RMF FM: Kierowca Dudy przyznał się do winy za kolizję. "Prezydent zareagował spokojnie"

Dziennikarze radia RMF FM ustalił, że kierowca limuzyny prezydenta zagapił się i dlatego najechał na separator oddzielający pasy ruchu od torowiska tramwajowego.

We wtorek po południu w Krakowie doszło do kolizji prezydenckiej limuzyny, którą jechał Andrzej Duda. Nikomu nic się nie stało, a prezydent przesiadł się do innego samochodu i kontynuował podróż. 

Kierowca miał przyznać się do winy i zeznać, że zagapił się, a w czasie jazdy rozpętała się gwałtowna burza śnieżna, która ograniczyła widoczność - podało radio RMF FM.

"Wydarzyło się to, co się wydarzyło"

W rozmowie z tą samą stacją rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński powiedział, że prezydent zareagował spokojnie. - Wydarzyło się to, co się wydarzyło, komunikat Służby Ochrony Państwa mówi, jaka sytuacja miała miejsce - stwierdził. Dodał, że sytuacja jest inna niż w przypadku wypadku Beaty Szydło czy Antoniego Macierewicza, bo nie doszło do zderzenia z innym samochodem. 

Nie można takiej sytuacji bagatelizować, ale ja się nie zapiszę do chóru tych specjalistów, którzy już 5 minut po tym zdarzeniu wiedzieli, co się stało, kto jest winny, itd.

- mówił Łapiński. - Zaprzeczam, że prezydent miał jakiś problem w poruszaniu się z limuzyną, bo nie prezydent prowadzi ten samochód - skwitował. 

Limuzyna z prezydentem Dudą najechała na separator

Służba Ochrony Państwa poinformowała w komunikacie, że po najechaniu na tzw. separator, "komputer pokładowy zaczął wskazywać obniżenie poziomu powietrza w przednim prawym kole". Następnie ze względów bezpieczeństwa podjęto decyzję o wykorzystaniu zastępczego samochodu, do którego przesiadł się prezydent Andrzej Duda i udał się w dalszą podróż do Bochni.

"Samochód, w którym została uszkodzona opona, samodzielnie dojechał do miejsca kontroli technicznej. Poziom bezpieczeństwa osób ochranianych nie został obniżony oraz program wizyty nie uległ zmianie" - zapewniło SOP w komunikacie.

Więcej o: