Trudno znaleźć obecnie w Nowoczesnej drugą osobę, która tak mocno dzieliłaby działaczy, polityków i wyborców tej formacji. Wiceprzewodnicząca partii jest dziś na ustach wszystkich. Jednak po raz pierwszy nie z powodu heroicznej obrony niezależności wymiaru sprawiedliwości i płomiennych wystąpień z sejmowej mównicy, a swojego trudnego charakteru i sposobu kierowania klubem poselskim.
O pochodzącej z Warszawy posłance zrobiło się głośno przy okazji odejścia z Nowoczesnej Joanny Scheuring-Wielgus i Joanny Schmidt (obie nie chcą rozmawiać o swojej byłej już partyjnej koleżance). Zdaniem części działaczy i polityków Nowoczesnej to właśnie ich konflikt z Gasiuk-Pihowicz doprowadził do tego, że ugrupowanie straciło dwie posłanki, a w niedalekiej przyszłości może skurczyć się jeszcze bardziej.
Przełomowym momentem okazało się wtorkowe posiedzenie klubu Nowoczesnej. To wtedy Prezydium Klubu miało zakazać Scheuring-Wielgus wygłoszenia oświadczenia w imieniu Nowoczesnej ws. osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. Analogiczny zakaz, tyle że ws. planowanego przez Prawo i Sprawiedliwość obniżenia uposażeń poselskich o 20 proc., wydano Ryszardowi Petru. Zarówno Scheuring-Wielgus, jak i Petru od listopada ubiegłego roku ustawiają się w opozycji do nowych władz partii, na czele z przewodniczącą Katarzyną Lubnauer i jej zastępczynią Kamilą Gasiuk-Pihowicz.
Doszło nawet do próby wewnątrzpartyjnego przewrotu i odwołania szefowej klubu. 10 kwietnia złożony w tej sprawie został wniosek formalny, pod którym podpisało się dziesięcioro posłów: Ryszard Petru, Joanna Scheuring-Wielgus, Joanna Schmidt, Kornelia Wróblewska, Radosław Lubczyk, Elżbieta Stępień, Mirosław Pampuch, Jerzy Meysztowicz, Krzysztof Mieszkowski i Marek Ruciński. Jako kontrkandydata i następcę Gasiuk-Pihowicz wskazano Ryszarda Petru.
Posiedzenie trwało od mniej więcej 18:00 do północy, a dyskusja nad odwołaniem Kamili skończyła się awanturą
- relacjonuje nam polityk, znający przebieg spotkania.
Obchody 37. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych BARTOSZ BANKA
Stronnicy Petru mówią, że poza wspomnianą dziesiątką, jeszcze dwójka posłów była gotowa poprzeć wniosek o odwołanie Gasiuk-Pihowicz. Jednak na prośbę osób, które nie potrafiły opowiedzieć się po żadnej ze stron, decyzję o przyszłości Gasiuk-Pihowicz odłożono na początek maja, tuż po długim weekendzie. W tym czasie Petru miał dogadać się z duetem Gasiuk-Pihowicz – Lubnauer. – Gdy temat wrócił, spora część sygnatariuszy nie miała już ochoty podpisywać się pod wnioskiem, więc pomysł upadł. Mam wrażenie, że te dwa odejścia są właśnie efektem upadku tej inicjatywy – mówi w rozmowie z Gazeta.pl Adam Szłapka, sekretarz generalny Nowoczesnej.
– Gratuluję wyobraźni – powyższy zarzut odpiera stronnik Ryszarda Petru.
Tu wszystko odbywało się w wielkich emocjach. Obie dziewczyny miały już serdecznie dość sposobu zarządzania klubem przez Kamilę
– doprecyzowuje nasze źródło.
O co konkretnie chodzi? Jeden z naszych rozmówców przytacza sytuację, w której Gasiuk-Pihowicz miała odmówić wyrobienia klubowych przepustek do Sejmu dla asystentów Ryszarda Petru. – Kamila nie chciała zlecić ich wyrobienia, bo rzekomo była ograniczona liczba. Przecież to bzdura, bo nie ma żadnych limitów. Ostatecznie pomogły inne partie – opowiada osoba znająca sprawę. – To są bolszewickie metody. Tyle gadania o demokracji i prawach obywatelskich, a to jest po prostu bolszewia – nie kryje irytacji.
Były polityk Nowoczesnej: - Z tego, co wiem, sytuacja nabrzmiała tam do tego stopnia, że Ryszard i jego otoczenie nie dostawali nawet projektów ustaw, nad którymi pracowano w Nowoczesnej. Dziś mówi się, że to sprawka Kamili, ale tak naprawdę ona robiła to w porozumieniu z Kasią.
Na tym lista zarzutów się nie kończy.
Jest niestabilna emocjonalnie. Potrafi nie zorganizować klubu, bo boi się tematów, które będą na nim omawiane. Równie dobrze potrafi totalnie załamać się emocjonalnie podczas dyskusji na klubie
– wylicza jeden z polityków Nowoczesnej. Nie kryje przy tym irytacji aktualną sytuacją w Nowoczesnej: – To wszystko nie jest profesjonalne i realnie utrudnia działanie partii. Wszyscy to widzą. Książkowy przykład mieliśmy podczas styczniowych głosowań ws. aborcji, które totalnie położyliśmy. Efekt był taki, że wyborcy i działacze się na nas wściekli, a w samej Warszawie posypały się struktury w trzech dzielnicach.
