Prowadzący program Grzegorz Marciniak zapytał, czy protestującym udało się porozmawiać z prezydentem. Przypomnijmy, że w piątek Andrzej Duda „wyraził zdumienie”, gdy protestujący odrzucili propozycje rządu.
Dzisiaj nie było żadnych telefonów z Kancelarii Prezydenta. Jesteśmy zdziwieni i zasmuceni tym, co powiedział prezydent. Bo wiedział, że chodzi o realne pieniądze na życie dla tych osób. One (osoby niepełnosprawne – red.) żyją poniżej minimum socjalnego, które wynosi 1370 zł na osobę w zdrowej rodzinie. A te osoby muszą żyć, leczyć, rehabilitować i uspołeczniać się za niespełna 900 zł miesięcznie. Liczymy na zmianę frontu pana prezydenta, bo myślę że został wprowadzony w błąd. Mówi się o 900 tys. osób, które są na rentach socjalnych, a jest ich 280 tys.
- powiedziała Iwona Hartwich.
Grzegorz Marciniak przytoczył słowa Michała Dworczyka, który powiedział, że rząd chce przyznawać wsparcie rzeczowe, a nie finansowe, by zapobiec nadużyciom.
Jesteśmy tym oburzeni, bo jak rząd przyznawał 500 plus, to przecież nikt nie dostał talonów na mąkę czy cukier. Te osoby mogą same dysponować tymi pieniędzmi. To jest dla nas niezrozumiałe
- skomentowała Hartwich. Na pojawiające się pod adresem protestujących zarzuty „stać ich, bo pojechała na wakacje”, powiedziała, że dostaje jej się m.in. za drogi szalik, który w rzeczywistości kosztował 10 zł.
W dalszym ciągu grillowany jest mój szalik, który kosztował 10 zł. (W mediach – red.) jest wyceniany na jakiś tysiąc. Tak się skalda, że nikt nie pali się, by wziąć moje dziecko niepełnosprawne na wózku, wyjechać z nim na wakacje i pchać go po plaży
- dodała. Skomentowała też piątkową propozycję rządu.
Mój syn nie używa pampersów ani nie potrzebuje nowego wózka co roku. Tyle, ile jest niepełnosprawności, tyle jest potrzeb. Każdy ma inne. Dziecko niewidome będzie potrzebowało innych rzeczy niż dziecko autystyczne czy z porażeniem mózgowym (…) Nie potrzebuję nowego wózka co roku, bo o niego dbam. Nowy jest nam, potrzebny średnio co pięć lat
- tłumaczyła. Iwona Hartwich powiedziała, że nie zgadza się, by jej syn po jej śmierci trafił do Domu Pomocy Społecznej.
Przecież lwia część tych osób może być usamodzielniona. Nie zgadzam się, by po mojej śmierci moje dziecko trafiło do DPS-u. Gdyby miał 500 zł więcej w portfelu, miałby pieniądze na życie. Wtedy państwo dalej musi pomóc, bo ma mieszkanie przystosowane do jego potrzeb, ale trzeba mu opłacić czynsz, bo przecież nie pójdzie do pracy, i zapewnić asystenta. Dlaczego państwo usilnie wpycha te osoby do DPS-u? Przecież to kosztuje 6 tys. zł
- powiedziała.
Nie może być tak, że te osoby (niepełnosprawne – red.) w kraju UE żyją za 900 zł miesięcznie
- dodała.
Iwona Hartwich odniosła się też do zarzutów, że protest jest polityczny. Powiedziała, że protestujący są apolityczni i otrzymują pomoc od zaprzyjaźnionych posłanek, które „piorą nasze brudne rzeczy w swoich pralkach”, „przynoszą nam pampersy i środki czystości”, niezależnie od ich przynależności politycznej.
Hartwich przypomniała też, że kilka lat temu rodzice protestowali w Sejmie na zaproszenie Arkadiusza Mularczyka, zaś od 2014 roku mieli dwuletni zakaz wstępu do Sejmu po ustaleniach z Radosławem Sikorskim. Wspomniała też pytanie, jakie usłyszała od dziennikarza TVP Info.
Wiem, że pojawiają się różne sytuacje. Raz podszedł do mnie dziennikarz TVP Info i pytał, czy jestem „jedynką” PO. Później, czy z Nowoczesnej. Zapewniam, nie mam aspiracji politycznych. To jest heca
- powiedziała.
Iwona Hartwich dodała, że protestujący wciąż liczą na porozumienie z rządem. Przeprosiła za emocjonalne wystąpienia. - Walczymy o nasze dzieci. Trzeba być rodzicem niepełnosprawnego dziecka, by wiedzieć, jak ciężko żyje się w takiej sytuacji w Polsce - dodała.
Rodzice osób niepełnosprawnych wraz z dziećmi protestują w Sejmie od 12 dni. Domagają się zwiększenia dodatku rehabilitacyjnego do wysokości 500 złotych miesięcznie na niepełnosprawne dziecko po ukończeniu 18. roku życia oraz zrównania renty socjalnej z najniższą rentą z ZUS. Drugi postulat zawarto w projekcie rządowej ustawy, który ma być omawiany w Sejmie na najbliższym majowym posiedzeniu.
W czwartek rząd przyjął projekt ustawy przewidujący, że od 1 czerwca renta socjalna zostanie podwyższona do kwoty najniższej renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy i wyniesie 1029 złotych 80 groszy. Dotychczas renta socjalna wynosiła 865 zł i trzy grosze.
W piątek protestujący odrzucili propozycje rządu, które zamiast gotówki zawierały "miesięczną oszczędność w budżecie domowym w wysokości 520 zł", jak twierdził rząd. Projekt zakładał m.in., że wyroby medyczne dla osób niepełnosprawnych, takie jak pieluchomajtki, byłyby dostępne bez ograniczeń czasowych i ilościowych. To samo dotyczyłoby np. wózków inwalidzkich. W porozumieniu zawarto również wizyty u specjalistów bez skierowania oraz dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej i usług farmaceutycznych bez kolejek. Wedle propozycji, ustawa miałaby zacząć obowiązywać od 1 lipca br.