Bartłomiej Misiewicz był pytany o to, czy ma jeszcze kontakt ze swoim dawnym przełożonym. Jak mówił, miał jedynie sporadyczne okazje do kontaktowania się z Antonim Macierewiczem. - Dosłownie kilka razy rozmawialiśmy, ja jestem już poza polityką, wycofałem się z tej działalności - doprecyzował były rzecznik MON.
Misiewicz wyjaśniał też, że Macierewicz to człowiek "wyjątkowo zajęty". Wówczas padło pytanie ze strony prowadzącego, czy zdarzało się, by były szef MON dzwonił do niego z prośbą o poradę. - Pan minister jest na takim poziomie i szczeblu politycznym, że radzi sobie bez żadnych konsultacji, myślę, z kimkolwiek, świetnie - odpowiedział.
Jak wyznał Bartłomiej Misiewicz, żałuje, że nie skończył studiów wcześniej (przerwał prawo na UKSW), a dopiero teraz nadgania czas.
W tym roku będę bronił licencjatu w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Będę pisał o Szczycie NATO - wyjawił.
Dodał też, że "nie pomyślał", gdy wyszedł do klubu w Białymstoku (media obiegła wtedy informacja o jego imprezowaniu).
Na razie próbuję swoich sił. Jeśli ktoś kiedykolwiek zechce wykorzystać moją wiedzę, doświadczenie, a także do tego żebym mógł dalej pracować dla Polski, dla ojczyzny, to jestem do dyspozycji - zapewnił Bartłomiej Misiewicz.
Dodał, że wciąż przygląda się temu, co dzieje się w Polsce i "z politowaniem patrzy na hipokryzję totalnej opozycji".
Bartłomiej Misiewicz był jednym z najbliższych współpracowników byłego już ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Był witany z honorami podczas niektórych uroczystości z udziałem wojska. Generał Waldemar Skrzypczak mówił wprost o silnej pozycji Misiewicza; twierdził, że został zdymisjonowany za krytykę młodego pracownika Macierewicza.
Misiewicz pełnił w MON funkcję rzecznika prasowego, z ramienia szefa tego resortu wszedł również w skład rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Po fali krytyki zrezygnował z tej posady, by kilka miesięcy później objąć w PGZ stanowisko pełnomocnika zarządu ds. komunikacji.
Jego kariera na tym stanowisku także nie trwała długo - umowę z Misiewiczem wkrótce rozwiązano, a on sam został najpierw zawieszony w prawach członka PiS przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego, a później usunięty z partii decyzją specjalnie powołanej do tego komisji.