Przed wyborami Szydło mówiła, że dogadała się z Kaczyńskim. Dziś widać, jak bardzo się myliła

Dwa i pół roku temu Beata Szydło była pewna, że nie czeka jej los Kazimierza Marcinkiewicza. Przekonywała, że dogadała się z Jarosławem Kaczyńskim i jeśli PiS wygra wybory, będzie pełniła funkcję premiera przez całą kadencję.

Formalnie, do czasu powołania nowego rządu, Beata Szydło nadal sprawuje funkcję prezesa rady ministrów. Ale faktycznie Szydło zeszła na drugi plan już w chwili dymisji złożonej przed komitetem politycznym PiS. W mediach społecznościowych przypomniano natomiast jej wypowiedź z lipca 2015 roku, a więc z najgorętszego okresu kampanii wyborczej. W listopadzie Szydło została premierem.

- Liderem Zjednoczonej Prawicy, liderem Prawa i Sprawiedliwości jest Jarosław Kaczyński, tu się nic nie zmienia. Idziemy do wyborów pod przywództwem pana premiera Jarosława Kaczyńskiego, natomiast taka była decyzja kierownictwa partii, że to ja będę kandydatem, po ewentualnych wygranych [wyborach - red.], bo cały czas podkreślam - długa droga przed nami, trzeba najpierw wygrać wybory, żeby pełnić funkcję premiera - mówiła Szydło w "Faktach po Faktach" TVN24

A jak po pewnym czasie Jarosław Kaczyński powie, że to on będzie teraz premierem? - zapytał prowadzący program. - Jesteśmy dogadani. Jesteśmy dogadani na całą kadencję - odpowiedziała uśmiechnięta Szydło.

Najpierw bronili Beaty Szydło, chwilę później ją zwolnili

Premier Beata Szydło złożyła rezygnację w czwartek podczas posiedzenia Komitetu Politycznego PiS. Rezygnacja została przyjęta, o czym poinformowała rzeczniczka partii Beata Mazurek. Jednocześnie Komitet wysunął kandydaturę Mateusza Morawieckiego na nowego szefa rządu.

Przypomnijmy, że kilka godzin wcześniej posłowie PiS bronili Beaty Szydło podczas głosowania nad konstruktywnym wotum nieufności, o które wnioskowała PO. Informacja wzbudziła spore kontrowersje. Część komentatorów uznała, że "żaden premier nie stracił urzędu tak niegodnie".

Więcej o: