Gądek: Prezentacja "raportu technicznego" jest dowodem tylko na jedno: Macierewicz się nie poddał

Jacek Gądek
Antoni Macierewicz jest coraz bardziej osamotniony w lansowaniu teorii o wybuchach. Opuszczają go członkowie podkomisji smoleńskiej, rodziny smoleńskie, a jeden z krewnych mówił nam dziś: - Niech polityka się odpier...i od katastrofy smoleńskiej, bo inaczej niczego nie uda się wyjaśnić!

Antoni Macierewicz walczy o twarz, jeśli wręcz nie o życie w polityce. Jeśli polegnie na froncie walki o teorię wybuchów na pokładzie TU-154M, okryje się śmiesznością i - co tu dużo mówić - hańbą. Na prezentacji "faktów, które przesądziły o katastrofie" pojawiło się raptem kilka osób z rodzin (w tym politycy PiS Beata Gosiewska i Andrzej Melak). Fakt, że wcześniej na zamkniętym spotkaniu z rodzinami prezentował im swoje wnioski, ale mało kto chciał wesprzeć byłego ministra publicznie.

Tuż przed rocznicą z zasiadania w podkomisji smoleńskiej zrezygnował ppłk dr Szczepan Cierniak. Ten patomorfolog już nie sygnował "raportu technicznego". Macierewicz twierdzi, iż to rozstanie za obopólną zgodą, ale w rzeczywistości to Cierniak powiedział szefowi, że ma dość.

Prezentacja tzw. raportu technicznego jest dowodem tylko na jedno: Macierewicz się nie poddał. Jego ustalenia z "raportu technicznego" nic nie znaczą. To tylko żonglerka liczbą eksplozji i tragikomiczne wskazywanie paluchem miejsc, gdzie rzekomo były bomby. To też kontynuacja tradycji, którą Macierewicz kultywuje od lat: co rok, w każdą rocznicę nowe podsumowanie. Tak robił, gdy jeszcze w czasach opozycji razem z Bartłomiejem Misiewiczem pisał kolejne dokumenty. I tym razem zaprezentował kompilacje zdjęć i tekstu, który niewiele się różni od poprzednich jego raportów. Po co? Bo bez tego Macierewicz okazałby słabość i nastąpiłby odwrót - koniec "pana Antoniego" w polityce.

Nowością jest to, że podkomisja Macierewicza "unieważniła" ustalenia komisji Millera. Ale jakie to ma realne znaczenie? Żadne. Poza jednym: jeśli faktycznie uznać, że z punktu widzenia prawa raportu Millera już nie ma, to jedynym raportem będzie raport MAK - a ten jest dla Polski bardzo niekorzystny. Rosjanie wybielili siebie, a gen. Andrzeja Błasika uznali za pijanego.

Dzisiejszy "raport techniczny" podkomisji ma taką wagę taką, ile waży papier, na którym go wydrukowano. Ból, złość i kolejne rozszarpywanie ran ofiar smoleńskich dla Macierewicza nie znaczenia. A że te rodziny - wcześniej pokładające nadzieję w podkomisji - nie chciały kolejnego raportu częściowego, jest faktem. Tu scena z prezentacji "raportu technicznego": na prezentacji multimedialnej rozkład ciał na wrakowisku. Lektor mówi z głośników o rozszarpanych wnętrznościach ofiar. A Antoni Macierewicz zaczyna siorbać kawę albo herbatę z kwiecistej filiżanki. Przed chwilą w świetle kamer przyniósł mu ją kelner.

Antoni Macierewicz wolał jednak znów ogłosić, że były wybuchy. Ale jakie bomby wybuchły? Nie odpowiedział. Kto je podłożył? Też nie. Macierewicz wręcz się cofnął. Dotychczas jego teorie mówiły, że bomby podłożono w Samarze, gdzie na rok przed katastrofą Tu-154M poddano remontowi. Rok temu koronną tezą był wybuch niepozostawiającej żadnych śladów bomby termobarycznej. Dziś nie ma o niej mowy, a wyszperany przez Macierewicza świadek twierdzi, że śladów po bombach było tak dużo, że mierniki aż się zatykały. Zwrot o 180 stopni niech nikogo nie dziwi. Zranione - polityczne - zwierzę zwykle się szamocze.

Lansowanie, a potem porzucanie absurdalnych i sprzecznych teorii sprawiło, ze partia, której Macierewicz jest wiceprezesem, zaczęła się go wyrzekać. Mimo że w 8. rocznicę katastrofy smoleńskiej prezes PiS Jarosław Kaczyński dziękował Macierewiczowi, to w istocie się go już wypiera. Chylił głowę przed nim za jego odwagę, ale też sugerował, że Macierewicz błądzi. A to znak do wygaszenia szefa podkomisji.

Kolejni politycy Prawa i Sprawiedliwości publicznie już sygnalizują, że dziś najpewniej nie da się ze stuprocentową pewnością ustalić przyczyn katastrofy smoleńskiej. Macierewicz deklaruje, że te przyczyny poznał. - Nie wiem, kto zabił naszych przywódców, ale wiem, co ich zabiło - mówi w "Gazecie Polskiej" Macierewicz.

Były szef MON wie, że w konfrontacji z prokuraturą krajową, która prowadzi śledztwo ws. katastrofy, nie wygra. Oskarża więc śledczych o konszachty z Rosjanami. We wspomnianym wywiadzie chce wręcz narzucić prokuraturze wnioski. - Na mnie, jako przewodniczącym państwowej komisji badającej tę tragedię, spoczywa obowiązek nie tylko wykazania tego [co zabiło pasażerów TU-154M], lecz także oficjalnego, publicznego stwierdzenia prawdziwej przyczyny ich śmierci. W przeciwnym bowiem wypadku pozostałe organy państwa, nie mając jasnej diagnozy od instytucji do tego powołanej, mogą zostać wprowadzone w błąd i na przykład badać tę tragedię jak katastrofę komunikacyjną - stwierdził. A potem zarzucił jej brak współpracy z podkomisją. Wszystko to jednak już tylko słowa. Nic innego Macierewiczowi nie pozostało. Stracił już w polityce moc sprawczą.

Czekamy na Wasze opinie pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl

Antoni Macierewicz zaprezentował długo oczekiwany raport o katastrofie smoleńskiej

Więcej o: