Od kilku tygodni rząd obóz rządzący musi tłumaczyć się z nagród, przyznawanym ministrom i wiceministrom. Zaczęło się od ujawnionych za sprawą posła Krzysztofa Brejzy informacji, że w zeszłym roku członkowie rządu dostali w sumie 2 mln zł nagród.
Reakcje były różne. Premier Morawiecki zapowiedział, że skończy z przyznawaniem premii dla ministrów. Jednak na posiedzeniu Sejmu wicepremier Szydło broniła swojej decyzji o nagrodzeniu członków rządu. - Ministrowie i wiceministrowie otrzymywali nagrody za ciężką, uczciwą pracę i te pieniądze im się po prostu należały! - grzmiała w Sejmie.
Tymczasem na jaw wychodzą kolejne informacje. W zeszłym tygodniu "Fakt" podał, że Szydło zaczęła przyznawać premie już w 2016 rok. Dziennik zwracał uwagę, że premier zaczęła regularnie nagradzać ministrów kilka miesięcy po tym, jak upadł projekt ustawy o podwyżkach pensji ministrów.
Teraz poseł Brejza ujawnił kolejne szczegóły, które poznał w odpowiedzi na swoją interpelację. Szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk napisał w dokumencie, że w 2016 roku - a dokładnie w czterech ostatnich miesiącach - nagrody dostali wszyscy ministrowie. Wynosiło one w sumie od 8 do 33 tys. zł (nie wiadomo jednak, ile dostali poszczególni ministrowie).
Wiceministrowie dostali z kolei od 6 do 15 tys. zł nagród. Premier Szydło przyznała premię także sobie samej - nagroda wyniosła 15 tys. zł.
"Przyjęli sobie taki modus operandi. Gdyby nie ujawnienie tego w lutym b.r. - to wypłacaliby pseudonagrody do ostatniego dnia pracy" - skomentował Brejza.
Nagrody dla ministrów Beaty Szydło za 2017 rok Fot. Gazeta.pl