„Gratuluję Legii Warszawa zdobycia tytułu Mistrza Polski! I życzę powodzenia w eliminacjach do Ligi Mistrzów, a Jagiellonii, Lechowi i Górnikowi w kwalifikacjach do Ligi Europy!” – napisał w niedzielę wieczorem na Twitterze premier rządu PiS Mateusz Morawiecki. Jednak to druga część jego wpisu wywołała najwięcej komentarzy. „Oczekuję zarazem od stosownych służb podjęcia zdecydowanych działań wobec stadionowych chuliganów” – dodał szef rządu, odnosząc się do chuligańskich zajść, które miały miejsce podczas kończącego rozgrywki Ekstraklasy spotkania Lecha Poznań z Legią Warszawa.
Po tych słowach stało się jasne, że rząd nie będzie mógł sprawy przeczekać czy przymknąć na nią oczu. W poniedziałek późnym popołudniem doszło do pierwszych zatrzymań podejrzanych o udział w burdach na stadionie Lecha Poznań.
Proszę zauważyć, do jakiej sytuacji tutaj doszło. Pierwsze zatrzymania w tej sprawie mieliśmy dopiero wtedy, gdy poszedł jasny sygnał polityczny od samego premiera, że nie ma przyzwolenia na tego typu zachowania
– mówi w rozmowie z Gazeta.pl poseł Marek Biernacki, były minister sprawiedliwości i były szef MSWiA.
20 maja, Mecz ekstraklasy: Lech Poznan - Legia Warszawa. Kibice wtargnęli na boisko, interweniowała policja PIOTR SKÓRNICKI
We wtorek podjęcie stosownych działań przez władze zapowiedział z kolei minister Jacek Sasin, Przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów. Dzień później głos zabrał także szef MSWiA Joachim Brudziński. – Kary za incydenty na stadionach powinny być surowsze i bezwzględnie egzekwowane. (…) Po wydarzeniach w Poznaniu jesteśmy pewni, że granica została przekroczona i trzeba się tym zająć – stwierdził w programie „Jeden na jeden” na antenie TVN24.
Myślę, że Joachim zajmie się tym na serio. Rachunek jest prosty: zapotrzebowanie społeczne przeważa nad potencjalnymi stratami.
– mówi w rozmowie z Gazeta.pl polityk z władz PiS-u. – Na środowiska kibicowskie w kontekście nadchodzących kampanii bardziej liczą konkretni politycy niż partia jako całość. Patryk Jaki swoją kampanię w mocny sposób opiera o Legię i jej środowisko, tyle że – pomijając nawet temat Odry Opole czy nazwania Legii „dumą stolicy” – moim zdaniem zupełnie nie przyniesie mu to oczekiwanych zysków – dodaje nasz rozmówca.
Wśród naszych rozmówców z PiS-u powtarza się stanowisko, że czasy bratania się z kibolami to zamierzchła przeszłość. – PiS faktycznie przytuliło się do środowiska kibicowskiego, ale to był okres kampanii w 2011 roku. W 2015 roku już na to nie stawialiśmy – zaznacza warszawski polityk partii władzy.
W partii rządzącej bardziej niż reakcji pseudokibiców obawiają się tego, jak wojnę ze stadionowym bandytyzmem przyjmie środowisko „Gazety Polskiej”. Od czasu dymisji Antoniego Macierewicza Nowogrodzka nie ma z nim najlepszych relacji. Nasi rozmówcy mówią o „cichych dniach” czy nawet „zimnej wojnie” między medialnym imperium Tomasza Sakiewicza a obozem „dobrej zmiany”.
– Myślę, że reakcja będzie zdecydowana, bo nie może być inna – przewiduje poseł Marek Biernacki.
Prawo musi być jedno dla wszystkich. Nie może być tak, że policja nie wie, co robić, bo zastanawia się, jaki będzie polityczny odbiór jej działań. Policja jest od pilnowania porządku, bez mieszania się w bieżącą politykę. Dopiero z efektów jej działań rozliczany powinien być konkretny polityk
– zaznacza.
Jak twierdzi były koordynator ds. służb specjalnych w rządzie Ewy Kopacz, „wskutek zaniedbań i pobłażania problem narósł do olbrzymich rozmiarów”. – Teraz władze i służby porządkowe muszą pokazać, że panują nad tym, co dzieje się w państwie. To kwestia fundamentalnej wiarygodności – podkreśla.
Dla PiS-u otwarcie kolejnego frontu i rozprawa z kibolami to również nie lada problem. Zwłaszcza w sytuacji, gdy od początku roku co chwilę muszą gasić kolejne polityczne i wizerunkowe pożary (nowelizacja ustawy o IPN, afera z premiami dla członków rządu czy ostatnio protest osób niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie).
Niezręczność wynika jednak przede wszystkim z przeszłych decyzji, działań i wypowiedzi. PiS od początku konfliktu między rządem Donalda Tuska a środowiskami kibicowskimi ustawiało się po stronie tych ostatnich, oskarżając ówczesnego premiera i jego ludzi o stosowanie represji i łamanie praw obywatelskich. Do dziś zresztą wytyka koalicji PO-PSL policyjną akcję „Derby”, w kręgach kibicowskich znaną raczej pod pseudonimem „Widelec”, bowiem to właśnie plastikowy widelec był jedynym „niebezpiecznym” narzędziem znalezionym wśród kilkuset zatrzymanych kibiców.
Co prawda kibole nie obalili rządu Tuska – chociaż odgrażali się tak na pamiętnych transparentach – ale skutecznie zaszkodzili mu wizerunkowo. Teflonowy premier stracił wśród młodych wyborców powab nowości i fajności. Nie był już haratającym w gałę luzakiem, który z każdym pogada i zrobi sobie zdjęcie. Stał się dla nich jednym z wielu polskich polityków – tak samo cynicznym i tak samo niewiarygodnym.
Donald Tusk rozmawia z kibolami w Korycinie Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Wyborcza.pl
Chociaż większość środowisk kibicowskich deklaruje apolityczność, PiS przez lata starało się żyć z nimi dobrze i trzymać w charakterze rezerwuaru politycznego poparcia. Logika była prosta: kibice co prawda deklarują apolityczność, ale dużo bliżej im do opozycyjnej partii antyestablishmentowej niż będących u władzy przedstawicieli „salonu”.
To dlatego część prominentnych polityków PiS-u – na czele z Antonim Macierewiczem, Mariuszem Błaszczakiem czy nawet Jarosławem Kaczyńskim – chętnie schlebiała tej grupie. Wspomniany już Macierewicz ostro krytykował też krucjatę, z jaką rząd Tuska wyruszył przeciwko pseudokibicom.
To zaczęło się już kilka lat temu, kiedy kibice zaczęli pokazywać otwarcie i skutecznie swój patriotyzm
– mówił w 2013 roku na łamach serwisu wPolityce.pl.
Teraz, w przededniu dwuletniego maratonu wyborczego pójście w ślady Tuska byłoby jedną z ostatnich rzeczy, jakich chce i potrzebuje „dobra zmiana”. Zwłaszcza, że grupy pseudokibiców to przeciwnik wyjątkowo niewdzięczny. – Są zwartą, dobrze zorganizowaną i bardzo głośną grupą, która w dodatku potrafi sprawnie punktować działania polityków – wyjaśnia nam politolog prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego, autor pracy „Protesty kibiców piłkarskich w Polsce w XXI wieku. Analiza ruchu społecznego”.
PiS może jednak nie mieć wyboru, bowiem rozwiązania problemu coraz głośniej domagają się wyborcy, zniesmaczeni stadionową samowolką agresywnych osiłków. Dla partii władzy to test wiarygodności. Liczne deklaracje o równości wszystkich obywateli wobec prawa i konieczności stworzenia państwa silnego wobec silnych legną w gruzach, jeśli rządzący schowają głowę w piasek lub spróbują przeczekać problem.