Jacek Gądek: Wicepremier Piotr Gliński najpierw odbił Muzeum II Wojny Światowej i kupił Kolekcję Czartoryskich, a teraz chciał od Gdańska kupić teren Westerplatte. To nowa polityka historyczna?
Prof. Antoni Dudek: Sam jestem zaskoczony pomysłem kupienia Westerplatte, bo to już przejaw desperacji wicepremiera Piotra Glińskiego.
Dlaczego?
- Gliński ma problem z realizacją pomysłu budowy na Westerplatte czegoś na kształt drugiego muzeum. Chciał to zrobić, bo według PiS temat Westerplatte zaniedbano na ekspozycji Muzeum II Wojny. Dyrektorem tego muzeum jest już dr Karol Nawrocki, czyli nominat PiS, ale poprzedni dyrektor prof. Paweł Machcewicz pod koniec swojego urzędowania wypowiedział umowę z Gdańskiem, więc nowe władze muzeum straciły wpływ na Westerplatte, które jest we władaniu miasta. Stąd pomysł, by kupić ten teren na własność.
Idąc tą drogą samorządy powinny odsprzedawać rządowi kolejne historycznie ważne miejsca, a to jakiś absurd.
A może to jest świadoma polityka: państwo wprost ma być właścicielem bądź mieć władzę nad miejscami historycznymi?
- Jestem krytyczny wobec niektórych aspektów polityki historycznej PiS-u. Obawiam się, że zmierzamy do sytuacji, w której zmiana rządu, będzie też oznaczać zmiany ekspozycji w muzeach. A to już byłby kolejny absurd. Wolałbym, aby nowe władze budowały nowe muzea - wtedy będziemy mieć pluralizm wśród tych placówek.
I wtedy będzie pan miał muzeum prezentujące wizję Platformy, PiS, lewicy...
- Tak. I to jest dużo lepsze rozwiązanie niż sytuacja, w której nominowany przez PiS dyrektor "polonizuje" Muzeum II Wojny Światowej oparte na koncepcji pacyfistycznej. Przypomina to sytuację, w której ktoś uznałby, że ponieważ nie odpowiada mu obecna wymowa wystawy w Muzeum Powstania Warszawskiego - bo jest jego krytykiem - będzie w niektórych jej fragmentach zamieszczał cytaty z książki Piotra Zychowicza i inne wypowiedzi atakujące jego organizatorów. Jeśli obecna ekipa chce innego muzeum, opartego na innym systemie wartości, to niech je wybuduje.
Na razie PiS-owi nie udało się zbudować żadnego większego muzeum. Najbardziej zaawansowane jest chyba to poświęcone więźniom politycznym i żołnierzom wyklętym przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Załóżmy, że otworzą je za rok-dwa, a PiS później przegra wybory. To co - nowa władza też będzie wyrzucać eksponaty i zmieniać narrację np. pokazując ciemną stronę powojennej partyzantki?
Nie przyjmuje pan koncepcji, że skoro państwo prowadzi politykę historyczną, to powinno mieć muzea i miejsca pamięci w swoim ręku? A skoro dana formacja wygra wybory, to ma mandat do zmieniania muzeów i wystaw, bo tak chciał suweren?
- Odrzucam. Westerplatte jest symbolicznie własnością całego narodu, a czy formalnie podlega prezydentowi Gdańska czy ministrowi kultury, to rzecz wtórna. Ono i tak musi być ogólnodostępne. Zwiedzającym i na uroczystości ten teren ma udostępniać minister albo prezydent miasta. A że się kłócą o to? To już nasza cecha narodowa.
Wolałbym, aby ministerstwo kultury skupiło się na zrealizowaniu swojego największego projektu muzealnego: Muzeum Historii Polski na warszawskiej Cytadeli. To tutaj prof. Piotr Gliński może się wykazać. Nie wiem natomiast, po co minister powołał Instytut Solidarności i Męstwa. Nazwa pompatyczna, nowe dyrekcje i budżet na 75 milionów złotych, a przecież zadania będą się w dużej części dublować z IPN-em. Nawiasem mówiąc PiS obiecywało zdynamizować IPN, ale jakoś tego nie widać.
Westerplatte rząd póki co nie kupił, ale wydał prawie pół miliarda złotych na kolekcję Czartoryskich. Warto?
- Tak - warto było.
Krytycy podnoszą, że i tak nie można było tych dzieł sztuki wywieźć z Polski.
- Bez względu na to, co się teraz dzieje z tymi pieniędzmi i wszystkie kłótnie w rodzinie Czartoryskich, to sam argument, że kolekcja nie mogła wyjechać z kraju, mnie nie przekonuje. Nie można było jej wywieźć z Polski, ale przy obecnym stanie prawnym. Ale czy to prawo się kiedyś nie zmieni np. z uwagi na ewolucję Unii Europejskiej?
Za kilka lat mogłoby się okazać, że Czartoryscy jednak mogą je wywieźć np. pod pretekstem "wypożyczenia". Prawie 500 mln zł to duża kwota, ale rzeczywista wartość kolekcji i tak była wielokrotnie wyższa - resort mówi, że to zaledwie 5 proc. Nie wiem czy to prawda, ale proszę się przyjrzeć, jakie kwoty na aukcjach osiągały obrazy Leonarda da Vinci, a to tylko - wprawdzie najbardziej znany - ułamek tej kolekcji.
Spory o Westerplatte czy Plac Piłsudskiego są żenujące, bo te miejsca są i pozostaną majątkiem publicznym. Kolekcja Czartoryskich była z kolei własnością prywatną, a teraz jest państwowa. Dobrze, że ją kupiono. Szkoda jednak, że państwo nie postawiło Fundacji żadnych warunków związanych z wykorzystaniem w kraju jakiejś części wypłaconych pieniędzy.
Rządy Piotra Glińskiego w ministerstwie kultury to - z perspektywy 2,5 roku - renesans tej kultury?
- Na tle innych postaci z rządu intelektualnie jest w nim jedną z mocniejszych kart. Martwi mnie jednak to, że w znacznie większym stopniu jest on ministrem dziedzictwa narodowego niż kultury. Nie nawiązał dialogu z ludźmi kultury, co przy polityce PiS oczywiście byłoby bardzo trudne, ale mam wrażenie, że nawet nie podjął takiej próby.
Samo środowisko artystyczne w dominującej części nie jest pozytywnie nastawione do PiS, więc i tak by poległ?
- Pewnie tak, ale proszę pamiętać, że w ręku ministra kultury są narzędzia do pozyskiwania przynajmniej jego części. Znakomicie pokazała to epoka PRL. Natomiast największą porażką prof. Glińskiego jest jednak Polska Fundacja Narodowa. Zarządzana jest beznadziejnie i zalicza kolejne wpadki. Dziwię się Glińskiemu, że w tę porażkę brnie, bo traci przez to politycznie.
Ale pan już wie, że jakiś sędzia ukradł kiełbasę, więc kampania PFN ws. sądów była skuteczna.
- I tak bym się tego dowiedział z TVP.