Ludzie Macierewicza szukają wsparcia w USA. Podkomisja sypie mu się po cichu

Jacek Gądek
Podkomisja Smoleńska trzeszczy i jest na kursie, by nie dotrwać do kolejnej rocznicy katastrofy. Jednocześnie szansa, że wypracuje raport, pod którym cały - coraz bardziej przetrzebiony - skład się podpisze, jest bliska zeru. Ludzie Antoniego Macierewicza szukają wsparcia w USA.

Za uśmiechem Antoniego Macierewicza kryje się desperacka próba obrony własnej pozycji w obozie władzy. Próba beznadziejna.

W sobotę PiS odpala inauguracyjną konwencję, która ma być otwarciem samorządowej ofensywy. Partia zarysuje "grubą kreskę" między kryzysem nagrodowym i smoleńskimi fantasmagoriami Macierewicza, a - od teraz - pragmatycznym i szlifowany na gładko wizerunkiem PiS. Politycy PiS mają się potem rozjechać po kraju. Antoni Macierewicz w weekend będzie jednak w USA - leci do Doylestown, "amerykańskiej Częstochowy".

Z "raportem technicznym" po angielsku dla kongresmana

Nie leci sam, bo zabiera z sobą także kilku wiernych druhów z Podkomisji Smoleńskiej: prof. Piotra Witakowskiego, inż. Glenna Jorgensena i prof. Wiesława Biniendę. Na miejscu witać ma go z kolei prof. Chris Cieszewski, który - jeśli wierzyć szefowi Klubu "Gazety Polskiej" w Filadelfii - współpracuje z Podkomisją. Macierewicz ma w USA zaprezentować swój "raport techniczny".

Ten dokument to nic więcej, jak kompilacja znanych już zdjęć, symulacji i tekstu. Wniosek: były wybuchy, ale jakie bomby wybuchły, to nie wiemy. Co by Macierewicz nie opublikował, to i tak Kluby "GP" z częścią Polonii by go fetowały.

Akolici Macierewicza idąc w sukurs swojemu mistrzowi, mają wręczyć "raport techniczny" kongresmanowi Brianowi Fitzpatrickowi. Raport ten będzie przetłumaczony na język angielski, a Fitzpatrick też ma być wśród gości w Doylestown. Fitzpatrick jest Republikaninem, pracował w Federalnym Biurze Śledczym (FBI), zajmował się walką z korupcją - od Waszyngtonu przez Kijów po Bagdad.

- Przekażemy na jego [Fitzpatricka] ręce raport techniczny w języku angielskim. To jest ważne, bo on podczas naszego spotkania podkreślił, że jako były śledczy FBI prowadził sprawy wojskowe w Afganistanie i Iraku, musi mieć jakiś materiał, nad którym może się pochylić i ewentualnie szukać pomocy w strukturach rządu amerykańskiego - mówił szef Komitetu Smoleńsko-Katyńskiego na falach lokalnego radia z Pensylwanii.

Podkomisja sypie się w milczeniu

Kluby "GP" są zapleczem Macierewicza i bez jego wiedzy nie mogłyby tego zrobić. O wylot do USA i tłumaczenie "raportu technicznego" dla kongresmana Fitzpatricka trudno jednak zapytać Podkomisję. Telefonu nikt nie odbiera, a e-maile odbijają się od jej skrzynki. MON umywa ręce od tego, co robi Podkomisja i ceduje wszystkie zapytania dotyczące działań Macierewicza na Podkomisję.

Sama Podkomisja jest już na kursie, by nie dotrwać do kolejnej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Wedle słów Macierewicza naturalne byłoby opublikowanie końcowego raportu na 10 kwietnia 2019 r. O to jednak będzie trudno. Podkomisja trzeszczy bowiem od sporów wewnętrznych. Kto ma dość, odchodzi.

A po drugie: szansa, że Podkomisja wypracuje raport, pod którym cały - coraz bardziej przetrzebiony - skład się podpisze, jest bliska zeru. Na zewnątrz niewiele wypływa z tych konfliktów. Dlaczego? Tu fragment rozmowy z jedną z osób, które z Podkomisji odeszły.

***

Jacek Gądek: Powie pan coś o pracy w Podkomisji?

Były członek Podkomisji: Niech pan cierpliwie czeka na wyniki prac Podkomisji, niedługo przecież będą. Trzeba się zdać na fachowców, którzy w niej zostali. Trzeba czekać cierpliwie...

Jest jednak wątpliwość, czy w Podkomisji są osoby fachowe.

- Niech pan poczeka na wyniki.

Pan jest bardzo tajemniczy.

- Dlaczego? Zgodnie z ustaleniami na początku, obowiązuje nas dyscyplina. Za dużo tego warcholstwa jest w Polsce. Jest całe takie środowisko dziennikarskie, które warcholi (śmiech).

Pan do mnie też pije czy nie? Chyba trochę tak?

- No trochę tak (śmiech). W kraju trzeba więcej dyscypliny, a mniej warcholstwa.

Ale też trochę szczerości i jasności co do prac Podkomisji by się przydało.

- Podkomisja odsłoni swoje wyniki. Nie wychodźmy przed szereg.

A ma pan przekonacie, że w kwietniu wszystko będzie wyjaśnione? (Chodzi o obecny miesiąc, bo rozmowa odbyła się wcześniej - red.)

- Nie wiem. Nie interesuję się już tym i mam wiele innych rzeczy na głowie. Mam co robić i nie zajmuję się sprawami smoleńskimi.

Trochę mnie pan zawiódł...

- Przepraszam. Ale musimy się trzymać zasad. O Podkomisji nie mogę rozmawiać.

***

Antoni Macierewicz, gdy był jeszcze ministrem obrony narodowej, po prostu zobowiązał wszystkich członków Podkomisji do milczenia - chyba, że będą mieć przyzwolenie od niego na wypowiadanie się w mediach. Ale kto odejdzie, to ma milczeć. Byli członkowie Podkomisji - przynajmniej publicznie - nie wychylają się. Czasami tylko można coś z nich wydusić - zdawkowo albo nieoficjalnie.

Grono byłych członków Podkomisji jest zresztą coraz szersze. Pożegnali się z nią: dr inż. Bogdan Gajewski, prof. Jan Obrębski, prof. Andrzej Ziółkowski, prof. Piotr Stepnowski, prof. Zdzisław Gosiewski, a w przeddzień ogłoszenia "raportu technicznego" jeszcze ppłk dr Szczepan Cierniak. Wedle Macierewicza ten ostatni odszedł za obopólną zgoda, ale w rzeczywistości Cierniak miał dość współpracy z byłym szefem MON.

Ponadto w "raporcie technicznym" wśród członków Podkomisji nie wymieniono już dr. Wacława Berczyńskiego - pierwszego jej szefa. "Wacek" - jak mówił do niego Macierewicz - w praktyce zrezygnował z pracy w Podkomisji i wyleguje się teraz za Oceanem w swoim ulubionym domu w Springfield (koło Filadelfii).

Macierewicz klei raport z puzzli, które podsuwają mu członkowie Podkomisji

I kolejna rzecz: w trakcie prezentacji "raportu technicznego" mówiło tylko paru jej członków. Reszta była niema. Sam Macierewicz przyznał, że "raport" jako całość nie ma akceptacji członków Podkomisji. Poszczególne osoby jedynie akceptowały fragmenty, które dotyczyły ich specjalności. Macierewicz zatem po prostu pytał po kolei członków Podkomisji w tonie: czy akceptuje pan ten fragment "raportu technicznego", który pan sam pisał? I tyle. Trudno byłoby się wyprzeć.

Swoją drogą: który fragment mógł akceptować Tomasz Ziemski, który jest architektem domków i biurowców?

Na bok jednak uszczypliwości. "Raport techniczny" jest dziełem Macierewicza. Ukleił go z fragmentów, które przygotowali mu osobno członkowie Podkomisji. A - idźmy dalej - to dopiero składnik planowanego raportu końcowego.

Finalnie więc, jeśli Podkomisja w ogóle dotrwa do kolejnej rocznicy, to finalny dokument może składać się z puzzli, które osobno podrzucili Macierewiczowi członkowie Podkomisji. Każdy element będzie miał poparcie swojego twórcy, ale raport końcowy nie będzie miał poparcia całej Podkomisji. De facto więc będzie to - o ile w ogóle powstanie - raport Macierewicza, a nie Podkomisji.

Jak za czasów likwidacji WSI

Tu historyczna dygresja: Macierewicz swoją karierę w ostatnich kilkunastu latach oparł o dwie sprawy - likwidację WSI i wyjaśnianie katastrofy. W pierwszym przypadku stworzył raport - był to, na mocy ustawy, raport szefa komisji likwidacyjnej, a nie komisji też ukleił go z materiałów, które przygotowali mu współpracownicy.

Taki styl pracy w przypadku raportów dot. katastrofy smoleńskiej nie byłby dla niego pierwszyzną. W Podkomisji ma co prawda swój krąg nie tyle zaufanych ludzi, co spolegliwych narzędzi, ale to raptem kilka osób. Dużo ważniejszym faktem jest postępujący bunt i członków Podkomisji, i rodzin smoleńskich przeciwko Macierewiczowi. Oraz to, że w PiS nikt już poważnie nie traktuje teorii Macierewicza.

Nieuchronny cios w samo serce najtwardszego elektoratu PiS

Były szef MON i i jego ludzie są przez PiS bez pardonu sekowani. Ze spółek, z ministerstwa, z telewizji. Skasowanie Podkomisji byłoby jednak drugim ciosem w samo serce najtwardszego elektoratu PiS - pierwszym było zrzucenie Macierewicza z  dymisja z fotela ministra.

Nie wprost już miesiące temu taką chęć wyraził Jarosław Kaczyński, gdy mówił, że na kwiecień tego roku ma być już gotowy raport końcowy. Macierewiczowi udało się przedłużyć byt Podkomisji, ale i tak jest byt jest ciągle pod znakiem zapytania. Mariusz Błaszczak może ją odesłać na śmietnik historii jednym podpisem. PiS jest zdolne do tak raptownych ruchów i "wygaszenia" Macierewicza.

Zdążyć przed Błaszczakiem

Paradoksalnie likwidacja Podkomisji byłaby dla Macierewicza zbawienna. Już przecież ogłosił, że przyczyną katastrofy smoleńskiej były wybuchy na pokładzie - to już nie teoria, ale ostateczny wniosek. Podkomisja nie zdąży mu się rozsypać do końca, a i dowodów nie będzie musiał już szukać.

Macierewicz bardzo spieszył się z ogłoszeniem "raportu technicznego". Chciał nie tylko zdążyć na rocznicę. Spieszył się, by nie dać się pogrzebać Błaszczakowi przed ogłoszeniem: a jednak wybuch. Nawet jeśli nikt mu już w PiS i wśród rodzin smoleńskich nie wierzy.

Więcej o: