W zeszłym tygodniu w ekspresowym tempie przeprowadzono korektę ustawy o IPN. Z jej treści, pod naciskiem opinii publicznej, ale i przede wszystkim władz Izraela, usunięto przepisy o karze do 3 lat więzienia za przypisywanie narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialności za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką.
Swój skromny udział w tej nadzwyczaj szybkiej, bo trwającej kilkanaście godzin procedurze, miał prezes Ruchu Narodowego - Robert Winnicki. Podczas ubiegłotygodniowych obrad Sejmu jako poseł niezrzeszony, jak twierdził w proteście wobec noweli ustawy IPN, przez długi czas blokował mównicę.
- Jest to granda, jest to skandal - mówi prezes Ruchu Narodowego. - Będę blokował tę mównicę przez najbliższą godzinę - grzmiał Winnicki. Marszałek wyłączył mu mikrofon, ale poseł mównicy nie opuścił.
W międzyczasie Sejm odrzucił kolejną poprawkę, w tym posła Winnickiego. Choć posłowie mieli pytania, to nie mogli ich zadać.
Mimo zachowania Winnickiego, znany ze swojej surowości, ale jedynie wobec posłów opozycji, marszałek Sejmu Marek Kuchciński ostatecznie przeprowadził głosowanie zmian w ustawie o IPN.
Już po głosowaniu dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu Andrzej Grzegrzółka napisał na Twitterze: "Poseł został upomniany przez Marszałka Sejmu, a sprawa będzie miała swój ciąg dalszy na Prezydium. Regulamin precyzuje możliwe reperkusje za tego typu zachowanie. Odpowiednie decyzje najpewniej zostaną podjęte.".
Jednak prezydium Sejmu postanowiło, że "nie obniży uposażenia posłowi Robertowi Winnickiemu za jego zachowanie podczas poprzedniego posiedzenia Sejmu" - czytamy na stronach Fakt24.pl, który cytuje wypowiedź dyrektora Grzegrzółki dla Polskiej Agencji Prasowej.
Zdaniem posłów nie tylko z opozycji, Robert Winnicki pomógł PiS szybko przepchnąć zmiany w ustawie IPN uniemożliwiając jakąkolwiek dyskusję.