W kolejnych miesiącach wcale nie było lepiej. Jeden z naszych rozmówców z partii jako przykład przytacza sytuację, gdy PiS chciało odebrać immunitety poselskie Gasiuk-Pihowicz i Petru. – Ryszard zaproponował wtedy Kamili, żeby bronili siebie nawzajem, bo to dobrze wypadnie w mediach i zagra na korzyść partii – wspomina. I dodaje: – Kamila skwitowała to śmiechem i komentarzem, że potrzebuje dobrego prawnika, a nie ekonomisty, ale jeśli Ryszard chce, żeby go broniła, to niech wyłoży 100 tys. zł za obsługę prawną. Skończyło się tak, że Ryszarda bronił Grzegorz Schetyna, a Kamili Borys Budka.
Krytyka Gasiuk-Pihowicz to jednak nie tylko historia ostatnich tygodni. Jeden z naszych rozmówców przypomina sytuację z pierwszej połowy ubiegłego roku, gdy Nowoczesna przymierzała się do wyboru optymalnego kandydata na prezydenta Warszawy.
Gasiuk-Pihowicz miała nie zgłaszać zainteresowania startem w wyborach. – Mówiła, że jest stworzona do wielkiej polityki i takie rzeczy jej nie obchodzą – wspomina polityk Nowoczesnej. Kiedy jednak partia jako kandydata wskazała Pawła Rabieja, posłanka nagle zmieniła zdanie.
Na jednym z klubów dostała histerii i prawie się rozpłakała. Ludzie totalnie zbaranieli, bo chyba nikt wcześniej czegoś takiego nie widział. Zaczęła się wykłócać, że przecież to ona jest rozpoznawalna, jest gwiazdą partii, więc dlaczego kandydatem na prezydenta został Rabiej
– dodaje nasz informator.
– Nie mamy do siebie o to żalu, wszystko sobie wyjaśniliśmy. Poniekąd nawet ją rozumiem – mówi nam Rabiej, gdy pytamy go o tamto zajście. W Nowoczesnej mówią nam z kolei, że dla obecnej szefowej klubu wcale nie liczyła się walka o stołeczny ratusz. – To był tylko środek do celu. W ten sposób chciała umocnić swoją pozycję i zabezpieczyć sobie miejsce w ścisłym kierownictwie partii po jesiennych wyborach – słyszymy.
Incydent z posiedzenia klubu miał jednak swoje dalsze konsekwencje, bo do Gasiuk-Pihowicz mocno zraziły się warszawskie struktury partii. Nasi rozmówcy twierdzą, że działacze zabiegali nawet u kierownictwa Nowoczesnej o zapewnienie, że posłanka nie wystartuje w wyborach prezydenta stolicy.
AGATA GRZYBOWSKA
Trudne życie z działaczami terenowymi to jednak dla Gasiuk-Pihowicz nic nowego. W partii słyszymy, że jako szefowa mazowieckich struktur Nowoczesnej miała również zatargi z działaczami z Płocka i Radomia, a ostatnio, podczas negocjacji wewnątrz Koalicji Obywatelskiej, także w Siedlcach.
– Zupełnie nie zna się na politycznym abecadle, jakim jest praca w „terenie”. Zresztą nigdy nie ukrywała, że jej to nie interesuje. Kamila ma kilku swoich ludzi od roboty w strukturach, a ona sama może co najwyżej przyjechać na wcześniej zorganizowany event w roli wielkiej gwiazdy z telewizji – mówi w rozmowie z Gazeta.pl jeden z warszawskich działaczy partii.
Zaznacza przy tym, że przez długi czas partyjny aktyw postrzegał wiceszefową Nowoczesnej przez pryzmat jej medialnego wizerunku – jako obrończynię sądów, świetną mówczynię i charyzmatyczną liderkę. – To budowało jej autorytet i poparcie. Zwłaszcza w regionach, które na co dzień nie miały z nią styczności. W strukturach, które znały ją lepiej sprawa wyglądała zupełnie inaczej, bo wiadomo było, że chociaż jest osobą pracowitą, to jest też bardzo trudna i bardzo brakuje jej umiejętności interpersonalnych, które w polityce są niezbędne – tłumaczy nasze źródło.
Nie brakuje też jednak głosów w obronie Gasiuk-Pihowicz. – Może tak po prostu trzeba było? Wie Pan, w polityce czasami trzeba być stanowczym i umieć postawić na swoim, bo inaczej Cię zeżrą – mówi nam jeden z czołowych polityków Nowoczesnej.
Wśród osób, które Gasiuk-Pihowicz obarczają winą za odejście z partii Joanny Scheuring-Wielgus i Joanny Schmidt najczęściej przebija się jednak argument o konfliktowym charakterze 35-letniej posłanki.
