"Wiadomości" TVP przez prawie cztery minuty tłumaczyły, co należy myśleć o Marszu Niepodległości

Rasiści na Marszu Niepodległości to margines, szkalują go nieszanujące Polaków elity, a w Niemczech jest gorzej - tak mniej więcej można podsumować linię obrony manifestacji w "Wiadomościach" TVP.

W Polsce i za granicą nie milkną echa Marszu Niepodległości, szczególnie pojawiających się tam rasistowskich i nacjonalistycznych haseł i symboli. Od nacjonalizmu i rasizmu odwrócili się już zarówno politycy rządu, jak i prezydent. Zaś "Wiadomości" TVP w blisko 4-minutowym materiale wzięły Marsz Niepodległości w obronę w materiale "Szkalują patriotów, gardzą Polakami".

"Wiadomości" o "manifestacji polskości"

Reporter na początku materiału nazywał marsz, organizowany przez skrajną prawicę, na którym pojawiają się rasistowskie hasła, "największą na świecie manifestacją polskości". Po tym pokazano fragment wypowiedzi wicenaczelnego „Gazety Wyborczej” Piotra Stasińskiego w TVN24, w której ten cytował wulgarne słowa, które usłyszały protestujące kobiety od uczestników marszu. Marcin Tulicki mówił o "zachowaniu dziennikarza" tak, jakby problemem było cytowanie wulgaryzmów, a nie sam fakt, że takie słowa padły wobec protestujących kobiet. Co więcej, na nagraniach widać, że były one przez niektórych maszerujących szarpane.

Po tym Tulicki stwierdził, że "skrajne emocje wywołał ten transparent", pokazując zdjęcie banera z neonazistowskim krzyżem celtyckim i rasistowskim hasłem "biała Europa". To może sugerować widzowi, że - jak chcą obrońcy marszu - problemem był "margines", czy wręcz jeden konkretny transparent. Słowo "margines" padło nawet wprost w materiale. 

Tyle, że nawet wpis dziennikarza Jacka Nizinkiewicza - z którego pochodzi pokazany przez "Wiadomości" obrazek - zawierał więcej niż jeden przykład. Zaś na zdjęciach i relacjach dziennikarzy z manifestacji było o wiele więcej rasistowskich i nacjonalistycznych haseł. 

Błędy i manipulacje

Dalej - idąc za wypowiedzią premiera Mateusza Morawieckiego - reporter "Wiadomości" pokazał przykład rzekomego "deprecjonowania" marszu. Zacytowano nagłówek brytyjskiego "The Independenta", który mówił o "faszystach, którzy zorganizują największy na świecie marsz prawicy w Warszawie".

Po pierwsze - tytuł jest źle przetłumaczony. Brzmi on "Fascists to stage 'world's biggest' far-right march", co oznacza "faszyści mają zorganizować największy marsz...", a nie - jak przetłumaczyły to "Wiadomości" (i Google Translator) - "faszyści na scenie marszu...". Tytuł wskazywał na faszystów jako organizatorów, a nie wszystkich uczestników demonstracji.

Po drugie - o ironio - błędne tłumaczenie "Wiadomości" jest... zgodne z rzeczywistością. Ponieważ na scenie marszu w centrum Warszawy przemawiał Roberto Fiore, lider neofaszystowskiego ruchu Forza Nuova (czym marsz pochwalił się na Twitterze).

Po trzecie - "Wiadomości" zwracają uwagę, że właścicielem "Independenta" jest rosyjski oligarcha. To może sugerować, że "szkalowanie patriotów" jest wrogą akcją. Jednak - jak Tulicki wspomina, jednak bez szczegółów - wiele zagranicznych mediów informowało o marszu, pisząc o skrajnej prawicy i rasistowskich symbolach. Jeden z najmocniejszych nagłówków miał prawicowi tabloid "Daily Mail", o marszu pisał też np. raczej konserwatywny "The Wall Street Journal".

"A u was Murzynów biją!"

"Wiadomości" w materiale cytują przedstawicieli Marszu Niepodległości, komunikat MSZ, Morawieckiego, publicystę "Sieci", ale dla programu nie wypowiada się nikt z opozycji czy krytyków demonstracji. Widzowie nie usłyszą więc pytań o to, jak to się dzieje, że rzekomi "patrioci" uczestniczący w Marszu od lat wspierają swoją obecnością i tolerują nie tylko głośne akty chuligaństwa i zamieszki, ale także występy europejskich działaczy skrajnej prawicy wprost przyznających się do faszyzmu? Czemu idą tam, gdzie są rasistowskie symbole i okrzyki, wezwania do przemocy, za które to odpowiada, jak przypominają krytycy, nie żaden margines, ale sami organizatorzy i ich środowisko.

Obrońcom Marszu zadania nie ułatwił sam rzecznik Młodzieży Wszechpolskiej, który wprost przyznał się do entuzjazmu wobec "rasowego separatyzmu" i stwierdził, że niebiałe osoby nie mogą być Polakami, jednak "Wiadomości" przemilczały i tę wypowiedź.

W programie TVP zacytowany został za to zupełnie niezwiązany z marszem wpis Marcina Mellera oraz wyrwane z kontekstu zdania z "Gazety Wyborczej". Przypominano - znów niezwiązane z marszem - wypowiedzi Janusza Rudnickiego, Jerzego Stuhra czy happening Kuby Wojewódzkiego. Te przykłady miały udowodnić tezę o "pogardzie elit III RP dla Polaków". 

Dalej Tulicki mówił, że "tak zwane elity" nie krytykowały zamieszek skrajnej lewicy w Hamburgu czy nazistowskiego okrzyku na meczu niemieckiej reprezentacji. Wreszcie dziennikarz zarzucał, że na zachodzie Europy "manifestowanie swoich poglądów na ulicach przejęli imigranci".

To nie przypadkowe porównania, lecz zabieg (sofizmat), który można określić jako "whataboutism" (z ang. "a co w kwestii...") lub "a u was Murzynów biją!". Te techniki, wywodzące się z m.in. z propagandy ZSRR, polegają na tym, że zamiast skupiać się na danym problemie dyskutant stara się odwrócić od niego uwagę przez zwrócenie uwagi na inną, niezwiązaną z nim kwestię.

W tym wypadku komentarze aktorów czy zamieszki w Hamburgu nie mają nic wspólnego i nie usprawiedliwiają rasistowskich haseł, ale odwracają od nich uwagę. "Rasiści w Warszawie? A u was anarchiści demolują miasto!" - mógłby podsumować widz "Wiadomości".

Więcej o: