Jacek Czaputowicz swoją wypowiedzią z francuskiego "Le Figaro" wywołał niemały popłoch po prawej stronie sceny politycznej. Szef MSZ pytany o kryzys migracyjny, odparł, że Polska przyjęła ponad milion Ukraińców. Gdyby na tym poprzestał, nie wywołałby paniki. Dodał jednak od siebie, że Polska przyjęła też migrantów przesłanych przez Europę.
- Ponadto przyjęliśmy 2700 migrantów przysłanych przez Europę Zachodnią, ale oni nie chcą zostać w Polsce, gdzie stopa życiowa jest zbyt niska - brzmiało tłumaczenie Czaputowicza.
Wywiad ukazał się w "Le Figaro" 5 kwietnia, ale zaczął żyć dopiero kilka dni później właśnie za sprawą tych słów. Stosunkowo szybko zareagowała posłanka PiS Krystyna Pawłowicz, która w emocjonalnych tweetach pisała, że taka deklaracja oznaczałaby "okłamywanie wyborców". "Przez pana przegramy wybory!" - grzmiała na Twitterze.
Po tym, jak wieść o przyjęciu migrantów zaczęła zbierać coraz większe zainteresowanie, głos postanowiło zabrać MSZ. W szczegółowym wyjaśnieniu resortu wytłumaczono, co tak naprawdę powiedział i miał na myśli minister spraw zagranicznych.
Jak wskazywał resort, Czaputowicz mówił o "zobowiązaniach realizowanych przez Polskę w związku z rozporządzeniem Dublin III". Procedury dublińskie dotyczą krajów w strefie Schengen, w której kraje są traktowane jako jeden obszar. Oznacza to, że Polska przyjmowała te osoby, dla których nasz kraj był pierwszym po wkroczeniu do Unii Europejskiej.
Jest to procedura inna od tej, którą forsowano w UE (relokacja imigrantów). Takie osoby składają wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej w innym państwie unijnym, ale zgodnie z prawem są zawracane do państwa pierwszego wjazdu, a więc Polski. Takich "transferów" osób w latach 2015-2017 przeprowadzono 3,7 tys. "Wypowiedź szefa polskiej dyplomacji nie dotyczyła mechanizmu przymusowej relokacji obywateli państw trzecich. Polska konsekwentnie sprzeciwia się temu rozwiązaniu" - czytamy w komunikacie MSZ.
Mimo wyjaśnień, głos postanowił zabrać były szef MSWiA, obecnie minister obrony narodowej, Mariusz Błaszczak, który wielokrotnie podkreślał, że Polska żadnych uchodźców nie przyjmie. "Nonsens! Gdybyśmy przyjęli uchodźców to czy Bruksela ciągałaby Polskę razem z Węgrami i Czechami przed trybunał?" - pisał na Twitterze.
Wytłumaczenia uspokoiły także Pawłowicz, która napisała, że "program PiS dotyczący migrantów" pozostaje bez zmian, a w Polsce nadal nie ma "żadnych migrantów", którzy trafiliby do kraju pod przymusem.
To nie pierwszy raz, gdy Czaputowicz, od objęcia teki ministra spraw zagranicznych, wywołuje popłoch w szeregach partii rządzącej. Zaczęło się od tego, że stwierdził, że w proces uruchomienia wobec Polski art. 7 przez Komisję Europejską "powinien zostać włączony Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej".
Później szef MSZ "niechcący" zamknął temat reparacji, który podnosiło wiele razy Prawo i Sprawiedliwość, a poseł tej partii Arkadiusz Mularczyk od miesięcy prowadzi prace w tym zakresie. Czaputowicz stwierdził, w rozmowie z niemieckimi mediami, że kwestia reparacji wojennych od RFN obecnie "nie istnieje" w relacjach między rządami, a jest raczej przedmiotem debaty wewnętrznej w Polsce.