- Dzień dobry, panie redaktorze, mieliśmy się zdzwaniać i jakoś nam nie wychodzi, przepraszam. Pan w temacie wakacyjnym, a ja wakacji nie mam - mówi prezydent Słupska Robert Biedroń, kiedy w końcu udaje mi się złapać polityka w jego gabinecie w ratuszu. Rzeczywiście, Biedroń pracuje cały lipiec i sierpień. Tak jest od 2014 r., kiedy został prezydentem Słupska.
- Miasto na wakacje się nie zamyka. Mamy sporo turystów, latem ruszają nowe inwestycje, rozkopujemy miasto, wymienia się chodniki, nawierzchnie na drogach, wznosi się budynki. Nadzór prezydenta jest konieczny - tłumaczy mi.
- Przecież ma pan zastępców - zauważam.
Biedroń wyjaśnia, że jego zastępcy w lipcu i sierpniu sami wyjeżdżają, a on sam będzie miał urlop najprawdopodobniej w styczniu. Wtedy jest już względnie spokojnie, bo w ostatnich dniach grudnia przyjmowany jest miejski budżet, nie przeprowadza się poważniejszych remontów, a do miasta przyjeżdża stosunkowo niewielu turystów.
W styczniu tego roku portale plotkarskie rozpisywały się o wyjeździe Roberta Biedronia i jego partnera Krzysztofa Śmiszka do Malezji. - Zawsze wyjeżdżam tak daleko - tłumaczy Biedroń.
- Lubię poznawać inne kultury, nowe smaki. Byłem prawie na wszystkich kontynentach, oprócz Antarktydy. Łącznie sześćdziesiąt krajów. Mówi się, że jedna podróż jest jak sto przeczytanych książek. Świat jest tak piękny, różnorodny. Podróże sprawiają, że sami stajemy się ciekawsi wewnętrznie - mówi.
Z partnerem przy wyborze kierunków są zgodni. Mają listę krajów, w których jeszcze nie byli i wybierają kierunek, który w danym momencie wydaje się najbardziej odpowiedni. Na liście zostały jeszcze m.in. Sri Lanka, Japonia i Korea Południowa. Biedroń i Śmiszek nie wiedzą jeszcze, gdzie polecą w styczniu. Decyzja zostanie podjęta najpewniej w ostatniej chwili.
Dalekie podróże mają jeszcze jeden plus. - Można odpocząć od rozpoznawalności. Są takie momenty, kiedy człowiek chciałby po prostu pobyć z najbliższą osobą i nie zastanawiać się, czy ktoś chce mi zrobić zdjęcie lub ze mną porozmawiać. To wszystko jest oczywiście bardzo miłe, ale wtedy wolałbym pozostać anonimowy - mówi. Przytacza słowa aktora Jacka Poniedziałka o popularności.
- Powiedział kiedyś, że rozpoznawalny człowiek ma wrażenie, że chodzi z rozpiętym rozporkiem. Gdy jest się daleko na wakacjach, nie trzeba sprawdzać, czy rozporek jest zasunięty, czy nie - żartuje.
Chociaż nie zawsze da się tego uniknąć. Kiedyś, w Nowej Zelandii, pojechał pod jeden z wodospadów. Były tam wówczas tylko trzy osoby. Cała trójka okazała się Polakami.
Pytam, czy zwiedza także polskie miasta. Zwiedza, najczęściej przy okazji służbowych wyjazdów. - Ostatnio byłem z wizytą w Sejnach na Suwalszczyźnie u burmistrza Arkadiusza Nowalskiego. Pokazywał nam piękne okolice, to fascynujący zakątek Polski. Często chwalimy cudze, a swego nie doceniamy - stwierdza Biedroń.
Thun: Żenuje mnie obecna turystyka. To funta kłaków niewarte [URLOP OD POLITYKI]>>>
Są też spotkania autorskie, w związku z wydaną kilka miesięcy temu książką-wywiadem „Pod prąd”. - Na te spotkania przychodzą setki osób, to dodaje mi energii. Nie muszę mieć teraz wakacji, żeby tę energię mieć. Dostaję ją od innych - mówi.
Gdy ma chwilę wolnego, stara się korzystać z lata. - Jeśli mam do dyspozycji kilka godzin, biorę kajak i pływam po rzece Słupii. Słupsk z perspektywy kajaka wygląda zupełnie inaczej - uważa.
Częściej niż za wiosłami Biedronia można spotkać jednak w słupskim parku południowym, gdzie trenuje bieganie. - Najmniejszy dystans za jednym razem to 10 kilometrów, zajmuje mi to niecałą godzinę - wylicza. Jeśli biegnie na czas, a nie dla rekreacji, zakłada czapkę i okulary, by nie zwracać na siebie uwagi i skupić się na wyniku. - Bez tego ciężko przebiec bez uściśnięcia komuś dłoni i mówienia „dzień dobry”. Nie zmienia to faktu, że to oczywiście sympatyczne gesty - podkreśla.
Twierdzi, że trenować stara się rano, bo po pracy nie ma już na to sił. - Do której pan pracuje? - pytam. - Czasami do siedemnastej, czasami do dwudziestej drugiej. Ale niedawno byłem w domu około dwudziestej, a pojechałem jeszcze do kina na dwudziestą trzydzieści pięć na „Spidermana” - mówi. Film poleca, bo „lubi wszystko, co związane z Marvelem”.
Pytam o letnie lektury. - Na pewno to pana nie zainteresuje, bo czytam książki przede wszystkim o...
- O rządzeniu miastem - wtrącam.
Kluzik-Rostkowska: Obok nas zapalił się kamper. Wybuchł pożar, baliśmy się [URLOP OD POLITYKI>>>
- ... o rządzeniu miastem albo o gospodarce. Teraz czytam „Walkę o ulice”, książkę o tym, jak tworzyć miasto, które będzie przyjazne nie tylko samochodom, ale także pieszym i rowerzystom. Zawsze czytałem książki specjalistyczne i popularnonaukowe. Odstresowują mnie. A poza tym, nikt z nas, włodarzy miast, nie kończy uniwersytetu prezydentów. Wszystkiego uczymy się w praktyce. I z książek.
Biedroń ubolewa, że nie ma wystarczającej ilości czasu, by poświęcić się rozwijaniu swojej pasji: kolekcjonowaniu figurek Maryi.
- Jedną z nich dostałem od nieżyjącego już reżysera Krzysztofa Krauzego. Przywiózł mi Maryję z sanktuarium w Rwandzie. Mam też Maryjkę pomalowaną specjalnie przez Korę Jackowską. Są również czarne Maryjki z hebanu z Somalii, skośnookie Maryjki z Chin. Płaczące, uśmiechnięte, z dzieciątkiem, bez dzieciątka. Są fluorescencyjne i takie, do których można wlewać wodę święconą - wylicza.
Słupskiej Maryjki Biedroń nie ma, bo w mieście nie ma maryjnego kultu. - Maryja jest uosobieniem losu kobiety. A mnie ta kwestia bardzo interesuje. To ciekawe, jak kobieta jest traktowana w różnych kulturach i jak religia wpływa na traktowanie kobiet - tłumaczy swoją nietypową pasję.
Figurek jest łącznie czterysta. - Gdzie ja pan wszystkie trzyma? - pytam. - Muszę trzymać je w trzech mieszkaniach: Słupsku, Gdyni i Warszawie. W jednym miejscu by się nie zmieściły, biedaczki.
Nie pytam polityka, czy warto przyjechać w wakacje do Słupska, bo domyślam się odpowiedzi. Pytam więc, dlaczego powinno się Słupsk odwiedzić.
- Jesteśmy czternaście kilometrów od morza, przy niepewnej pogodzie w Słupsku można zjeść w najstarszej pizzerii w Polsce, zobaczyć największą wystawę Witkacego, krzywą wieżę i prezydenta, który jest, jaki jest i urzęduje w najpiękniejszym neogotyckim ratuszu w kraju - wylicza Biedroń.
- Jak pan sądzi: czy turyści przyjeżdżają tu też ze względu na pana? - pytam. - Przyjeżdżają tu ze względu na morze, biznesowo. Poza tym, jesteśmy bardzo blisko Słowińskiego Parku Narodowego. Ale czy z mojego powodu? Nie, na pewno nie.