Przedstawiciele dwóch stron radykalnego sporu i jakże podobne odczucia. Do tego odczucia trafne, albowiem w istocie nastał, również i w Polsce, czas populizmu.
Po pierwsze, przez całe lata każda, nawet najmniejsza, próba wyjaśnień patologii III RP kończyła się sakramentalnym: nie da się, niemożliwe, co na to sądy, co na to Unia, to tylko wypadek, popatrzcie na swoich rodziców, kiedyś nie było wolności, po prostu mieliście pecha, przestańcie być roszczeniowi. A gdy wszystkie te zaklęcia nie pomagały, sięgano po największą obelgę i ogłaszano publicznie, że proponowane rozwiązanie to czysty populizm.
W pewnym momencie czara goryczy się jednak przelała, w pewnym momencie Polacy stwierdzili, że może jednak warto zaryzykować, że może ów populizm nie jest taki najgorszy, skoro ma być tak jak jest, to spróbujmy czegoś nowego. Po drugie, każda fala populizmu wzbiera przy rewolucji komunikacyjnej. Tak było w latach 30., gdy pojawiło się radio, tak było w latach 90. w Polsce, gdy pojawiła się mnogość kanałów telewizyjnych, tak wreszcie jest teraz, w erze internetowych social media.
Ciekawe jest jednak to, że populizm się sprawdza. Albo może inaczej: populizm sprawdza się połowicznie. Wytresowani w antypopulistycznym myśleniu Polacy, którzy przez lata bali się przesunąć mocniej kredens z napisem III RP, nagle zauważyli, że kredens nie tylko można lekko od ściany odsunąć, ale wynieść do innego pokoju. I sufit na głowę nie spadnie.
Przez całe lata słyszano, że nie da się rozwiązać problemu reprywatyzacji, a tymczasem najpierw komisja reprywatyzacyjna, teraz antyreprywatyzacyjna ustawa i problem w dużej mierze rozwiązany. Przez całe lata tłumaczono, że nie da się obniżać podatków i zwiększać socjalu bez kosmicznego powiększania deficytu, a tymczasem uszczelnienie systemu VAT ów deficyt zmniejsza.
Przez całe lata tłumaczono, że nie można wprowadzać zakazu handlu w niedzielę, dodatków do emerytur, a tymczasem lada moment i te pomysły wejdą w życie. I tradycyjnie armagedonu nie będzie, jak nie było go po zakazie palenia w knajpach (kto pamięta histerię neoliberałów o bankructwie połowy pubów?), czy ograniczeniu kredytów walutowych (kto pamięta, jak PiS bronił franków?).
Oczywiście populizm sprawdza się połowicznie. Przykładowo ustawa reprywatyzacyjna możliwa jest dzięki faktycznej likwidacji Trybunału Konstytucyjnego, co z kolei oznacza, że gdy w jakieś sprawie PiS nie będzie po drodze z ludem, to tenże Trybunał dla ludu będzie bezwzględny.
Poprawa ściągalności VAT, opierająca się na obowiązku dowodzenia należytej staranności w stosowaniu procedur zapobiegających uwikłaniu się w karuzelę vatowską, może oznaczać, że iluś niewinnych przedsiębiorców może mieć problemy skarbowe, a co za tym idzie - problemy będą mieli przede wszystkim ich pracownicy (panu prezesowi raczej się nie pogorszy).
Ale to nie wszystko. Najważniejszą istotą połowicznego sukcesu populizmu jest to, że zwykle dostaje się go w pakiecie. W pakiecie z podważaniem globalnego ocieplenia, skuteczności szczepionek, czy dowodzenia wybuchów wszystkiego oprócz okien w tupolewie, bo te miały uszczelki (!). Pojawiają się głosy oburzenia na premier Szydło, ujmującą się za antyszczepionkową szarlatanerią, czy na Patryka Vegę za jego teledysk zwany nieopacznie filmem, tymczasem to wszystko stanowi jeden populistyczny pakiet razem z 500+, szczuciem na uchodźców, czy wykreślaniem z listy dyscyplin naukowych kulturoznawstwa.
Istotą populizmu jest bowiem wsłuchiwanie się w negatywne emocje ludu, czy może raczej tego ludu przeważającej większości. Czasami ten lud ma rację, jak przy 500+ albo eliminowaniu vatowskich oszustów, czasami racji nie ma, jak przy leczeniu raka witaminą C i płynem z kałuży.
PiS jednak populizmu nie rozróżnia, bo i po co. Folgowanie negatywnym emocjom ludu, po uprzednim napełnieniu kasy działaczom, wpisane jest w strategię tej partii, bez względu na to, ile dzieci z Syrii utonie i czy rozpętamy tsunami chorób zakaźnych. Lud chce i lud ma, w czasach populizmu tak się zdobywa, i przede wszystkim utrzymuje, władzę.
Nie rozumie tego zdesperowana opozycja, która mentalnie tkwi wciąż w dyskursie elit III RP. Nie rozumie, że za każdym razem, gdy na placu boju staje kolejny Maciej Stuhr czy inny profesor nauk wszelakich, grzmiący o ciemnym motłochu, lud się pod nosem uśmiecha i przełącza na kanał, gdzie Patryk Jaki znowu wszystkich zaorał, a wróżka zębuszka znowu postawiła tarota.
*Galopujący Major. Bloger polityczny. Socjaldemokrata (galopujacymajor.wordpress.com)
Sprawdzamy, czy Polacy są gotowi na łatwiejszy dostęp do broni. "Niewyszkolony Sebix..." [MAKE POLAND GREAT AGAIN]