"Polska100" to projekt, w ramach którego jacht z polską załogą ma wyruszyć w dwuletni rejs po świecie z okazji 100. rocznicy odzyskania przez nasz kraj niepodległości. Żaglówka ma ruszyć w podróż w lipcu tego roku, brać udział w zawodach, promować Polskę w portach; na czele załogi stanie medalista Mateusz Kusznierewicz.
Strategicznym partnerem akcji jest Polska Fundacja Narodowa, która sfinansowała zakup jachtu, którego cena, jak ustaliła Gazeta.pl, waha się między 800 tys. a 1,2 mln euro (czyli około 5 mln zł). Z kolei "Gazeta Wyborcza" opisała, że cała akcja może pochłonąć nawet do 20 mln zł.
ZOBACZ TEŻ: Polska Fundacja Narodowa kupiła jacht. Rynkowa cena? 800 tys. do 1,2 mln. Nie złotych, euro
Kosztowny projekt nie wszystkim przypadł do gustu, swój sprzeciw wyraziła m.in. posłanka Prawa i Sprawiedliwości Krystyna Pawłowicz, która krytykowała "promocję polski na oceanach". Zasadność wydatków podnosiło się też wielu komentatorów, pojawił się też wątek, że jachtu nie kupiono od polskiego producenta. W związku z tymi zastrzeżeniami głos zabrał wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego, Piotr Gliński, który skomentował sprawę w rozmowie z portalem wPolityce.pl
- Prosiłbym o nieuczestniczenie w "polskim piekle". Biorę odpowiedzialność za ten projekt o charakterze patriotycznym, wychowawczym - mówił Gliński i dodał, że ten "projekt zjednoczył hejterów", ale mimo tego, zostanie zrealizowany.
Jak wyjaśniał, w Polsce nie są jeszcze produkowane najlepsze łodzie, a załoga jachtu chce wygrywać najważniejsze regaty, i to właśnie dlatego skorzystamy ze sprzętu zagranicznego.
ZOBACZ TEŻ: Pawłowicz o akcji PFN z jachtem za miliony. "Ryby i ptaki mają poznawać Polskę w czasie rejsu?"
Wicepremier komentował też tę sprawę na Facebooku, w bardzo podobnym tonie.
Po pierwsze, rejs na 100-lecie odzyskania Niepodległości nie kosztuje 20 mln, lecz 2 razy taniej (i to w ciągu 3 lat). A wyczynowy jacht (jakich nie produkuje się w Polsce) będzie po rejsie w dyspozycji Akademii Morskiej w Szczecinie
- napisał Gliński.
O ministrze kultury ostatnio jest głośno, głównie chodzi o finanse. Niedawno tygodnik "Przegląd" opisał, że zaledwie w rok po tym, jak podpisał on umowę na przekazanie Polsce dzieł i zbiorów z Fundacji Książąt Czartoryskich, Fundacja zgłosiła wniosek o likwidację ze względu na brak pieniędzy, choć dopiero co sprzedała swoje zbiory.
Mowa o niebagatelnej kwocie, ponieważ na konto fundacji wpłynęło 100 milionów euro, a Polska stała się właścicielem m.in. "Damy z gronostajem" Leonarda da Vinci. Problem w tym, że Fundacja przyznała się później, że pieniądze "nie wyparowały", a zostały po prostu... wyprowadzone do Liechtensteinu.
Zarówno o sprawie jachtu PFN, jak i fundacji Czartoryskich pisał dla Gazeta.pl Galopujący Major:
Gdyby PiS był partią antyelitarną, to zamiast wydawać pół miliarda złotych na elitarną arystokrację, po prostu uchwaliłby, że wybrane dzieła nie mogą opuszczać terenu Polski. No ale wtedy fundacja, w której zasiada brat ministra nie przytuliłaby 100 milionów euro