Mariusz Błaszczak pojawił się w miejscu pracy strażaków w sobotę, otoczony kordonem dziennikarzy. Telewizja, radio... Media rejestrowały każde słowo ministra. W takiej sytuacji trudniej o swobodną rozmowę, jeśli nie ma się drygu do występów przed kamerami.
- Pan też od rana? Tak? - zagadał jednego z pracujących na miejscu.
- Tak jest - odpowiedział strażak. Mimo wysiłków ministra rozmowa nie bardzo się kleiła.
- Od rana. Olbrzymie drzewa, prawda? Wydawałoby się, że... - Mariusz Błaszczak wyglądał trochę, jakby - mówiąc potocznie - połknął kij. Ale nie dawał za wygraną.
- Za to mamy konkretny sprzęt - próbował ratować strażak.
- Tak... - zadumał się Błaszczak. - Wydawałoby się, że to jest solidne drzewo, a złamane niczym zapałka - ciągnął. - Bardzo dziękuję za pracę, za służbę - powiedział. Podał strażakowi rękę, ale gest wyszedł dość sztucznie.
- To bardzo dobrze, że przyjechaliście, żeby tutaj pomóc - prawił minister do ustawionych w rządku strażaków. - To ogrom pracy. Ktoś z panów uczestniczył w takiej akcji wcześniej? O takiej skali? - dopytywał Błaszczak.
- Do tej pory nie - odpowiedział cicho jeden z nich.
Nic dziwnego, Lasy Państwowe informowały, że to największa taka klęska. Nawałnica zniszczyła hektary lasów.
Polecamy też: Leśnicy mieli pomóc ofiarom burz, a demonstrowali poparcie dla ministra. Hasła rodem z PRL-u >>>