeni, a nim nie. To może spowodować u nas nerwowe ruchy, czyli scenariusz, który znamy z przeszłości i który nigdy nie kończył się dobrze – dodaje nasz rozmówca.
Nie możemy go sobie hodować, bo kiedyś w końcu urośnie i będzie problem
– obawia się inny polityk Platformy. Ma jednak świadomość, że frontalny atak na popularnego Biedronia może wyjść Platformie tylko na niekorzyść. – Możemy go atakować w stylu, że rozbija opozycję i gra na PiS, ale czy to wystarczy? – zastanawia się.
W Platformie nie brakuje jednak innych głosów. – Jakie zagrożenie? Dla kogo? Bądźmy poważni, Biedroń jeszcze niczego nie stworzył, niczego nie wygrał – przekonuje nas poseł PO. W Platformie nie tylko on jest przekonany, że to partia Grzegorza Schetyny jest najsilniejsza po stronie opozycji, a co za tym idzie to wokół niej muszą jednoczyć się środowiska, którym zależy na odsunięciu PiS-u od władzy. – Doradzałbym Robertowi Biedroniowi więcej powściągliwości i pokory. Bo chyba za bardzo sam uwierzył w to, że jest numerem jeden polskiej polityki i jedyną szansą na pokonanie PiS-u – stwierdza poseł Grzegorz Furgo.
Na zdjęciu: Robert Biedroń Gazeta.pl
Pytając w Platformie o prezydenta Słupska, słyszymy ten sam zestaw zarzutów: indywidualizm, nieumiejętność gry zespołowej, rozbuchane ego, przedkładanie swojego interesu nad interes miasta. Właśnie tego ostatniego nie mogą mu wybaczyć radni Słupska z Platformy. Ich zdaniem Biedroń posłużył się miastem, żeby wypromować siebie i wejść w „dużą” politykę.
– Biedroń dusił się w Słupsku, widać to było od dawna – mówi Jan Lange, przewodniczący klubu radnych PO w Słupsku.
Dziś jesteśmy już pewni, że nie wystartuje na prezydenta Słupska. Co prawda publicznie jeszcze tego nie ogłosił, ale prawdopodobieństwo takiego scenariusza oceniam na dziewięćdziesiąt kilka procent
– przewiduje. Jego zdaniem do walki o słupski ratusz Biedroń wystawi swoją zastępczynię – Krystynę Danilecką-Wojewódzką.
Paradoksalnie, mimo tych wszystkich zarzutów część polityków Platformy nie przekreśla szans na porozumienie z Biedroniem albo nawet jego wstąpienie do ich partii. – Jeśli widziałby siebie w Koalicji Obywatelskiej czy nawet w Platformie, to myślę, że miejsce dla niego na pewno by się znalazło – mówi jeden z senatorów PO. – Dobrze byłoby mieć go u nas, bo jest politykiem popularnym, za którym stoi określony elektorat. W kontekście kolejnych starć wyborczych na pewno by się przydał – to już poseł Platformy z okręgu gdyńsko-słupskiego.
Najważniejsze pytanie brzmi dziś: co z tym wszystkim zrobi Robert Biedroń. Chcieliśmy go o to zapytać, ale w odpowiedzi usłyszeliśmy, że na razie nie zamierza komentować swoich napiętych relacji z Platformą.