Jacek Karnowski kreślił wizję "marszu miliona" w sobotę 29 lipca. "Trzeba działać szybko" - pisał na łamach portalu wpolityce.pl. "Tej próbie sterroryzowania Polaków obrazami tysięcy ludzi z lampkami (tysięcy! nie setek tysięcy, i nie milionów!) trzeba się przeciwstawić. Potrzebny jest wielki marsz zwolenników rządu, zwolenników Dobrej Zmiany" - zachęcał.
Z kolei Tomasz Sakiewicz pisał: "Jeżeli protesty przeciwników zmian w sądach nie ustaną pod koniec tygodnia kluby Gazety Polskiej i inne organizacje zrobią ogólnopolską manifestację". I podał inny termin: niedziela 30 lipca.
"Kluby Gazety Polskiej mówią "dość"! Będzie wielka demonstracja - razem z innymi środowiskami" - grzmiał portal niezalezna.pl.
- Najwierniejsi z wiernych zapraszają na dwie manifestacje jedności w poparciu dla rządu PiS - w sobotę (W Sieci) i niedzielę (Gazeta Polska) - podsumował prawicowy publicysta, Rafał Ziemkiewicz.
A co wyszło z zapowiedzi? Na razie niewiele. Obaj panowie już wycofali się z demonstracji.
- "Komitet: żądamy reform sądów" zbiera milion podpisów pod petycją do władz. Po ich złożeniu dopiero będzie demonstracja - napisał Sakiewicz na swoim Twitterze.
- Ja pisałem, że potrzebna jest demonstracja, a nie że ją organizuję. Po wecie demo nie ma sensu - skomentował uwagę Ziemkiewicza Karnowski.
W siedzibie PiS zwołano naradę, na polityków czekali demonstranci