Najbrutalniejsza wojna Macierewicza z Dudą. Wszystko przez legendę tego "świętego Graala"

Jacek Gądek
Ta wojna Antoniego Macierewicza z Andrzejem Dudą jest najbrutalniejsza w słowach. Padł w niej zarzut, że prezydent wręcz broni mafii. Orężem jest tajny Aneks z likwidacji WSI. Tym "świętym Graalem" Macierewicza bije w Dudę w mediach, zamiast zająć się pisaniem nowelizacji ustawy.

Aneks leży w sejfie u prezydenta Andrzeja Dudy, a on sam i jego kancelaria publicznie nawet nie potwierdzają, czy głowa państwa w ciągu dwóch ostatnich lat zerknęła na ów "święty Graal" Macierewicza.

Właśnie tak, już od lat, bywa nazywany ten dokument, który liczy ponad 800 stron. Wojna o stertę papieru toczy się od momentu jej wydrukowania przez Macierewicza. Dziś temat znów wypływa i jest orężem Macierewicza w walce z Dudą o nominacje generalskie i reformę armii.

Historia w skrócie

Ale od początku, bo w dziejach Polski mało jest tak pasjonujących politycznych historii.

Jest rok 2006. Prawo i Sprawiedliwość na spółkę z Platformą uchwaliły ustawę o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych - służby specjalnej, obwinianej o to, że była "filią GRU" i źródłem gigantycznych afer w III RP jak np. FOZZ (nazywanej "matką wszystkich afer"). Bronisław Komorowski był wtedy jedynym posłem PO, który głosował na "nie". PiS-owcy do grobowej deski będą mu to wypominać i nazywać "Komoruskim".

SŁAWOMIR KAMIŃSKI

Za likwidację WSI zabrał się Antoni Macierewicz. Zadanie powierzył mu Lech Kaczyński. Powód? Antoni jest "odporny na wdzięki przeuroczych oficerów WSI i nigdy nie ulega żadnym naciskom" (to cytat z L. Kaczyńskiego). Macierewicz z grupą wiernych współpracowników stworzył najpierw Raport, a potem także uzupełnienie do niego nazywane Aneksem. Szykował się do pisania kolejnych aneksów: o WSI w mediach i walce WSI z Kościołem. Archiwa WSI miały się stać niewyczerpaną kopalnią.

Tezy Raportu oczywiście potwierdzały, że WSI to prorosyjska mafia w polskich mundurach, ale był to dokument niespodziewanie skromny. W lutym 2007 r. - mimo obiekcji, poprawek i wykreślania niektórych nazwisk - prezydent Kaczyński opublikował Raport: 374 strony z podpisem Macierewicza. Efektem była fala pozwów, przeprosin oraz odszkodowania idące w miliony dla osób wymienionych w dokumencie. Ale Antoni i tak triumfował.

Na tym nie koniec. Pod okiem Macierewicza powstał następnie wspomniany już Aneks, który od 10 lat obrasta legendą "świętego Graala" Macierewicza. Publicznie wiadomo o nim tyle, że bije w polityków dzisiejszej opozycji, a zwłaszcza w Bronisława Komorowskiego i pokazuje, jak WSI przeżarły gospodarkę. Czas PiS jednak się kończył...

Moment przesilenia

Październik i listopad 2007 r., to był moment politycznej gorączki: rząd Jarosława Kaczyńskiego dogorywał, finał kampanii, przyspieszone wybory, kolejki do urn wyborczych i wygrana PO nad PiS. Przełom. Tuż przed momentem przesilenia Macierewicz postawił kropkę w Aneksie i wysłał tę zadrukowaną stertę papieru na biurko prezydenta Lecha Kaczyńskiego, premiera Jarosława Kaczyńskiego i  wicepremierów: Zyty Gilowskiej (zmarła w 2016 r.) oraz Przemysława Gosiewskiego (zginął w Smoleńsku).

Gdyby Lech Kaczyński nosił się z zamiarem publikacji Aneksu, to powinien - taki był wymóg ustawy - wysłać go do marszałka Sejmu (Ludwika Dorna) i Senatu (Bogdana Borusewicza). Ale tego nie zrobił, więc grono wtajemniczonych w Aneks było jeszcze węższe.

W rozmowie z Gazeta.pl Borusewicz zapewnia, że Aneks nie trafił na jego biurko. Dorn też nie dostał Aneksu - potwierdza to w rozmowie z Gazeta.pl. - Lech Kaczyński podjął decyzję, że nie publikuje Aneksu, więc mi go nie wysłał - podkreśla były marszałek Sejmu. Obaj byli wówczas już "kulawymi kaczkami" ("kulawymi marszałkami"), bo żegnali się ze stanowiskami.

Lech Kaczyński mówi "nie"

Z Pałacu Prezydenckiego popłynął do marszałków jedynie komunikat: Aneks to publicystyka, której Lech nie opublikuje.

Lech Kaczyński mówił wprost w wywiadach, że "niektóre zastosowane tam sposoby wnioskowania nie znajdują jego akceptacji". - Na przykład obecność osoby Y na przyjęciu organizowanym przez X ma wskazywać na związki X z Y. Moim zdaniem, biorąc pod uwagę, jak wyglądały kontakty towarzyskie w pewnych sferach, to nie jest dowód na nic - mówi w książce "Ostatnia Rozmowa" na krótko przed swoją śmiercią. A 10 lat temu jeszcze ostrzej: - Macierewicz czasami formułuje tezy zbyt daleko idące w stosunku do faktów, którymi dysponuje. Mówię mu to w twarz, więc mogę powtórzyć publicznie.

Tu dwie ważne rzeczy, które skutkują do dziś.

Pierwsza: Jarosław Kaczyński nie miał nawet czasu na przestudiowanie Aneksu - w przeciwieństwie do swojego brata, Lecha.

Druga: 10 lat temu do Trybunału Konstytucyjnego posłowie opozycji zaskarżyli ustawę, która była podstawą operacji "likwidacji WSI". Sędziowie zajęli się nią szybko, ale ich orzeczenie de facto trafiło do kosza, bo ustawy nie poprawiono aż do dziś. Teraz odbija się to PiS-owi czkawką. Ale szerzej o tym nieco później.

Gorączka listopadowych nocy

Wróćmy do coraz bardziej burzliwego losu Aneksu, bo ten nabierał rozpędu.

21 października 2007 r. PiS przegrało przyspieszone wybory, Donald Tusk zaczął odliczać dni do przejęcia kancelarii premiera. 5 listopada 2007 r. Kaczyński podał swój rząd do dymisji, ale obowiązki nadal pełnił. Cały rząd był już zatem "kulawy".

Jednak tuż przed przekazaniem władzy Tuskowi wszystkie kopie Aneksu premier Kaczyński ekspresowo odesłał do Pałacu Prezydenckiego. Raptem kilkanaście dni leżały one w jego kancelarii tajnej. Potem Jarosław zarządził "ewakuację" Aneksu na biurko brata.

W ten sposób PiS sprzątnęło Tuskowi Aneks sprzed nosa. Był on już poza zasięgiem Platformy. Do czasu.

"Ewakuacja" akt

Nie koniec na tym. Macierewicz trzymał w garści nie tylko Aneks, ale także wszystkie materiały, na podstawie których go stworzono. Dlaczego? Bo łączył dwie funkcje: szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego (powstałej na gruzach WSI) i szefa komisji weryfikacyjnej WSI. Dopiero w ostatnich dniach rządów zdymisjonowanego już gabinetu Jarosława Kaczyńskiego, tekę szefa komisji oddał bliskiemu doradcy prezydenta Lecha Kaczyńskiego: Janowi Olszewskiemu. Notabene: Olszewski dziś popiera ujawnienie Aneksu, bo według niego ma wartość... historyczną.

Olszewski, gdy tylko wszedł w buty Macierewicza, zarządził "ewakuację" tajnych akt WSI do podlegającego prezydentowi BBN. W ten sposób obóz PiS w kilka dni sprzątnął Platformie najpierw Aneks, a potem akta WSI (te tylko na krótko). Akta wywożono przez trzy dni (między 13 a 17 listopada 2007 r.). Donald Tusk, przed którym zwijano papiery, został premierem 16 listopada. To nie przypadek.

Aneks do dziś jest najściślejszą tajemnicą. Spośród polityków PO zapoznał się z nim -póki co - tylko prezydent Bronisław Komorowski, bo po katastrofie smoleńskiej stał się p.o., a potem pełnoprawną głową państwa i miał do tego prawo. Ale zamknął ten legendarny dokument - tak jak wcześniej Lech Kaczyński - powtórnie w sejfie. Komorowski jest święcie przekonany, że Aneks miał uderzyć właśnie w niego. Na pięć lat wszyscy mogli zapomnieć o jego ujawnieniu.

Legenda trzymanego w sejfie "świętego Graala" jednak dopadła Komorowskiego. Stało się to w kampanii 2015 r., kiedy wrócił (a to w publikacjach w mediach, a to w książkach) wątek jego rzekomego umoczenia w mafijne WSI. Przed budynek TVN, gdzie debatował z Andrzejem Dudą, ludzie przychodzi z książkami Wojciecha Sumlińskiego "Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego" i krzyczeli: "Komorowski WSI!", "Komoruski!". Nie chcieli autografów, ale upokorzenia bohatera książki.

SŁAWOMIR KAMIŃSKI

Tak robili najtwardsi PiS-owcy. Reszta wiedziała - tak jak Lech Kaczyński - że prawda nie jest czarno-biała.

Jak w filmach szpiegowskich

Inaczej sprawa się miała z materiałem źródłowym (aktami WSI), który służył Macierewiczowi do pisania Aneksu. To historia jak z filmów szpiegowskich i political fiction. Dlaczego?

Gdy w 2007 r. rząd PiS był już "kulawy", Macierewicz na moment przesiadł się z fotela szefa SKW na fotel wiceministra obrony w rządzie Kaczyńskiego. Macierewicza wybrano na posła nowej kadencji, a nie mógł łączyć mandatu posła i szefować SKW.

Dzięki temu na kolejne pojedyncze dni przedłużył swoją kontrolę nad SKW. W SKW na nieco dłużej pozostał jednak jeden z najwierniejszych druhów Antoniego: Piotr Bączek - to m.in. z nim Macierewicz likwidował WSI i pisał Aneks. Nazwisko Bączka warto zapamiętać. Platforma, gdy tylko odbiła SKW, to zaraz odstrzeliła Bączka ze Służby, w której kierował komórką analizującą informacje wywiadowcze i kontrwywiadowcze.

Piotr Bączek i Antoni Macierewicz współpracują od lat. Na zdjęciu: podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka w 2008 r.Piotr Bączek i Antoni Macierewicz współpracują od lat. Na zdjęciu: podczas posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka w 2008 r. JERZY DUDEK

Cóż jednak z tego, że PO miała już w rękach SKW, skoro po aktach WSI nie było tam śladu (te pospiesznie "ewakuowano" do prezydenckiego BBN)?

Służba specjalna kontrolowana przez Platformę odzyskała je dopiero pół roku później. 30 czerwca 2008 r. komisja weryfikacyjna (najpierw Macierewicza, a potem Olszewskiego) z mocy prawa zakończyła działalność. Lech Kaczyński chciał wydłużyć jej mandat, ale dla polityków PO byłoby to kręcenie bata na siebie. Komisja przeszła do historii.

Dzień później (1 lipca) funkcjonariusze SKW, którą kierował nominat PO, weszli do prezydenckiego BBN, zapakowali akta WSI do furgonów i wywieźli. Według Olszewskiego były to "gangsterskie działania", ale on mógł już tylko gardłować. Macierewicz zapewniał, że "podobno nastąpiła niespodziewana zmiana" oficerów BOR strzegących BBN na takich, którzy nie będą robić problemu z wywózką akt. Do dziś nie ma jednak żadnej pewności, czy wszystkie papiery i ich kopie zostały zwrócone.

Jak jest dziś?

Teraz sytuacja ma się tak, że Aneks jest w sejfie Andrzeja Dudy. Oficjalnie tylko tam.

Z kolei akta WSI są w rękach Piotra Bączka, szefa SKW. De facto Bączek jest głosem i piórem Macierewicza. Co Bączek więc robi ws. Aneksu? Domaga się od Andrzeja Dudy ujawnienia Aneksu albo zwrócenia go do SKW. Macierewicz mówi to samo.

Te obcesowe żądania wobec Dudy stały się po 10 latach od powstania Aneksu orężem w walce Macierewicza z prezydentem o nominacje generalskie i kształt reformy Sił Zbrojnych RP. Zadanie zreformowania armii dał Macierewiczowi Jarosław Kaczyński, ale MON nie jest w stanie porozumieć się z Dudą co do tego, jak ma wyglądać nowa struktura dowództwa wojska. Macierewicz chce zupełnie pozbawić prezydenta władztwa nad armią i mieć swoich generałów, ale Duda stawia weto. Klincz trwa, a Macierewicz motywuje prezydenta do uległości, pałując go swoim "świętym Graalem" (Aneksem).

Wojna o ujawnienie Aneksu

Konflikt Andrzeja Dudy i Antoniego Macierewicza wokół wojska wybuchł na początku tego roku. Zbiegło się to z odkurzeniem sprawy Aneksu. Teraz każdy miesiąc to nowa odsłona starcia.

Sam Macierewicz traktuje Dudę jak młokosa i harcerzyka, który chciałby się mościć w armii. I to mimo że prezydent jest konstytucyjnym zwierzchnikiem Sił Zbrojnych RP. Presję na Dudę, by ten ujawnił Aneks, wywierał już w 2015 r., gdy Duda ledwo się wprowadził do Pałacu Prezydenckiego, a PiS odliczało dni do zwycięskich wyborów. Wówczas Macierewicz zapewniał, że gdy tylko PiS przejmie władzę, to prezydent ujawni Aneks. Duda nic nie wiedział o takim planie. Temat wybuchł na kilka dni, a potem przycichł na długie miesiące.

Wrócił na początku tego roku, gdy między Dudą a Macierewiczem wybuchła otwarta wojna o armię.

Czy Duda staje w obronie mafii?

W kwietniu, utyskując na tajność Aneksu, Macierewicz wypalił w TVP: - Na pewno byłoby nam dużo prościej, gdyby wreszcie zostały ujawnione materiały z Aneksu (...), bo tam jest opisana bardzo dokładnie geneza struktur mafijnych w Polsce, a także ich zakorzenienie w Ludowym Wojsku Polskim, ale także wśród generałów, którzy byli w służbie po roku 1989. Być może są problemy prawne, ale warto pomyśleć nad sposobem ich uszanowania, rozwiązania, bo ta wiedza jest dla bezpieczeństwa państwa polskiego po prostu niezbędna.

Teraz szef MON mówi w "Do Rzeczy": - Trudno zrozumieć, dlaczego pan prezydent utrudnia działania służbom.

Cytaty przydługie, ale istotne. Gardłowanie Macierewicza ws. Aneksu w mediach zbiegło się bowiem z niejawnymi działaniami jego zausznika. Szef SKW Piotr Bączek słał bowiem pisma do Andrzeja Dudy z żądaniem: skoro nie chcesz ujawnić Aneksu, to go oddaj.

Pismo Bączka i szeroki opis rzekomego skandalu z bezprawnym przetrzymywaniem Aneksu przez Dudę wypłynął w "Gazecie Polskiej". Ten tygodnik to głos Macierewicza. Widać więc zmasowaną presję (zakulisową, formalną i medialną) szefa MON na prezydenta ws. Aneksu.

Rzecznik prezydenta Krzysztof Łapiński odparował w mediach: - Szef SKW powinien się miarkować.

Po pomoc do Jarosława Kaczyńskiego

Andrzej Duda, póki co, trzyma "świętego Graala" w sejfie. Aby odeprzeć atak Macierewicza i jego akolitów z SKW i "GP" poprosił o pomoc Jarosława Kaczyńskiego.

Efektem jest wspólne stanowisko prezydenta i prezesa. - Ja należę do nielicznych ludzi, którzy czytali Aneks. Naprawdę lepiej będzie, jeśli nie zostanie opublikowany - stwierdził Jarosław Kaczyński na spotkaniu z Klubami "GP". To tak, jakby dać "Gazecie Polskiej" i Macierewiczowi w gębę. I pal licho, że przed laty Kaczyński mówił, że nie miał nawet czasu na przeczytanie Aneksu.

Prawda jest taka, że prezes PiS opiera się na opinii swojego brata, a śp. prezydent miał Aneks za publicystykę. Gdyby teraz zażądał publikacji Aneksu, to zaprzeczyłby słowom Lecha zbyt wprost.

Macierewicz nie może bić bezpośrednio w prezesa PiS, choć i jego - na spółkę z bratem - mógłby teraz oskarżyć o obronę mafii. Nieoficjalnym głosem szefa MON jest jednak publicysta Aleksander Ścios (w mediach identyfikowany jako Mariusz Marasek - druh Macierewicza i późniejszy szef Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO). Ścios okłada Dudę jako sługusa SB i WSI. Jarosława Kaczyńskiego też nie oszczędza, wytykając mu chwiejność i kłamstwo ws. znajomości Aneksu.

