Wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin jest za podwyżkami dla członków rządu. Jak przyznał w rozmowie z Konradem Piaseckim w Radiu ZET, kiedy był w rządzie PO-PSL, pensja nie wystarczała na bieżące wydatki.
Wypowiedź została skrytykowana przez opozycję i dziennikarzy. Internauci zamieszczali wpisy oznaczone hasztagami "biedny Gowin" i "biedny jak Gowin". Wicepremier zdecydował się wówczas przeprosić za swoje słowa.
Przepraszam, tych którzy poczuli się dotknięci moją niefortunną wypowiedzią - zwłaszcza tych, którzy zmagają się z prawdziwym niedostatkiem. Moim zamiarem nie było uskarżanie się na własną sytuację, która bez wątpienia jest o wiele lepsza niż milionów Polaków
- napisał polityk na Twitterze. Jak wynika z oświadczenia majątkowego Jarosława Gowina za 2012 rok, pensja ministra sprawiedliwości wynosiła wówczas 14 tys. 520 zł brutto miesięcznie, czyli ok. 10 tys. zł "na rękę".
Wicepremier mówił w Radio ZET o premiach dla ministrów, którymi "łata się ich domowe budżety". - Musimy rozwiązać problem wynagrodzeń wiceministrów, zwłaszcza tych, którzy nie są posłami. Bo posłowie mają jeszcze diety, a jeżeli są spoza Warszawy, mają tu bezpłatne lokum. Wiceministrowie, którzy przyjeżdżają spoza Warszawy, po prostu biedują - mówił minister.
Według Gowina "wszelkie próby podejmowane w tej kadencji, przez inne rządy w poprzednich kadencjach zracjonalizowania systemu wynagrodzeń spotkały się z frontalnym uderzeniem medialnym".
Gowin odniósł się także do własnego przykładu z czasów, kiedy w latach 2011-2013 był ministrem sprawiedliwości w rządzie PO-PSL.
- Miałem wtedy trójkę dzieci na utrzymaniu, studiowały. I słowo honoru - czasami nie starczało do pierwszego. I teraz sytuacja, w której minister - minister sprawiedliwości odpowiada za budżet dziesięciomiliardowy, minister nauki za budżet dwudziestomiliardowy - zamiast skupiać się na sprawach państwa, zastanawia się, jak dożyć do pierwszego, to nie jest sytuacja zdrowa z punktu widzenia państwa - stwierdził.