Krzysztof Brejza o działaniach PiS: Mszczą się za to, że ujawniłem ich skok na kasę [WYWIAD]

Jacek Gądek
- Idę na szpicy. W każdej armii i oddziale wojskowym jest sztab, dowódcy, jednostki zajmujące się logistyką. A ja jestem żołnierzem na szpicy pierwszej linii - tej, która jest najbliżej wroga - mówi poseł Krzysztof Brejza (PO).

Jacek Gądek, Gazeta.pl: Pana ostatnia wypłata?

Krzysztof Brejza: Na konto dostałem ostatnio z Sejmu ok. 8 tys. zł uposażenia.

A dieta?

2,4 tys. zł.

Dużo?

Jak dla posła - sporo.

Ile powinien pan zarabiać?

Wynagrodzenia posłów to problem PiS, a nie mój. To oni żyją pieniędzmi. To oni chcieli w 2016 r. podwyższać pensje posłów do 15-20 tys. zł, a innych polityków do prawie 30 tys. zł.

PO chce mieć władzę, więc za parę lat to może być pana problem.

Nie żyję pieniędzmi. Oni mszczą się za to, że ujawniłem ich skok na kasę. Zabierają i tną uposażenia opozycji. A co do wysokości pensji posła, to powinna ona być uzależniona od średniej krajowej albo minimalnej. Do tej pory uposażenia poselskie były odpowiednie, bo to taka unijna średnia.

Prezydent powinien zarabiać więcej? Teraz dostaje ok. 20 tys. brutto.

Polityka jest służbą.

Ale nie za darmo.

Minimalne wynagrodzenie to dziś ok. 1550 zł na rękę, a emeryci przychodzą do mojego biura poselskiego i mówią: dostajemy po 920 zł. Renciści też mają po kilkaset złotych. Muszą za to przeżyć.

Kiedy minimalne pensje i emerytury pójdą do góry, to będziemy mogli zacząć rozmawiać o podwyżkach dla prezydenta, premiera i parlamentarzystów.

I PO, i PiS podwyższały pensje minimalną, a pensje posłów od lat są na podobnym poziomie.

Za rządów Platformy pensja minimalna wzrosła prawie dwukrotnie.

A pensje posłów, które pana zdaniem powinny być powiązane z minimalną płacą, jakoś nie poszły w ślad za tym.

Debata o wynagrodzeniach dla polityków jest obecnie problemem PiS-u. Nie moim.

PiS chce wpuścić opozycję w debatę o pensjach posłów, by odwrócić uwagę opinii publicznej od swojego skoku na kasę. Nielegalny system drugich pensji jest realnym problemem. Udowodniłem, że nie było żadnych uzasadnień ani podstawy prawnej do wypłaty nagród, więc ich wypłacanie to łamanie prawa.

Wysłał pan zawiadomienie do prokuratury?

Przygotowujemy je.

W 2016 r. PiS miało projekt ustawy o podwyżkach dla polityków. Wpisali podstawę prawną nagród dla ministrów i zabezpieczyli na to pieniądze. Ustawa jednak upadła, nie było więc podstawy prawnej, ale i tak uruchomili comiesięczne dodatki. W 2016 r. bez żadnego oporu społecznego sobie je wypłacali. W 2017 r. jeszcze je podnieśli. Mateusz Morawiecki zaczął wypłacać te drugie pensje także w styczniu 2018 r., aż do momentu, gdy ujawniłem ten proceder.

Krzysztof BrejzaKrzysztof Brejza Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Wyborcza.pl

Pierwsza Dama powinna dostawać wynagrodzenie? Ma obowiązki, ale wykonuje je za darmo.

Trzeba przeanalizować rozwiązania w innych państwach Unii Europejskiej. Jeśli tam Pierwsze Damy korzystają z takich świadczeń, to nie wykluczam, że i u nas wynagrodzenia dla Pierwszej Damy powinny być wprowadzone.

Pałac Prezydencki ustami ministra Andrzeja Dery zapowiedział, że prezydent może złożyć własny projekt ustawy o pensjach polityków, ale wcześniej zaprasza wszystkie siły polityczne do rozmowy na ten temat. Platforma pójdzie do Pałacu?

Minister powiedział to w „Kawie na ławę”, programie publicystycznym.

Tak się robi - przyszedł do telewizji z jasnym przekazem i go wygłosił. Nie można go przemilczeć, bo padł w telewizji.

Jeżeli będzie jakaś specjalna debata u prezydenta na temat pensji, to nie wykluczam, że weźmiemy w niej udział, ale tak jak powiedziałem - debata o wynagrodzeniach polityków jest dziś problemem polityków PiS, nie naszym.

Jeśli PO dojdzie do władzy, to Platforma zajmie się pensjami polityków i odkręci ustawę, która póki co zatrzymała się w Senacie?

Nie jest pewne, że ta ustawa zostanie w ogóle uchwalona. Niech PiS i prezydent się o to martwią.

Trudno się politykowi mówi o pensjach i nagrodach dla polityków - prawda?

Ale to nie były nagrody.

W pismach ministrowie nazywają je nagrodami.

Pod pozorem nagród i niezgodnie z art. 105 Kodeksu pracy wpłacano drugie pensje. Główny Inspektor Pracy stwierdził, że odpisy zawiadomień o wynagradzaniu powinny być w aktach pracowniczych ministrów. Tymczasem minister Paweł Szrot z kancelarii premiera napisał mi wprost, że tych odpisów nie ma, bo nie były to nagrody w trybie art. 105. A przecież nie ma innych nagród niż w oparciu o Kodeks pracy.

Połowa ministrów mówi, że nawet nie wiedziała o nagrodach, które otrzymują, a przecież nagrody mają motywować pracowników. Minister Adam Lipiński szczerze przyznał: nie miał świadomości, że otrzymuje jakieś nagrody, choć co miesiąc dostawał dodatkowe pieniądze.

Zabierał pan głos, gdy pana koledzy z Platformy wcinali ośmiorniczki za publiczne pieniądze?

Zabieram głos w ostatnich dwóch latach. Wcześniej byłem posłem z trzeciego szeregu partii. Gdyby ktoś wtedy pytał mnie o zdanie, to oczywiście skomentowałbym sprawę  ośmiorniczek.

Facebook panu nie blokował konta, więc mógł pan publicznie zabrać głos. Nikt panu pytań zadawać nie musiał, by pan mówił. Na przykład wtedy, gdy Radosław Sikorski zgodził się oddać pieniądze jedynie za wino do posiłku, bo uznał je za zbyt drogie.

Spotkania ministra Sikorskiego były służbowe, bo związane z pełnieniem przez niego funkcji szefa MSZ.

Wszystkie spotkania polityków PO w restauracjach były służbowe?

Nie uczestniczyłem w tego typu spotkaniach. A poza tym media przerysowały tę sprawę - zwłaszcza w porównaniu do tego, jak teraz PiS wyciąga pieniądze od państwa. Kilka ośmiorniczek zjedzonych przez Sikorskiego to nic w porównaniu z wagonami ośmiornic, które można kupić za system drugich pensji zorganizowany przez PiS.

A czy krytykował pan Hannę Gronkiewicz-Waltz, która nagradzała urzędników siedzących dziś nawet w aresztach za aferę reprywatyzacyjną? W latach 2007-13 dała tym urzędnikom nagrody w wysokości 2 mln 732 tys. zł. główny podejrzany Jakub R. dostał 218 tys. zł nagród, a Gertruda J.-F. ponad 85 tys. zł. Z kolei Marcin Bajko dostał 330 tys. zł.

Regulamin przyznawania nagród w warszawskim Ratuszu wprowadził Lech Kaczyński. Jeżeli Gronkiewicz-Waltz realizowała ten regulamin, to Kaczyński też pewnie wypłacał podobne nagrody - źródłem nagród jest jego prezydentura.

Ale to pod nosem Gronkiewicz-Waltz wyrosła - jak sama oceniła - zorganizowana grupa przestępcza. Mówiła, że daje nagrody, aby uniknąć korupcji. Nie wyszło.

Nie wyszło Lechowi Kaczyńskiemu i nie wyszło Hannie Gronkiewicz-Waltz. Jednak - w przeciwieństwie do premier Beaty Szydło - Gronkiewicz-Waltz nie wypłaciła sobie ani złotówki nagrody - przez 12 lat. Szydło tylko w rok wypłaciła sobie 65 tys. zł.

Patrząc na statystyki, to w skali roku za prezydentury Lecha Kaczyńskiego było tych zwrotów dwa razy mniej niż w ostatnich latach. Gronkiewicz-Waltz nagradzała za pozbywanie się przez miasto swojego majątku.

Za prezydentury Kaczyńskiego w Warszawie faktycznie było tych zwrotów mniej. Ale podkreślę, że dopiero Platforma w Sejmie w oparciu o doświadczenia przekazywane przez panią prezydent i jej urzędników przyjęliśmy małą ustawę reprywatyzacyjną, by chronić majątek miasta przed oszustami - PiS i Patryk Jaki się wtedy wstrzymali od głosu.

Krzysztof BrejzaMACIEK JAŹWIECKI

Wiceprezydent Michał Olszewski za pracę w ratuszu otrzymał 347,7 tys. zł. Dodatkowo zarobił 44,9 tys. zł jako członek rad nadzorczych dwóch miejskich spółek. Kolejni zastępcy zarobili niewiele mniej. Prezydent Polski zarabia mniej niż wiceprezydent Warszawy. To jest ok?

To nie jest ok, ale zauważę, że wiceprezydent to urzędnik, a nie polityk. Nie jest wybierany przez warszawiaków. Podkreślę jednak - z władz Warszawy tylko Gronkiewicz-Waltz została wybrana w wyborach - ona sobie nie wypłaciła grosza nagrody. A poza tym to politycy PiS też ładnie zarabiali: Wojciech Jasiński w fotelu prezesa Orlenu wziął parę milionów złotych.

Aleksander Grad (były minister skarbu w rządzie PO) też nie biedował w państwowych spółkach jako prezes. Media pisały o 110 tys. zł miesięcznie, Grad mówił, że mniej, choć kwoty nie chciał podać.

I jest to jedyny taki przypadek. Już na przykład Igor Ostachowicz miał przejść do zarządu Orlenu, więc rozpętała się burza w mediach i tam nie trafił.

Miał przyzwolenie Donalda Tuska na przejście do Orlenu, ale potem został przez Ewę Kopacz zmuszony do dobrowolnej rezygnacji.

Ostachowicz był jednak specjalistą. A teraz co mamy? Desant PiS-iewiczy do państwowych firm.

Mówimy o rządach PO, a mamy właśnie drugą rocznicę „audytu”. Okazuje się, że Ministerstwo Finansów nie złożyło w wyniku tzw. audytu żadnego zawiadomienia do prokuratury, Kompromitacja, takie to były rzekomo straszne rządy PO.

Pastwienie się nad PiS-em za audyt to dziś łatwizna...

Tak? A pamięta pan, co dwa lata temu PiS robiło w Sejmie? Szczuli i nie dopuszczali opozycji do głosu. Wicemarszałek Joachim Brudziński wypychał mnie z mównicy.

Dlaczego pan nie krytykował swojej partii, gdy córka ministra Jacka Rostowskiego doradzała ministrowi Sikorskiemu? Skoro dziś jest pan tak pryncypialny w rozliczaniu „PiS-iewiczów”, to dlaczego nie tropił ich pan we własnej partii?

Chce pan ze mnie zrobić hipokrytę?

Nie. Po prostu zadaję trudniejsze pytania niż pan zazwyczaj słyszy.

Ale czego pan teraz ode mnie oczekuje?

Jasnej oceny przykładu z córką ministra.

Nie jestem entuzjastą takich sytuacji.

Argument z szeregów PiS: ściga pan polityków za nagrody, a w efekcie doprowadzi do tego, że państwo stanie się nie tyle tanie, co dziadowskie.

Ujawniłem skalę nieprawidłowości na 7-8 mln zł, a ktoś mówi, że przykładam się do tworzenia państwa z dykty? Zawsze pytam o fakty - one należą się opinii publicznej. Nawet będąc w opozycji mam instrumenty kontroli, więc moim obowiązkiem jest z nich korzystać. Jeśli państwo staje się dziadowskie, to jest to wina tylko i wyłącznie populistycznej reakcji PiS-u na spadające sondaże. Jeśli ktokolwiek jeszcze sądzi, że PiS kieruje się w życiu publicznym jakąkolwiek ideą, to ten przykład pokazał jasno - jeszcze dwa lata temu chcieli podwyższać pensje polityków, a dziś postępują odwrotnie. Ta partia nie ma żadnego programu.

Dopytywał pan więc ministrów, jak korzystają z samolotów i pisał o „taxi Morawieckiego”. A może to normalne, że władza korzysta z samolotów?

Samoloty CASA, z których korzystali politycy PiS, to wojskowe transportowce. Koszt ich utrzymania jest ogromny - przygotowania do lotu, zabezpieczenie drugiego samolotu.

Ok. 22 tys. zł za godzinę lotu.

PiS nadużywa samolotów, które powinny służyć wojsku. One nie powinny być używane na wożenie dygnitarzy PiS.

Beata Szydło broni się mówiąc, że samoloty musiały latać: „Najmniej problematyczna okazała się CASA, która i tak musi wylatać określoną w regulaminach liczbę godzin. Albo będzie pusta, albo z pasażerami, bo latać i tak musi" - tłumaczyła w wywiadzie.

Czyli jak w „Zmiennikach” Stanisława Barei, tylko że tutaj to samoloty miały robić puste kursy, aby wyrobić normę. Podobnie limuzyny z Krakowa do domu premier też mogły jeździć puste, by wyrobić normę. To jest właśnie państwo z dykty.

Beata Szydło przez dwa lata 77 razy latała na trasie Warszawa - Kraków. Dużo?

Beata Szydło przez dwa lata 77 razy latała na trasie Warszawa - Kraków. Dużo?
Samolotem wojskowym to bardzo dużo. Wojskowa maszyna nie jest przeznaczona do wożenia premiera.

Beata SzydłoBeata Szydło Fot. Grzegorz Bukała / Agencja Wyborcza.pl

Donald Tusk w 2011 r. Tusk trasę do Gdańsk pokonywał ponad 90 razy. Za dużo?

Latał wyczarterowanym samolotem cywilnym, a nie wojskową CASĄ.

Koszt lotu Embraerem 175 wcale nie różni się jakoś strasznie od wojskowej CASY. Tak Tusk jak i ekipa PiS wydawali miliony złotych na loty do domu i z powrotem.

Za rządów Platformy samoloty były wyczarterowane od LOT-u, przy zgodzie wszystkich sił politycznych, publicznie i w pełni jawnie, a do tego dużo taniej, bo koszt godziny lotu Embraera to 11 tys. zł. W przypadku CASY koszt mamy większy, a same loty zatajano przed opinią publiczną. Teraz są już kupione nowe samoloty dla VIP-ów - za 2,5 miliardów złotych. Skoro są już te samoloty, to niech politycy PiS nimi latają, a nie wojskowymi samolotami CASA.

Dobrze, że ekipa PiS kupiła te samoloty, czy to dla pana Bizancjum?

Wolałbym, aby te środki choć w części poszły na program śmigłowcowy, ale PiS skasowało kontrakt na Caracale. Pilnie potrzebne są choćby helikoptery dla marynarki wojennej służące do akcji ratowniczych na morzu.

TVP przechrzciła Inowrocław na „Brejzoland”. Słusznie?

Jest to prymitywne, prostackie nazewnictwo, które nie przystoi telewizji, która powinna realizować misję publiczną. Jestem dumny z ojca (Ryszarda Brejzy, prezydenta Inowrocławia - red.), który w rankingu „Newsweeka” jest drugim najlepszym włodarzem miasta w Polsce. Jest bezpartyjnym, skutecznym samorządowcem. Ataki TVP na mojego ojca to zemsta za moją działalność w Sejmie, ale nie robią one na mnie wrażenia.

Pan widzi w tym rękę prezesa TVP Jacka Kurskiego? Choćby za tropienie nagród finansowych dla jego życiowej partnerki Joanny Klimek?

Dotarły do mnie sygnały, że decyzje o ataku TVP na mojego ojca i mnie zapadły bardzo wysoko.

Sugeruje pan Nowogrodzką czy najwyższe piętro „koloseum” TVP?

Wedle mojej wiedzy rozmowy na ten temat były prowadzone na Nowogrodzkiej. Zaczęło się od dnia, gdy w komisji śledczej ds. Amber Gold przełamałem zakłamaną narrację PiS, że to afera Platformy. Ataki wzmogły się, gdy upubliczniłem informację, że firma Solvere została założona w zaufanej kancelarii prawnej Jarosława Kaczyńskiego.

Ma pan kreta w PiS?

Ludzie listy piszą i przesyłają wiadomości. Czasami osoby z drugiej strony barykady też się ze mną komunikują.

Planuje pan działania odwetowe wobec TVP?

Wysłałem sprostowania. Pocięli i wciąż manipulują moją wypowiedzią o nagrodach w urzędzie miasta Inowrocławia.

Efekty sprostowań?

Odmowne. Prawnicy analizują kolejne materiały TVP. Szykujemy pozwy. Z kolei do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie złożyłem skargi na TVP, bo nie otrzymałem od nich informacji o umowach z Solvere, o nagrodach dla pani Klimek i o kosztach najmu apartamentu na Powiślu dla prezesa Kurskiego. TVP milczy, więc idziemy do sądu.

„Idziemy”?

Moja żona jest adwokatem i zajmuje się sprawami prawnymi. Pomaga mi, przygotowuje cześć interpelacji, zapytań. Jest pasjonatką wniosków o informację publiczną. Skarb. I jeszcze znosi ciągłe rozłąki.

Jesteście z żoną tandemem w polityce?

Przy wielu trudnych debatach wspieramy się merytorycznie. A w kwestiach proceduralnych sam nie mam takiego doświadczenia, więc żona ogromnie mi pomaga.

Pana ojciec jest prezydentem Inowrocławia od 16 lat. Coś panu ułatwiło to w polityce?

Nic, a wręcz przeciwnie. W roku 2007 startowałem z list PO z ostatniego miejsca. Mój ojciec jest niezależnym samorządowcem, więc za rządów Platformy był krytykowany przez moich kolegów z partii za koalicję z PiS oraz Solidarną Polską w Radzie Miasta. Jeszcze w zeszłym roku w Inowrocławiu ta koalicja trwała.

Bywały groźne dla mnie momenty - nie raz musiałem się tłumaczyć władzom PO, w tym zarządowi krajowemu, że nie ingeruję w politykę w Inowrocławiu, a koalicja jest wyborem ojca, a nie moim. Z kolei teraz - zwłaszcza od kilku tygodni - mój ojciec jest krytykowany przez PiS za to, że rzekomo ja współrządzę miastem. Absurd.

Prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza podczas nadzwyczajnej sesji sejmiku 'Województwo kujawsko-pomorskie - terazniejszosc i wyzwania rozwojowe'. Włocławek, 14 marca 2016Prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza podczas nadzwyczajnej sesji sejmiku 'Województwo kujawsko-pomorskie - terazniejszosc i wyzwania rozwojowe'. Włocławek, 14 marca 2016 Fot. Wojciech Kardas / Agencja Wyborcza.pl

Co to za beznadziejna partia, w której sekowano pana - jak się dziś okazuje - perspektywicznego polityka?

Nigdy mnie nie sekowano. Platforma była i jest bardzo szerokim ugrupowaniem.

Więc każdy członek PO znajdzie w PO swojego wroga?

Absolutnie nie.

Jak często dostaje pan pogróżki?

Regularnie.

Czy w związku z pożarem kamienicy, w której pan mieszka, obawia się pan o życie i zdrowie swoje i bliskich?

Doszło do pożaru, który objął instalację gazową pod pokojem moich małych dzieci. Jest to sytuacja bardzo niebezpieczna, więc to oczywiste, że jestem zaniepokojony. Czekam ze spokojem na wyczerpujące i dokładne ustalenia śledczych.

Podejmie pan działania mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa?

Nie chciałbym w tym zakresie mówić o szczegółach.

Dostał pan kiedyś - jak w filmach - groźbę śmierci wyklejoną z gazetowych wycinków? „Brejza, pilnuj się”, „dorwę cię”...?

Było kilka podobnych sytuacji. Jedną zgłosiłem na policję. Ktoś wyciągnął starą sprawę włamania do domku letniskowego moich rodziców z 2006 r. Nie byłem wtedy posłem, ale studentem Uniwersytetu Warszawskiego. Ktoś miał bardzo precyzyjną informację o tym włamaniu sprzed lat. Z domku ukradziono telewizor, więc rodzice zgłosili włamanie na policję, która po miesiącu umorzyła śledztwo. Informacja o tej drobnej sprawie musiała trafić do Krajowego Systemu Informacji Policji.

Ktoś na Twitterze napisał mi: Brejza, przypomnimy ci, jak uruchomiłeś jako poseł policję do prywatnego śledztwa. Padła też nazwa miejscowości, w której znajduje się domek. Autor miał precyzyjną wiedzę, więc sygnał popłynął od służb. Musieli prześwietlać wszelkie sprawy moje i mojej rodziny, a jedyne co znaleźli, to włamanie do domku rodziców sprzed 12 lat. Zależy mi na ustaleniu IP, z którego opublikowano ten post.

Ma pan przekonanie, że służby na pana polują?

Myślę, że ktoś mnie bada i koniecznie chce coś znaleźć.

Rodzina mówi: świrów jest wielu, jeszcze ktoś ci zrobi krzywdę?

Bardzo dużo osób tak mówi.

Pana rówieśnik Patryk Jaki ma broń na wypadek, gdyby ktoś zamachnął się na niego i jego rodzinę. Pan też?

Nie. Strach ma wielkie oczy, a trzeba robić swoje. Uważam, że im bardziej straszą, im więcej jest gróźb, tym bliżej jesteśmy sedna problemu, więc musimy iść naprzód. Jestem zresztą przeciwnikiem powszechnego dostępu do broni w Polsce.

Koledzy z PO kadzą panu i chwalą za skromność, precyzję, pracowitość, ale kim tak właściwie pan chciałby być w polityce? Poseł opozycji to nie jest szczyt ambicji.

Mam ambicję przywrócenie normalności i chcę dać Polakom nadzieję na zmianę. Polska na pewno już nie wróci do stanu sprzed 2015 r.

Żałuje pan?

Nie. Po tej demolce trzeba będzie Polskę stworzyć na nowo: prokuraturę, sądownictwo, media publiczne, służby specjalne, policję, służbę cywilną, Trybunał Konstytucyjny...

Krzysztof BrejzaKrzysztof Brejza Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl / Dawid Żuchowicz

Wiadomo panu coś o opracowywanym przez PO „Akcie Odnowy Demokracji”?

Zajmują się tym Borys Budka i Arkadiusz Myrcha.

Na jakim jest to etapie? Miał być wielki pakiet odwracający wprowadzone przez PiS ustawy, a skończyło się na słowach Grzegorza Schetyny, bo żadnym projektem PO jakoś się nie chwali?

Akt powstaje i wciąż jest aktualizowany.

Borys Budka mówił, że pod rządami PiS „państwo polskie cały czas stara się dogonić przestępców w białych kołnierzykach. Muszę przyznać, że PiS zrobił wiele w tym zakresie. Jestem w stanie to powiedzieć. Przechodzi mi to przez gardło”. A Rafał Trzaskowski doceniał, że „PiS też nawiązało kontakt z olbrzymią częścią społeczeństwa, z którą my nie nawiązaliśmy kontaktu. PiS rozdaje ludziom pieniądze, podjęło sensowne decyzje”. Pan jest w stanie znaleźć coś, za co pan pochwali obecną władzę?

Chciałbym. Szukam. (dłuższa cisza)

500 zł na dzieci pan otrzymuje na konto?

Tak. 500 plus to ważna inicjatywa, ale powiedzmy to wprost - jest to program niesprawiedliwy. Nie mogę spokojnie myśleć o tym, że 500 plus przysługuje najbogatszym na drugie i kolejne dzieci, a bardzo często nie przysługuje samotnej matce, która wychowuje jedno dziecko. Bo przecież, to nic nadzwyczajnego przekroczyć ten wyjątkowo niski próg dochodowy.

A poza tym sukcesów PiS-u nie widzę. Edukacja? Wykluczanie niepełnosprawnych i likwidacja gimnazjów. Policja? Upolitycznienie. Wojsko? Czystki kadrowe. Rolnictwo? Nieudolna walka z ASF. Budownictwo? Fikcyjne Mieszkanie+. Nawet CEPiK kuleje.

Kilka milionów Polaków ma powody, by głosować na PiS, a pan nie może wskazać jednej rzeczy, którą ta partia zrobiła dobrze?

PiS pokazało skuteczność w sprawowaniu władzy dla władzy, ale za skuteczność w łamaniu konstytucji przecież nikogo nie pochwalę.

Pana kolega Stanisław Gawłowski (sekretarz generalny PO) siedzi w areszcie z zarzutami korupcji. Prokuratura chce stawiać zarzuty także Sławomirowi Neumannowi (szefowi klubu PO). Były minister sportu Andrzej Biernat też usłyszał zarzuty. A prezydent Łodzi Hanna Zdanowska w I instancji został skazana. Złą passę ma pana partia?

Biernat ma zarzuty ws. oświadczenia majątkowego, a gdy Jan Szyszko nie wpisał do niego stodoły, to mu włos z głowy nie spadł. Gdy składaliśmy zawiadomienie o finansowaniu Solidarnej Polski ze środków europejskich, to od razu prokuratura zablokowała śledztwo. Widać więc, że prokuratura jest polityczna.

Zbigniew Ziobro stosuje tę samą metodę co w latach 2005-07. Gdy PiS przeżywa kryzysy, to jego prokuratura serwuje wrzutki do mediów. Ten sposób działania Ziobry odkryliśmy w komisji śledczej ds. nacisków. Tak zapewnia władzy kolejne przykrywki. Ziobro jest głównym paskowym w TVP. Zmienia kolory pasków ze zwykłych na czerwone i dostarcza na nie teksty. Ziobro z prezesem TVP Jackiem Kurskim się nie lubią, ale teraz łączy ich władza i kasa.

Jaką funkcję pan pełni w gabinecie cieni PO?

Ministra sprawiedliwości, ale wymieniamy się tematami z Borysem Budką.

I z takiej pozycji chciałby pan odbijać państwo z rąk PiS, jeśli zmieni się władza?

Chciałbym, ale z pozycji pokory.

O pokorze mówi pan jak Beata Szydło. Celuje pan aż w fotel premiera?

Mi pokory akurat nie brakuje.

Mówił pan, że jest „skrzydłem roboczym” w PO. To znaczy, że piloci i cały przedział pasażerski to nieroby?

Pan chce mnie zgrillować w marynacie. Byłem pytany, czy jestem na skrzydle konserwatywnym, czy liberalnym. Żartem odpowiedziałem o skrzydle roboczym.

Może i w pana, i moim żarcie jest prawda?

Idę na szpicy. W każdej armii i oddziale wojskowym jest sztab, dowódcy, jednostki zajmujące się logistyką. A ja jestem żołnierzem na szpicy pierwszej linii - tej, która jest najbliżej wroga.

Na szpicy idzie mięso armatnie, czy elita?

Moją bronią są fakty i dokumenty. Mięso armatnie nie jest tak skuteczne jak ja.

Jak poseł Brejza w 4 minuty ośmieszył PiS, tylko cytując Pawłowicz i Szydło

Więcej o: