Były rekwizyty (tablica Mendelejewa czy wielki rulon z listą zarzutów), dziesięciogodzinne wytykanie błędów i zapowiedź rozliczenia poprzedników. Ponad dwa lata temu w Sejmie nowy rząd Prawa i Sprawiedliwości "grillował" Platformę Obywatelską i Polskie Stronnictwo Ludowe. Było to podsumowanie audytu, jaki nowa władza przeprowadziła na początku kadencji.
Na mównicy pojawiali się kolejni ministrowie, którzy mówili o niegospodarności i marnotrawieniu pieniędzy, czy działaniu "w interesie elit finansowych". Minister infrastruktury i budownictwa (to on przyniósł rulon) Andrzej Adamczyk pokazał listę roszczeń firm drogowych, "długą na pięć metrów", którą pozostawić po sobie miało PO-PSL.
Ówczesna premier Beata Szydło mówiła z kolei, że poprzednicy wcale nie rządzili państwem, a skupili się jedynie na czerpaniu profitów z władzy. Łącznie według Szydło Polacy mieli stracić w latach 2007-2015 340 miliardów złotych.
Mimo tego, że czekaliśmy dłużej niż 14-dni na udzielenie odpowiedzi (w niektórych przypadkach dłużej niż miesiąc, 24 maja mija termin dla Ministerstwa Zdrowia), 11 ministerstw nie udzieliło odpowiedzi na te pytania. Są to m.in. Ministerstwo Infrastruktury (podczas audytu jeszcze jako MIiB), MSWiA, MEN czy MSZ.
Na pytania (w ogóle) odpowiedziało natomiast jedynie 9 ministerstw. Z czego trzy (Energii, Finansów oraz Przedsiębiorczości i Technologii, wydzielone z dawnego Ministerstwa Rozwoju) poinformowały jedynie, że nie zawiadamiały prokuratury po audycie.
Natomiast tylko trzy resorty i minister ds. specsłużb odpowiedziały na temat postępów. Dwa ministerstwa: Obrony Narodowej oraz Rolnictwa i Rozwoju Wsi odmówiły podania takich informacji i odesłały do Prokuratury Krajowej. Zasłaniano się np. sformułowaniami "zakres przedmiotowy zadanych pytań związany jest wyłącznie z działalnością prokuratury".
Podobnie zadziałało Ministerstwo Środowiska, które już takich problemów nie miało i poinformowało o liczbie, tematyce zawiadomień (było ich 15, w przypadku dwóch odmówiono wszczęcia śledztwa), oraz do których prokuratur trafiły, ale o efekty odesłało do Prokuratury Krajowej. Ministerstwo Środowiska napisało też:
Ministerstwo Środowiska jako zawiadamiający nie jest informowane o stawianiu zarzutów konkretnym osobom. Żadne postępowanie nie zostało umorzone.
Postawa MŚ, a także MON i MRiRW, kłóci się jednak całkowicie z tym, co... pisze Prokuratura Krajowa. Z pytaniami o postępy śledztw "poaudytowych" zwróciliśmy się właśnie do PK. Ta, w odpowiedzi na jedno z naszych pytań, jasno stwierdziła:
Zawiadamiających, zgodnie z przepisami KPK, powiadamia się o nadaniu biegu złożonemu przez nich zawiadomieniu oraz o sposobie zakończenia postępowania. Wobec powyższego posiadają oni wiedzę w zakresie tego, czy postępowanie z ich zawiadomienia zostało wszczęte i w jaki sposób zostało zakończone.
Sytuacja przypomina więc trochę "Dom, który czyni szalonym" z "12 prac Asterixa" - instytucje wzajemnie odbijają piłeczkę. Więcej winy spada na ministerstwa, które nie chciały podzielić się informacjami na temat samych zawiadomień, choćby tyle, do której prokuratury je skierowały, co ułatwiłoby ustalanie postępów.
Jak udowodniły też niektóre ministerstwa - mogą przekazywać te informacje mediom. Poza MŚ, o efektach audytu poinformowało nas Ministerstwo Cyfryzacji (jedno zawiadomienie ws. realizacji projektu "pl.ID polska ID karta"), ale też odsyłało do prokuratury.
Z kolei resort sprawiedliwości przekazał Gazeta.pl jedynie informacje dotyczące zawiadomień (ale nie finiszu spraw).
Te warte są wyszczególnienia, bo o ile dwa z nich dotyczą nieprawidłowości dotyczących inwestycji w strukturę informatyczną, tak trzecie: uchybień podczas prac legislacyjnych nad rozporządzeniami ministra sprawiedliwości z 22 października 2015 roku (funkcję pełnił wówczas Borys Budka).
Najwięcej zawiadomień skierowały instytucje podległe ministrowi koordynatorowi ds. służb specjalnych Mariuszowi Kamińskiemu - aż 21. Część z tych spraw została połączona we wspólne śledztwa, jednak jak zastrzega rzecznik ministra Stanisław Żaryn "zawiadomienia były opatrzone klauzulami".
Gazeta.pl dowiedziała się jednak, że po jednym ze śledztw "poaudytowych" postawione zostały zarzuty byłemu szefowi delegatury CBA w Lublinie, Jackowi L. Zarzucono mu składanie fałszywych zeznań w śledztwie dotyczącym m.in. fałszowania dokumentów w lubelskiej delegaturze CBA.
W świetle zebranych przez nas informacji właśnie sprawa Jacka L. byłaby dotąd jedyną, która zakończyła się postawieniem zarzutów po audycie z 2016 roku.
Audytem i jego efektami zainteresował się niedawno poseł PO Krzysztof Brejza, który pytał o to m.in. poprzez interpelacje poselskie. Jak na razie otrzymał informacje z dwóch ministerstw, tych samych, które odpowiedziały Gazeta.pl: Ministerstwa Sprawiedliwości oraz Finansów. Odpowiedzi z reszty na razie nie otrzymał.