Kamila ma swoje paranoje i kompletnie niezrozumiałe zachowania. Przykładowo ciągle podejrzewa, że ktoś chce ją „wyciąć” i zająć jej miejsce, więc działa w strachu i nieufności
– mówi nam osoba dobrze znająca wiceprzewodniczącą Nowoczesnej.
Dodaje, że to z tego powodu Gasiuk-Pihowicz otacza się ludźmi „bezgranicznie jej oddanymi, wykonującymi każde polecenie i akceptującymi ją bezwarunkowo”. – Nie są to ludzie głupi czy nieogarnięci, ale muszą spełniać określone kryteria. To mocno specyficzna relacja. Kamila jest kimś, kto nie toleruje silnych osobowości i osób o odmiennym zdaniu. Czuje się przez nie zagrożona, więc je zwalcza – mówi nam polityk Nowoczesnej.
Była posłanka Nowoczesnej: – Kamila zawsze zachowywała dystans, niespecjalnie spoufalała się z innymi. Podejrzewam, że składały się na to różne kwestie: to, że mieszkała w Warszawie, a inni rozjeżdżali się do siebie; to, że od początku brała na siebie dużo obowiązków, bo już w kampanii parlamentarnej w 2015 roku była rzeczniczką prasową partii; to, że ma jednak niełatwy charakter.
Grzegorz Furgo, poseł Platformy Obywatelskiej, do której przeszedł z Nowoczesnej: – Pamiętam Kamilę jako osobę niezwykle pracowitą, ambitną i zdolną. Nigdy nie miałem z nią większych napięć czy problemów.
Ma ciężką rękę i jest trudna, ale stale nad sobą pracuje. Przeszkadza jej zbyt duży perfekcjonizm, którego wymaga też od innych. Jest typem osoby, która woli wszystko zrobić sama, bo nie ufa, że inni mogą to zrobić równie dobrze jak ona
– dodaje jeden z czołowych polityków Nowoczesnej.
Mimo licznych prób i próśb, nie udało nam się porozmawiać z Kamilą Gasiuk-Pihowicz.
Charakter i styl pracy Gasiuk-Pihowicz nie przeszkadzają jednak jej szefowej – Katarzynie Lubnauer.
Z pracy Kamili Gasiuk-Pihowicz na stanowisku szefowej klubu jestem jak najbardziej zadowolona. Sprawdza się dobrze, jesteśmy jako klub aktywni, prezentujemy nowe projekty ustaw, posłowie mają przestrzeń na dyskusje na spotkaniach
– mówi, kiedy pytamy ją o przewodniczącą klubu. Na pytanie o trudny charakter i konfliktowość swojej podwładnej, odpowiada: – Dobrze współpracuję z Kamilą. Niektóre osoby w naszej partii najwyraźniej mają problem z własnymi emocjami.
Katarzyna Lubnauer i Kamila Gasiuk-Pihowicz Źródło: Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza.pl
Idylla? Nie do końca. Pomylą się bowiem ci, którzy uznają, że obie panie żyją ze sobą w idealnej komitywie. – Wspólnie obaliły Ryszarda i przejęły partię, więc chociaż nie pałają do siebie specjalnym uczuciem, to wiedzą, że jadą na jednym wózku. Dlatego jedna broni drugiej i wygląda to tak, że poszłyby za sobą w ogień. A prawda jest taka, że gdyby któraś z nich nagle zniknęła, drugiej zupełnie by to nie obeszło – zdradza nam osoba z wewnątrz partii.
– Pomyślmy, czy na pewno chcemy w polityce tylko miłości i przyjaźni? Przykład samej Nowoczesnej pokazuje, że często jest to przepis na nieszczęście – ironizuje jeden z byłych posłów Nowoczesnej, nawiązując do wspólnego wyjazdu Ryszarda Petru i Joanny Schmidt do Portugalii w czasie, gdy w Sejmie protestowała opozycja.
Część naszych rozmówców jest przekonana, że obecnego kryzysu w Nowoczesnej i zamieszania wokół Kamili Gasiuk-Pihowicz można było bardzo łatwo uniknąć. – Wystarczyło, że Kamila wcześniej weszłaby do władz partii. A zasługiwała na to, bo dużo pracowała, była jedną z twarzy partii, cieszyła się dużą sympatią wyborców – mówi nam była posłanka Nowoczesnej.
– Powinna była znaleźć się we władzach partii znacznie wcześniej. A że tak się nie stało, więc doszło do tego, co obserwujemy – wtóruje jej inny z naszych rozmówców. – Zagrała tutaj potworna ambicja każdej ze stron. Zabrakło natomiast doświadczenia politycznego i chyba także życiowego. Dlatego musiało się to tak skończyć – kwituje.
Osoba dobrze znająca Ryszarda Petru:
W wizji Ryszarda to on jest największą gwiazdą, a wszyscy inni tylko małymi dodatkami w jego teatrzyku. Tak też wyglądał jego styl zarządzania partią. Dlatego nie dziwi mnie, że w końcu doprowadziło to do spektakularnej klęski i konfliktu na pełną skalę, który obserwujemy dzisiaj.