Macierewicz idzie swoją drogą

Macierewicza nie interesują ani słowa Jarosława, ani tym bardziej Lecha. Dalej niewzruszony głośno mówi o konieczności ujawnienia Aneksu. Co jednak sam robi, żeby to umożliwić? Nic.

Dziś nie istnieje nawet możliwość zgodnego z prawem opublikowania Aneksu. To skutek wspomnianego już wyroku TK z 2008 r. Wówczas to Trybunał jasno stwierdził, że w ustawie o likwidacji WSI zbrakło gwarancje dostępu do akt dla osób wymienionych w Raporcie i Aneksie. A także - orzekł TK - niekonstytucyjny był brak sądowej kontroli decyzji o podaniu do publicznej wiadomości nazwisk tych osób. W Aneksie tymczasem - jeśli wierzyć przeciekom i samemu Macierewiczowi - roić się od nazwisk, zwłaszcza znanych i bogatych Polaków.

Rozwiązaniem mogłoby być zamazanie nazwisk, ale wtedy Aneks miałby groteskową formę. Nazwiska byłyby z kolei odkrywane w długim serialu publikacji w "Gazecie Polskiej".

Innym rozwiązaniem - dużo trudniejszym - byłoby znowelizowanie ustawy o likwidacji WSI (z 2006 r.) i częściowe napisanie Aneksu od nowa. Ale to dużo pracy, która miałaby zdeformować "święty Graal" Macierewicza. A ten przecież jest święty, więc pisanie go od nowa byłoby świętokradztwem.

Ale jest i inna opcja: SKW przejęła rolę zlikwidowanej w 2008 r. komisji weryfikacyjnej. Formalnie nie ma dziś przeszkód, aby ludzie Macierewicza znaleźli pretekst i zaczęli pisać nowe aneks.

Macierewicz nie chce pisać noweli

Sam Macierewicz dostrzega pewną przeszkodę w nieco zapomnianym wyroku TK sprzed 9 lat. O słowach Lech Kaczyńskiego woli już nie pamiętać, choć śp. prezydent o "publicystyce" Aneksu mówił mu osobiście. Macierewicz doskonale wie, że przekręca intencje Lecha Kaczyńskiego.

Czego nie chce zrobić Macierewicz, zaczął robić minister obrony w rządzie... Platformy. W 2012 r. z inicjatywy MON stworzono założenia do projektu ustawy, która wcielałaby w życie wyrok TK, a to dawało szansę na stworzenie podstawy prawnej do publikacji Aneksu. Opinie prawników byłyby tu oczywiście różne, ale byłby to z pewnością krok w kierunku publikacji Aneksu lege artis.

Prawnicy prezydenta nie mają jednak wątpliwości. Dlaczego? Kilka miesięcy temu pytałem Kancelarię Prezydenta o Aneks. Powołała się na wyrok TK sprzed 9 lat wskazując, że "dotychczasowe przepisy nie zawierające wymaganych gwarancji konstytucyjnych". A zatem - kontynuowała kancelaria za TK - "do czasu uzupełnienia przez ustawodawcę ustawy oraz przeprowadzenia odpowiednich postępowań na podstawie nowych unormowań, organy władzy publicznej powinny wstrzymać się z podawaniem do publicznej wiadomości pełnej wersji uzupełnień raportu (…) bez uprzedniej anonimizacji danych osób".

W archiwum Rządowego Centrum Legislacji znajduje się informacja, że w 2013 r. były już nawet konsultacje społeczne i zaczęto uzgodnienia międzyresortowe. A potem projekt umarł. Kilka miesięcy temu MON, gdy pytałem o prace nad wcieleniem w życie wyroku TK, odpowiadało, że "obecnie trwają uzgodnienia międzyresortowe projektu założeń". Projekt zatem leży odłogiem i to od kilku lat.

Legenda najcenniejsza

Dzisiejsze MON ich ani nie odkurza, ani nie tworzy nowego projektu. Aktywność Macierewicza skupia się zatem na gardłowaniu w mediach, a nie na realnych przygotowaniu podstawy do publikacji Aneksu.

Legenda "świętego Graala", którego w rękach trzymał Macierewicz, jest cenniejsza, niż sam "Graal".

Do czego przyzwyczaiły nas dwa lata rządów Prawa i Sprawiedliwości?

Więcej o: