Donald Tusk udzielił wywiadu Magazynowi Świątecznemu "Gazety Wyborczej". Rozmowa z Donatą Subottko kręci się wokół piłki i mundialu w Rosji, ale nie do pomyślenia jest, by nie zahaczała o politykę. Odwołań do najpopularniejszej gry zespołowej na świecie w kontekście rywalizacji na naszym politycznym boisku jest sporo.
- Świat żyje plotkami o wielkich, spektakularnych transferach. Kto do Realu – Lewandowski czy Neymar? A może Harry Kane? Na tym tle potencjalne transfery w polskiej polityce nikogo nie ekscytują. Wychować dobrych juniorów w swojej akademii piłkarskiej – to byłoby coś fajnego i nowego
- tak szef Rady Europejskiej skomentował pogłoski o przygotowywaniu superlisty kandydatów do europarlamentu, której miałby być patronem.
Tusk odniósł się też do zarzutów, że „wytransferował się” do Europy i zostawił kadrę. - Przez siedem lat moja drużyna wygrywała wszystkie mecze. Nawet Barcelona z Messim czasem przegrywają – i to z teoretycznie wyraźnie słabszymi przeciwnikami - zauważa Tusk i dodaje: - Warto też pamiętać, że liderem naszej futbolowej reprezentacji jest zawodnik od lat grający za granicą, a konkretnie – o zgrozo – w Niemczech. Mój pięcioletni kontakt z Brukselą to przy tym niewinna igraszka.
Na pytanie o wynik rywalizacji między PiS a Platformą odparł:
W sezonie 2018/19 liczyć się będą dwie drużyny. Mecz finałowy będzie pasjonujący, każdy wynik możliwy, być może o wszystkim rozstrzygnie dogrywka. I proszę mnie nie pytać, co mam na myśli. Tak sobie powiedziałem.
Jednak jak sam przyznaje, obserwuje te "krajowe rozgrywki z pewnego oddalenia i z mniejszymi emocjami niż bezpośredni uczestnicy".
Oceniając na chłodno, muszę stwierdzić, że piłka jest dziś w posiadaniu opozycji, głównie ze względu na błędy przeciwnika. Ale jesteśmy dopiero na początku drugiej połowy. Wynik będzie zależał w dużym stopniu od jakości sędziowania. A pojawiły się tu pierwsze poważne wątpliwości - zauważa Tusk.