Miało nie być nowych podatków, ale się nie udało. Kolejny właśnie trafił na listę

PiS w kampanii parlamentarnej obiecywało Polakom, że nie zamierza podwyższać podatków już obowiązujących i nie będzie wprowadzać nowych danin. Rozbudowany program socjalny spowodował jednak, że sięgnięcie do kieszeni obywateli było tylko kwestią czasu.

Ledwo ucichły komentarze i krytyka pod adresem „daniny solidarnościowej”, a rządzący już przeforsowali nowy podatek. Sejm, głosami posłów PiS-u, uchwalił ustawę o biokomponentach i biopaliwach ciekłych, w ramach której wprowadzona zostanie tzw. opłata emisyjna.

Nowe prawo przewiduje utworzenie Funduszu Niskoemisyjnego Transportu (FNT) i wprowadzenie wspomnianej już opłaty emisyjnej, która wyniesienie 80 zł od każdego tysiaca litrów paliwa, trafiającego na polski rynek. Nowa danina ma pomóc finansować projekty, związane z rozwojem elektromobilności w Polsce. 85 proc. pieniędzy pozyskanych z opłaty emisyjnej trafi do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a pozostałe 15 proc. – do Funduszu Niskoemisyjnego Transportu.

Dzięki nowej opłacie rząd planuje pozyskać w 1,7 mld zł w 2019 roku. 340 mln zł z tej kwoty zasili budżet Funduszu Niskoemisyjnego Transportu. Na przestrzeni dekady przychody Funduszu mają wynieść 6,75 mld zł.

Nowe prawo ma też umożliwić tworzenie przez samorządy tzw. stref czystego transportu w miastach. Będzie to polegać na ograniczaniu (m.in. poprzez wprowadzenie opłat) wjazdu pojazdów z napędem silnikowym do określonych części metropolii. Opłata dla „tradycyjnych” samochodów ma być nie wyższa niż 2,50 zł za godzinę i będzie pobierana w godzinach 9:00-17:00. Wcześniej planowano, że opłata będzie dobowa i wyniesie 25 zł.

Podatki PiS-uPodatki PiS-u Infografika: Marta Kondrusik

Podatek bankowy

Wszedł w życie wraz z początkiem lutego 2016 roku. Jeden z flagowych projektów PiS-u, przedstawiony jeszcze w czasie kampanii parlamentarnej w 2015 roku.

Swoim zakresem objął liczne instytucje finansowe: banki, firmy ubezpieczeniowe i firmy pożyczkowe. Wszystkie powyższe podmioty muszą co roku płacić 0,44 proc. wartości swoich aktywów

Danina nie dotyczy banków i spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych, których aktywa nie przekraczają 4 mld zł. W przypadku ubezpieczycieli ta granica jest niższa i wynosi 2 mld zł, natomiast dla firm pożyczkowych limit to już tylko 200 mln zł. Od podatku zwolniony jest Bank Gospodarstwa Krajowego oraz inne banki państwowe, które mogą powstać w przyszłości. W 2016 roku przychody z tytułu podatku bankowego wyniosły 3,5 mld zł, ale obowiązywał tylko jedenaście miesięcy. W ustawie budżetowej na 2017 roku zapisano już wyższą kwotę – 3,9 mld zł.

Wielu ekonomistów krytykowało i krytykuje wprowadzenie podatku bankowego, zaznaczając, że w ostatecznym rozrachunku jego koszty poniosą klienci – np. w postaci wyższego oprocentowania kredytów czy opłat za prowadzenie kont, przelewy i korzystanie z bankomatów. Na podniesienie opłat zdecydował się nawet największy bank w kraju. Kontrolowany przez skarb państwa PKO BP najpierw zrobił to w maju 2016 roku, a kolejną aktualizację cennika usług zaplanował na sierpień tego roku.

Podatki PiS-ufot. Łukasz Głowala / Agencja Wyborcza.pl

Opłata OZE i opłata przejściowa

Obie opłaty weszły w życie wraz z początkiem lipca 2016 roku w efekcie nowelizacji ustawy o Odnawialnych Źródłach Energii. Konsekwencją zmiany przepisów jest to, że do rachunków za energię elektryczną doliczana jest wspomniana opłata OZE. W zamyśle ustawodawców ma ona dofinansować działanie odnawialnych źródeł energii. Dla przeciętnego konsumenta energii dodatkowy wydatek jest prawie niezauważalny w rachunkach, oscyluje bowiem w granicach 5-7,5 zł rocznie w przeliczeniu na jedno gospodarstwo domowe.

W 2016 roku danina wynosiła 2,51 zł netto/MWh, a w 2017 roku wzrosła do 3,7 zł netto/MWh, choć przyrost nowych mocy OZE w drugiej połowie 2016 roku był niemal niezauważalny

Środki z nowego podatku trafiają na konto państwowej spółki Operator Rozliczeń, do końca listopada 2017 roku uzbierało się około pół miliarda złotych. Co więcej, wg branżowego serwisu Gramwzielone.pl, zgromadzone fundusze nie były reinwestowane w OZE (na wsparcie odnawialnych źródeł energii ze wspomnianej kwoty przeznaczono zaledwie 22 mln zł).

W 2018 roku opłata ma wynosić 0 zł/MWh, ale tylko pozornie jest to dobra wiadomość dla obywateli. Zdaniem ekspertów branży energetycznej brak opłaty OZE oznacza, że koszty będzie tworzyć sektor węglowy. Zwłaszcza, że coraz wyższe są rynkowe ceny węgla, czyli głównego surowca energetycznego w Polsce (to z niego powstaje 85 proc. energii elektrycznej w naszym kraju). Jeśli przedstawicielom sektora węglowego uda się przeforsować podwyżki w Urzędzie Regulacji Energetyki, dla Polaków będzie to oznaczać nie tylko wyższe rachunki za prąd, ale także za ogrzewanie z sieci. Elektrociepłownie również spalają bowiem węgiel.

Bardziej odczuwalna dla obywateli jest tzw. opłata przejściowa, która również jest dopisywana do rachunków za energię elektryczną odbiorców końcowych. Opłata przejściowa wynika z realizacji kontraktów długoterminowych elektrowni, co de facto oznacza, że jest formą dofinansowania konwencjonalnej energetyki. Dla konsumentów energii najważniejsze jest jednak to, że jej wzrost z 3,87 zł miesięcznie do ponad 8 zł (od początku 2017 roku) oznacza w skali roku mniej więcej 50 zł wyższe rachunki za energię elektryczną.

Farma wiatrowaFarma wiatrowa Charlie Riedel (AP Photo/Charlie Riedel)

Wyższa akcyza na używane samochody

Weszła w życie wraz z początkiem października 2017 roku. Pierwotnie resort finansów chciał zmienić wzór, wedle którego naliczana jest akcyza od używanych samochodów, uwzględniając w nim osiem grup pojemności silników i cztery grupy wiekowe aut (uzależnione od norm emisji spalin, obowiązujących w Unii Europejskiej).

W praktyce oznaczałoby to, że akcyza za samochód starszy niż z 2004 roku mogła wynieść aż 10 tys. zł i to nawet w sytuacji, gdyby wartość pojazdu była wielokrotnie niższa

Nowe prawo skutecznie zniechęciłoby Polaków do sprowadzania starszych i mniej przyjaznych środowisku naturalnemu samochodów. Zapowiedzi ministerstwa nie spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem kierowców i wielbicieli motoryzacji. Ostatecznie zmiany w prawie nie weszły w życie. Ministerstwo Finansów nie dało jednak za wygraną i rozesłało do urzędów celno-skarbowych w całym kraju ramowe wytyczne, dotyczące sposobów naliczania akcyzy. Nowe wytyczne formalnie miały dotyczyć jedynie aut z pojemnością silnika powyżej dwóch litrów, ale praktyka pokazała, że urzędy celno-skarbowe nowe przepisy stosują do wszystkich pojazdów.

Na tym kłopoty kierowców się nie kończą. Działania Ministerstwa Finansów wprowadziły spory chaos i dziś wiele urzędów celno-skarbowych nie wie, jakie zasady powinno przyjąć przy wycenie używanego samochodu sprowadzanego zza granicy. Zniesiono bowiem możliwość odliczania przez urzędników od wartości rynkowej auta tzw. marży, która wynosiła nawet 20 proc. wartości pojazdu. Jedyną możliwością zachowania dawnej obniżki jest zadeklarowanie, że samochód jest uszkodzony. To natomiast stwarza duże pole i stanowi dużą pokusę do nadużyć.

Farma wiatrowaFot. Przemyslaw Skrzydlo / Agencja Wyborcza.pl

Opłata recyklingowa

Weszła w życie wraz z początkiem stycznia 2018 roku. Potocznie zwana „podatkiem od foliówek”. Zakłada, że klienci sklepów muszą płacić 20 gr za każdą wydawaną przy kasach foliową torebkę (dotychczas były za darmo). Zebrane w ten sposób fundusze – wedle szacunków Ministerstwa Środowiska to 1,1 mld zł rocznie – są przeznaczane na ochronę środowiska. Proekologiczne podejście opłaci się też jednak budżetowi państwa, ponieważ od każdej torebki należy zapłacić także podatek VAT.

Co prawda to skromne 5 gr od sztuki, ale w skali roku przekłada się to na mniej więcej 250 mln zł dodatkowych wpływów. Faktycznie klienci sklepów za każdą foliową siatkę płacą więc nie 20, tylko 25 gr.

Torebki foliowe na zakupyTorebki foliowe na zakupy Fot. Waldemar Kompała / Agencja Wyborcza.pl

Nowe prawo wodne

Weszło w życie wraz z początkiem stycznia 2018 roku. Jego przyjęcie do 31 lipca 2017 roku było koniecznością, żeby Polska mogła spełnić warunki wstępne unijnej Ramowej Dyrektywy Wodnej (RDW). Brak nowelizacji oznaczałby nałożenie kar przez Komisję Europejską i utratę nawet 3,5 mld euro z funduszy europejskich (m.in. na inwestycje przeciwpowodziowe).

W nowych przepisach są jednak dwie kwestie, które mocno zirytowały Polaków. Pierwsza to widmo podwyżek cen energii i napojów (m.in. piwa czy soków). Poseł Platformy Obywatelskiej Janusz Ciechoń straszył wyborców, że ceny prądu dla pojedynczego gospodarstwa domowego mogą wzrosnąć w skali roku nawet o 1270 zł. Wszystko dlatego, że nowe prawo wprowadza opłaty za pobór wody m.in. dla branży energetycznej, producentów napojów, dużych gospodarstw rolnych, hodowców ryb. Słowem: dla wszystkich, którzy do produkcji wykorzystują duże ilości wody.

Sytuację uspokaja jednak powołane na mocy ustawy Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, którego zdaniem nowe prawo „nie może być przyczyną drastycznych podwyżek opłat za dostawy energii elektrycznej.

Stawki opłat za pobór wód na potrzeby produkcji energii elektrycznej, jak i również produkcji napojów, czy hodowli ryb zostały ustalone na minimalnym poziomie

– czytamy w przesłanym do naszej redakcji oświadczeniu.

Drugim powodem frustracji wyborców jest... opłata za deszcz. Zmuszeni są ją płacić właściciele dużych budynków (o powierzchni powyżej 3,5 tys. mkw), którzy „wyłączają więcej niż 70 proc. tej powierzchni z powierzchni biologicznie czynnej na obszarach nieujętych w systemy kanalizacji otwartej lub zamkniętej”. 

W praktyce chodzi tutaj o elektrownie, fabryki, hale produkcyjne czy magazyny. Opłata roczna to 50 gr od metra kwadratowego zabudowanej powierzchni, przy czym kwotę tę można zmniejszyć, o ile na danej działce zainstalowane zostaną odpowiednie urządzenia do magazynowania wody.

„Ze względu na wymiar społeczny” z „podatku od deszczu” zwolnieni zostali zarządcy dróg publicznych, ale także kościoły i związki wyznaniowe. Samorządowców najbardziej irytuje jednak coś innego – aż 90 proc. przychodów z tytułu nowej daniny trafia do budżetu państwa, podczas gdy tylko co dziesiąta złotówka zostaje w gminie, która pobiera opłatę.

Zdaniem części ekspertów wystarczyło ledwie kilka miesięcy obowiązywania nowego prawa wodnego, żeby wywołało ono prawny chaos, który z kolei skutkuje paraliżem inwestycyjnym. Doszło nawet do tego, że niektórzy politycy PiS-u już zaczęli mówić o konieczności nowelizacji (nowych) przepisów i powrotu do części starych regulacji.

Burze i opady deszczu w NiemczechBurze i opady deszczu w Niemczech Fot. Michael Probst / AP Photo

Opłata mocowa

Przyjęta przez Sejm i Senat w grudniu 2017 roku, obowiązywać zacznie od 2021 roku. W teorii ma ochronić nasz rynek przed „znaczącym niedoborem mocy wytwórczych”. W praktyce – oznacza pomoc państwa dla sektora energetycznego. Zdaniem rządzących „konkurencja subsydiowanych odnawialnych źródeł” i coraz większa produkcja tzw. zielonej energii sprawiają, że elektrownie mają mniejsze przychody. Nowa opłata i płynące z jej tytułu środki mają pozwolić elektrowniom na sfinansowanie nowych inwestycji i modernizację już istniejących bloków.

Konsumenci zmiany w przepisach zaczną odczuwać na własnej skórze od 2021 roku. Zdaniem Rafała Mundrego z Instytutu Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Wrocławskiego, nowy podatek gwarantuje dodatkowo około miliarda złotych rocznie w budżecie państwa. Dla gospodarstw domowych oznacza to, że rachunki za energię elektryczną wzrosną o 72-84 zł w skali roku

Burze i opady deszczu w NiemczechFot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl

„Danina solidarnościowa”

Ma wejść w życie od 2019 roku (tak ustalono na posiedzeniu rządu 15 maja). To jeden z najnowszych pomysłów partii rządzącej, który w praktyce oznacza po prostu podatek dla najlepiej zarabiających Polaków. Opodatkowane zostaną wszystkie osoby fizyczne, których roczny dochód przekroczy milion złotych. Po przekroczeniu tej kwoty oddadzą one państwu 4 proc. z nadwyżki.

Zebrane w ten sposób środki mają zasilić specjalny Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych, do którego co roku trafi także 0,15 proc. środków z Funduszu Pracy (ok. 650 mln zł)

Co ciekawe, protestujący w Sejmie niepełnosprawni i ich opiekunowie kilkukrotnie zaznaczali, że nie chcą, żeby udzielenie im pomocy oznaczało odebranie pieniędzy komuś innemu.

Obóz „dobrej zmiany” wydaje się jednak przekonany do swojego pomysłu. Wedle szacunków minister finansów Teresy Czerwińskiej nowa danina obejmie około 25 tys. osób i już w pierwszym roku zapewni budżetowi państwa dodatkowe 1,15 mld zł.

Protest niepełnosprawnych w Sejmie, maj 2018Protest niepełnosprawnych w Sejmie, maj 2018 Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Podatek miedziowy, kwota wolna, VAT. A miało być tak pięknie...

Rządzący nie tylko wprowadzili nowe podatki i podnosili już te obowiązujące. Przede wszystkim nie dotrzymali złożonej wyborcom w trakcie kampanii parlamentarnej obietnicy obniżenia lub zniesienia podatków już wprowadzonych w przeszłości.

Zawiedzeni mogą się czuć zwłaszcza pracownicy i kierownictwo KGHM, którzy liczyli na likwidację tzw. podatku miedziowego, czyli daniny składanej wyłącznie przez tę spółkę.

Jeżeli będziemy tworzyli rząd to zlikwidujemy ten niesprawiedliwy dla KGHM podatek i zrobimy wszystko, by KGHM rozwijała się, a wszystkie środki, które wypracuje inwestowała w rozwój firmy

– zapewniała w październiku 2015 roku ubiegająca się o urząd premiera Beata Szydło. Wiceprezes PiS-u szybko się jednak rozmyślił, bo już kilka tygodni później w swoim exposé nie powiedziała na ten temat choćby słowa.

PiS obiecywało Polakom także powrót do 22-procentowej stawki VAT. Temat tego podatku był notorycznie przywoływany przez polityków partii Jarosława Kaczyńskiego, którzy krytykowali rząd PO-PSL za podniesienie stawki do 23 proc.

Chcemy wprowadzić prawo podatkowe oparte na trzech „P”. Prorozwojowe, przejrzyste, proste. Obniżenie VAT do 22 proc.

– zapowiadała w lipcu 2015 roku Beata Szydło. Podobnie jak w poprzednim przypadku wyborcze zwycięstwo zupełnie zmieniło optykę PiS-u w tej sprawie. 23 proc. stawka VAT jak była, tak jest. A przecież w międzyczasie rząd musiał podnieść VAT m.in. na prezerwatywy i okulary przeciwsłoneczne (z 8 do 23 proc.), co było konsekwencją werdyktu Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE).

Podobny los spotkał kolejną ze sztandarowych obietnic kampanijnych PiS-u – podwyższenie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł.

Przyjmuję deklaracje, jakie składał pan prezydent Andrzej Duda w swojej kampanii, jako swoje. Mówię, że to, co jest najważniejsze i co zrobimy bez zbędnej zwłoki, natychmiast (...) to podniesienie kwoty wolnej od podatku i wreszcie to program dofinansowania dla rodzin: 500 zł na każde dziecko

– to słowa Beaty Szydło z czerwca 2015 roku. Także tutaj realia zarządzania krajem brutalnie zweryfikowały kampanijne zapowiedzi.

Zakładam, że obietnicę wyborczą pod tytułem „kwota wolna od podatku – podwyższenie kwoty wolnej od podatku” trzeba w mądry sposób fazować. To znaczy w tym roku, moim zdaniem, nie powinniśmy wdrażać takiego gwałtownego podniesienia

– stwierdził w lutym 2016 roku ówczesny wicepremier i minister rozwoju Mateusz Morawiecki. Dopytywany, ile po ewentualnych zmianach może wynieść kwota wolna od podatku, odpowiedział: – Może nawet nie 5 tys., może mniej. Należy to bardzo dobrze policzyć.

Ostatecznie stanęło na tym, że rząd niezrealizowaną obietnicę wyborczą postanowił przykryć maleńkim listkiem figowym. Podwyższył kwotę wolną od podatku do 8 tys. zł, ale jedynie tym, którzy w skali roku zarabiają nie więcej niż 13 tys. zł brutto (czyli około 1030 zł miesięcznie „na rękę”). Dla porównania, kwota wolna od podatków w przypadku posłów wynosi niemal 30,5 tys. zł.

Więcej o: