Zapytaliśmy dziennikarkę "Tygodnika Powszechnego", która na co dzień mieszka w Tel-Awiwie, jak z perspektywy Izraelczyków wygląda konflikt polsko-izraelski. Karolina Przewrocka-Aderet w rozmowie z Gazeta.pl opowiada, z jakimi reakcjami odnośnie nowelizacji ustawy o IPN spotkała się w Izraelu. W "Tygodniku Powszechnym" możecie też przeczytać jej najnowszy tekst na ten temat.
Gazeta.pl: Dlaczego teraz wybuchł kryzys między Polską a Izraelem?
Karolina Przewrocka-Aderet: Nowelizacja ustawy o IPN była dyskutowana w przeddzień dnia pamięci o ofiarach Holokaustu. Izraelczyków bardzo poruszyło to, że polski rząd proceduje takie prawo własnie w takim momencie. Oliwy do ognia dolał też tweet Yaira Lapida, który napisał, że „były polskie obozy śmierci i nic tego nie zmieni”. I lawina ruszyła. Dodatkowe oburzenie wzbudziła też reakcja polskiej ambasady: napisano, że reakcja Lapida pokazuje, jak bardzo edukacja o Holokauście jest potrzebna, również w Izraelu. To ludzi strasznie oburzyło.
Gazeta.pl: Dlaczego?
Karolina Przewrocka-Aderet: Bo dotyka najdrażliwszej sprawy: emocji i historii rodzinnych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie, które są obecne w wielu izraelskich rodzinach. Jeśli chodzi o Holokaust i historię, Izraelczycy są pod tym względem tacy jak my - bardzo wrażliwi. Do tego podobnie jak w Polsce, wątki historyczne są wykorzystywane w celach politycznych. Jeśli polityk chce wygrać jakąś dyskusję, zazwyczaj sięga do tematu Holokaustu.
Gazeta.pl: Wracając do ustawy, co wzbudziło obawy wśród Izraelczyków?
Karolina Przewrocka-Aderet: W izraelskich mediach pojawiła się informacja, że Polska będzie karała nie tylko za „polskie obozy śmierci”, ale też za opublikowane lub opowiedziane publicznie wspomnienia rodzin, w których negatywnie odnoszą się do Polaków. Prawnicy, z którymi rozmawiałam, powiedzieli, że ta ustawa jest napisana na tyle ogólnie, że faktycznie może wzbudzać takie zastrzeżenia. Sama spotykam się ze starszymi ludźmi, którzy takie historie opowiadają. Nie wyobrażam sobie, że musiałabym je przemilczeć - to są w końcu opowieści świadków historii. To też sprawiło, że izraelskie media zareagowały wręcz histerycznie.
Gazeta.pl: Z czego jeszcze wynikała ta reakcja?
Karolina Przewrocka-Aderet: Przelała się czara goryczy, bo między Polakami a Izraelczykami istnieje cała masa emocji. Nie chodzi o współczesnych Polaków, ale o wcześniejsze doświadczenia. O historie rodzin, które w czasie wojny doświadczyły obojętności, nieuczciwości czy wrogości ze strony Polaków - przecież nie wszyscy spotykali na swojej drodze Sprawiedliwych. O przypadki tych, którzy wobec rosnącego przed wojną antysemityzmu emigrowali do Palestyny. Tych, którzy z tego powodu musieli wyjechać w latach pięćdziesiątych lub w 1968 roku. Ci ostatni to zresztą osoby, które dorastały w Polsce, które się tu urodziły, dla których nasz kraj był pierwszą ojczyzną. Wydaje mi się, ze zabrakło w ostatnich latach wydarzenia czy gestu ze strony polskich polityków, który przekazałby Izraelczykom: „Byli wśród nas i tacy, którzy was skrzywdzili, za co przepraszamy. Niektórzy z nas również czują się przez was pokrzywdzeni. Usiądźmy i o tym otwarcie porozmawiajmy”.
W całej tej debacie chodzi więc o emocje, a nie o „polskie obozy śmierci”. Bo każdy w Izraelu wie, że „polskie obozy koncentracyjne” to kłamstwo - nawet jeśli dla przekory wobec obecnych newsów twittuje coś odwrotnego. Wiem, że za tą ustawą stoją dobre intencje, że chcemy walczyć z krzywdzącymi określeniami. Pytanie tylko, czy trzeba to robić grożąc ludziom więzieniem - i czy to wizerunkowo wychodzi nam na dobre.
Gazeta.pl: Jak stosunki polsko-izraelskie wyglądały w ostatnich latach?
Karolina Przewrocka-Aderet: W ostatnich latach w izraelskich mediach pojawiały się różne informacje: od tych pełnych zachwytu nad turystyką, krajobrazami i jedzeniem - i jego cenami - w Polsce, oraz takie wypowiedzi jak chociażby minister Zalewskiej poddającej w wątpliwość szczegóły pogromu kieleckiego. W prasie i mediach społecznościowych reagowano emocjonalnie i przekornie, pytając wyzywająco: moja babcia zginęła w Kielcach - Polsko, powiedz mi, że moja rodzina kłamie! Brak zaufania wzbudziły również informacje o tym, że w Polsce mówi się teraz wyłącznie o Sprawiedliwych, tymczasem Izraelczycy twierdzą, że to jest tylko część naszej wspólnej historii. Poczuli, że Polacy nie chcą szczerze rozmawiać o przeszłości. A - zaznaczmy to - Izraelczycy są do nas bardzo podobni. Wszyscy mamy tę samą wrażliwość, tylko chodzi o to, żeby umieć postawić się po tej drugiej stronie. Zrozumieć siebie nawzajem.
Gazeta.pl: W izraelskich mediach pojawiają się też opinie, że polskie przepisy są mało konkretne.
Karolina Przewrocka-Aderet: Faktycznie, artykuł 55a i b budzi taką ich wątpliwość. Pytają, czy jeśli np. napiszesz, że Polacy mordowali w Jedwabnem, to jest to już oskarżenie całego narodu, czy tylko niektórych Polaków? I ile mogą powiedzieć publicznie, żeby nie narazić się na problemy? Poza tym, większość w ogóle nie dopuszcza myśli, że prawo jakiegoś innego kraju mogłoby zabronić im wypowiedzi - zwłaszcza w temacie Holokaustu - traktując je jako zamach na wolność słowa.
Gazeta.pl: W Polsce niektórzy komentatorzy nazywają rządzącą w Izraelu partię Likud „izraelskim PiS-em”. Czy to, że w Polsce i Izraelu u władzy są nacjonalistyczno-konserwatywne partie mogło mieć wpływ na ten kryzys?
Karolina Przewrocka-Aderet: Przez ostatnie lata rządy naszych krajów bardzo dobrze się ze sobą dogadują, można też powiedzieć, że współpraca kwitnie, co z pewnością jest dla obu stron dobre. W Izraelu dzieją się rzeczy, które część z nas może uznać za dobrze sobie znane: rząd próbuje przywłaszczyć sobie media, mieć wpływ na sądownictwo, walczy z NGO-sami, określając je mianem „lewackich” i „antysemickich”. Ogromnym tematem jest również wpływ partii ultrareligijnych na kształt kraju.
Polacy mają wiele wspólnego z Izraelczykami, nawet o tym nie wiedząc. Jesteśmy tak samo przewrażliwieni na swoim punkcie i przykładamy ogromną wagę do tego, co mówi się o nas na świecie. Przede wszystkim też mamy wspólną historię. Musimy o niej otwarcie rozmawiać